– A więc dobrze, spróbujemy najpierw z innymi – oświadczył Marco niecierpliwie. – Trzeba jak najprędzej dotrzeć do Sassy. Może ktoś z nich nam pomoże, na przykład Sol. Spróbuj sprowadzić tu J1, Tsi!
Nie było to proste zamówienie. Najpierw zamierzali wyjaśnić elfowi, gdzie znajduje się J1 z resztą przyjaciół, lecz to okazało się zbyt kłopotliwe. Mężczyźni zabrali więc nosze z Tsi i wynieśli go do czarnej doliny, tak by sam mógł ją zobaczyć. Dolg uprzednio zaaplikował mu porcję promieni szafiru, by zdołał znieść taki wysiłek. Siska jak zwykle nie odstępowała go nawet na krok. A jej obecność jakby dodawała mu sił.
Tsi szepnął z wysiłkiem:
– Czy mam wezwać tu całego Juggernauta?
Zrozumieli jego wahanie.
– Nie, nie musisz, przynajmniej na początku – odparł Marco. – Jeśli sprowadzisz tylko ludzi, którzy tam się znajdują, jakoś poradzimy sobie z resztą.
Dolg jednak zaprotestował.
– A w jaki sposób sprowadzimy tu później J1? Nie, musimy zająć się wszystkim naraz.
Przejął dowództwo w sposób dość naturalny, ponieważ to on najwięcej wiedział o elfach i ich możliwościach.
Umieścił Tsi tuż przy niewidzialnym murze, rozdzielającym wymiary, i wszyscy z J1 i z J2 stanęli po obu jego stronach. Potem Dolg poprosił załogę J1, by weszła do swego Juggernauta, a gdy już to zrobili, wyjaśnił Tsi, co powinien mówić. Elf miał poprosić o to, by wszyscy przeniknęli mur we wnętrzu J1, tak by i pojazd przeniósł się na drugą stronę.
– To brzmi całkiem jak szaleństwo – stwierdził Armas, kręcąc głową.
– Ale to nasza jedyna szansa – powiedział Dolg. – Tsi, jesteś gotowy?
Elf skinął głową.
Dolg tak ułożył zaklęcie, by nie musieli się przemieszczać, tylko po prostu powrócić do wymiaru Tsi.
Wreszcie Tsi-Tsungga szeptem wypowiedział rozkaz.
Rozległ się huk, który przeciągłym, grzmiącym echem poniósł się przez dolinę.
Potem zapadła cisza.
– Jest całkiem wyraźny – szepnął Dolg, patrząc na J1.
Otworzyły się drzwi pierwszego Juggernauta i jego pasażerowie wysiedli. Widać ich było teraz całkiem normalnie. Tylko niektórzy wciąż przyciskali ręce do uszu.
– Tsi, czy naprawdę konieczny był taki hałas? – śmiała się Indra.
Wszyscy jej zawtórowali.
Już w następnym momencie Indra padła w ramiona Ramowi. Mówili jedno przez drugie, chcąc powiedzieć sobie to, co oboje już wiedzieli: mogą się kochać tak, jak tylko chcą.
– Tsi, jesteś fenomenalny! – oświadczyła Sol i mocno go ucałowała.
– Już, już! – dobrodusznie łajała ją Siska. – Zostaw choć trochę dla mnie!
– On jest twój, wszyscy już się z tym pogodzili – odparła Sol. – Ale teraz trzeba myśleć o Sassie. Co robimy?
Rozwiązanie było prostsze, niż im się wydawało, zapomnieli wszak prosić o pomoc Gerego i Frekego.
– Domyślamy się, że mogą ją więzić w specjalnej komorze tortur – stwierdził Freke. – Nieco bardziej luksusowej od pozostałych, ale dotarcie do niej zajmie nam dużo czasu. Zbyt dużo.
Duchy popatrzyły na siebie, oczy im rozgorzały.
– Masz siłę, żeby mnie unieść? – spytała Sol z błyskiem w oku.
– Oczywiście – odszczeknął Freke.
– A ty mnie? – zwróciła się Shira do Gerego.
– Jasne.
Sol roześmiała się.
– Wobec tego, moi przyjaciele, dosiądą was teraz jeźdźcy, jakich wasze oczy nigdy jeszcze nie widziały. Będzie jazda, od której dech zaprze wam w piersiach. Pilnujcie tylko, abyśmy zawsze siedziały na waszych grzbietach, inaczej zaraz zrobicie się widzialne, możecie też runąć w dół.
Cień, Heike i Mar natychmiast zgłosili się uradowani jako eskorta.
– To prawdziwa jazda na sposób elfów – uśmiechnął się Dolg.
Nardagus przeklinał. Brzmiało to dostatecznie strasznie w jego własnym języku, a jeszcze gorzej w „tłumaczeniu” Sassy.
– Przecież my nie rozumiemy, co ona mówi – warknął. – Chociaż wygląda na to, że dziewczyna się poddaje. Bierzcie pierwszego kociaka!
– Nie! – krzyknęła Sassa. – Powiedziałam przecież, że będę mówić!
Nardagus cisnął pucharem o podłogę.
– Do pioruna! Ona rozumie, co mówimy, ale nie chce odpowiadać w naszym języku!
– Nie jest wcale pewne, że pojmuje słowa – oświadczyła kobieta o żarłocznym spojrzeniu i ustach. – Wychwytuje zapewne jedynie sens. Nie rozumiem jednak, jak to możliwe, że tak długo się opiera, dlaczego już dawno nie stała się jedną z nas, dawno już powinna zmienić się w niewolnicę.
Taką jak ty, pomyślała Sassa. Nie, nie, ty tego na pewno nie zrozumiesz, nie wiesz nic o Świętym Słońcu, o szafirze ani o nas, specjalnie wybranych. Ojej, chyba zbytnio się zapędziła. Owszem, jej przyjaciele zostali wybrani do tego, by zmierzyć się ze złem, lecz ona, Sassa, była tylko pasażerem na gapę. Te potwory, łapiąc ją, doskonale wiedziały, co robią, ale ona i tak da sobie radę. Była przecież teraz naprawdę silna.
– Nikt z nich nie popadł w niewolę – mruknął Nardagus. – Ani jeden. A tak by się nam przydali, mogliby się wedrzeć do Królestwa Światła, jak kiedyś Hannagar i Elja. Ciekawe, co się z nimi stało?
– W tej przeklętej grupie są dwa słabe ogniwa, ta dziewczyna i wojownik ze Wschodu, powinniśmy zamiast niej wybrać jego.
– Trudniej byłoby go zwabić. Wciąż jednak wiemy bardzo mało o tym drugim pojeździe i o tych, którzy się w nim znajdują.
– Obawiam się, że są silniejsi. Przypuszczam jednak, że potrafię odgadnąć, jakim językiem mówi ta dziewczyna.
Odwróciła się do siedzącego obok mężczyzny, tego, który świecił niczym rozżarzone żelazo, i coś do niego szepnęła. Sassa wychwyciła słowo „sprowadź”, dalej nie usłyszała.
Co sprowadzić, kogo? O co chodzi tej kobiecie?
Mężczyźni wyglądali na zdumionych. Wszyscy troje dyskutowali z odwróconymi głowami, aż wreszcie ten płonący kiwnął głową i wysłał dwóch ohydnych strażników przez wielkie drzwi widoczne z tyłu.
Sassa czekała, drżąc ze wzburzenia. Patrzyła na niewinne kocięta i oczy wypełniły jej się łzami. Kotki wciąż żyły i tak bardzo chciała je ocalić. Ale przecież nie mogła zdradzić przyjaciół.
Nardagus i kobieta, czekając na coś, przyglądali jej się z nienawiścią. Wkrótce potem mężczyźni powrócili. Prowadzili między sobą więźniarkę, ubraną w staroświeckie, lecz bogate ubranie, charakterystyczne raczej dla mieszkańców wiosek. Z oczu wyzierał jej smutek.
Zła kobieta podniosła się ze swego miejsca i wymierzyła nowo przybyłej cios tak silny, że tamta upadła na podłogę. Ponieważ skuta była kajdanami, nie mogła się podnieść, lecz Sassa zaraz podbiegła do więźniarki, która okazała się dość nieładną dziewczyną.
– Puść ją! – wrzasnął Nardagus, lecz więźniarka już zdążyła spytać Sassę: „Czy jesteś Szwedką?”, a Sassa odszepnęła: „Norweżką, ale, proszę, nie zdradź mnie!”.
Jeden z niewolników brutalnie je rozdzielił. Nardagus kazał Sassie powtórzyć to, co powiedziała wcześniej. Dziewczynka dalej udawała, że nic nie rozumie, ale wtedy zła kobieta wzięła jedno z kociąt i przyłożyła mu nóż do gardła.
– Och, nie! – jęknęła Sassa. – Obiecałam już przecież, że będę mówić!
Zwracała się niby do Nardagusa, lecz tak naprawdę kierowała swe słowa do więźniarki, właściwie zaledwie młodej dziewczyny.
– Oni chcą, żebym zdradziła imiona moich przyjaciół, którzy znają się na magii, ale ja za nic nie chcę tego zrobić. Grożą, że zabiją kocięta, jeśli nie powiem prawdy, a na to nie mogę pozwolić.
– Widzieliśmy was. Mamy nadzieję, że nam pomożecie.
Odwróciła się do Nardagusa.
– Nie, nie rozumiem, co ona mówi – oświadczyła w języku władców, choć sama posługiwała się starym norweskim. Do Sassy zaś rzuciła pospiesznie: – Podaj inne imiona!