– A na cóż nam tacy więźniowie? Niech zginą w tej dolinie! Należy ich rozdzielić, tak by poruszali się w małych grupkach, wówczas mieszkańcy doliny zajmą się resztą. Wierzcie mi, nikt żywy się stamtąd nie wydostanie.
Nardagus wciąż nie był zadowolony.
– Wszystko to pięknie się zapowiada, lecz w jaki sposób wyciągnąć ich z tych piekielnych machin?
– Wolno myślisz, Nardagusie. Słyszeliśmy wszak, że pragną dojść do przeklętego jasnego źródła. Nie pojmuję, dlaczego ono musi znajdować się właśnie tutaj, w naszych górach.
– To tylko zaleta – wtrącił się drugi z władców. – Mamy nad nim kontrolę, możemy pilnować, by nikt się do niego nie przedostał.
– No, owszem to prawda. Ale tak czy owak: jeśli zamierzają przedostać się do źródła, muszą teraz wyjść w dolinę. Ich niezgrabne wozy nie pojadą dalej.
– Nigdy nie odnajdą drogi do źródła – prychnął Nardagus.
– Nie? Nie zapominaj, że są z nimi te przeklęte wilki, Gere i Freke. Nie, najlepszym pomysłem jest wypuszczenie na nich prawdziwych mieszkańców doliny. Tym razem obejdzie się bez ułudy. Ich oczom ukaże się prawdziwa dolina.
Jedna z przerażających postaci, chyba ta najstraszniejsza z nich wszystkich, wstała wolno i podeszła do ściany, która zmieniała się zgodnie z życzeniami patrzącej na nią osoby. Całą ścianę wypełnił widok nieustannie zmieniającego się krajobrazu.
Wreszcie pojawiła się czarna dolina, a wraz z nią oba Juggernauty.
– A więc są tam – szepnął budzący grozę władca. – Spotkali się, ale my to odmienimy.
Wszyscy inni obecni na tej sali wycofali się, nie chcieli patrzeć, jak potężny pan podnosi ręce i wydaje rozkaz pozostającym w ukryciu upiorom z doliny, jednocześnie zachęcając do działania wrogów, którzy tak tchórzliwie kryli się we wnętrzu przeklętych machin. Podpowiadał im, by natychmiast wyruszyli na poszukiwanie jasnego źródła.
W wysoko położonej sali potężnych władców wszyscy w milczeniu obserwowali to, co zaczyna się dziać w dolinie. Wyglądało to tak, jakby cała ziemia zaczęła się nagle poruszać.
Również istoty do cna przesycone złem zadrżały z odrazą, gdy zobaczyły to, co ukazało się na wielkim ekranie.
Czy zachęta potężnych władców dotarła do uczestników ekspedycji czy też nie, nie miało większego znaczenia, sami z siebie bowiem dyskutowali o drodze do źródła.
Najpierw jednak nie było końca radości, że oto znów są razem. Zasiedli wokół wielkiego stołu w J1, przyniesiono tu również na noszach Tsi, a Siska nie odstępowała go nawet na krok. Tich wybrał sobie miejsce, z którego miał widok na J2 tak, by żaden podejrzany typ nie zakradł się do pojazdu w czasie, gdy oni zajęci będą rozmową.
Sassa opowiedziała swoją historię. Pochwalono ją szczerze za to, że zachowała się tak wspaniale i nie zdradziła imion przyjaciół, Faron zaś koniecznie chciał się dowiedzieć, kim była pojmana wieśniaczka
– My ją znamy – odparł Freke.
Razem z Gerem leżeli na stojących obok siebie łóżkach i pilnie wszystko obserwowali. Armas i Oko Nocy nie mieli nic przeciwko temu, a nawet radzi byli, że wilki grzeją im pościel. Teraz pytające spojrzenia zebranych zwróciły się na Frekego.
– Nazywa się ją Córką.
– Córką? – zdziwił się Jori. – To dopiero dziwne imię!
– Ale tak właśnie jest, po norwesku nawet Córką Żony. Ona rzeczywiście jest Norweżką.
– Zaczekaj chwilę – ożywiła się Indra, która siedziała tuż koło Rama. – Jest taka norweska bajka, która się nazywa „Córka męża i córka żony”. Nie chcesz chyba powiedzieć…
– To właśnie ona – kiwnął łbem Freke.
Popatrzyli na niego z niedowierzaniem, ale Marco podjął:
– Bajka znana jest w wielu krajach. Opowiada o dwóch córkach, rodzonej i przybranej, które kolejno są wystawiane na wiele trudnych prób, wpadają na przykład do studni. Córka męża ze wszystkich wychodzi zwycięsko dzięki swej życzliwości, natomiast córka żony jest zła, brutalna i wszystko psuje. Szwedzka bajka nosi tytuł „Dwa kuferki”, a rosyjska „O pięknej Wasylisie”, to inna wersja tej samej historii. Można właściwie powiedzieć, że „Kopciuszek” także się do nich zalicza.
– Och, nie, ależ posłuchaj, to przecież się nie zgadza! – powiedziała Indra z urazą. – Sassa spotkała Córkę Żony, tę złą! W bajce ona jest brzydka i złośliwa, a mimo to…
Freke przerwał jej.
– Sądzę, że najwyższy czas, abyśmy z Gerem zdradzili wam powód rozpaczliwych krzyków dobiegających z Gór Czarnych.
– O, tak, prosimy – ucieszył się Faron. – Ale czy wcześniej na stole może się znaleźć trochę jedzenia? Wygląda na to, że w tym miejscu mamy jako taki spokój. Zostaniemy tu więc chyba przez jakiś czas. Musimy zebrać siły do kolejnego etapu.
Zrobiło się dość tłoczno, gdy pasażerowie obu Juggernautów biegali w koło, przygotowując posiłek. Ram z Indrą znaleźli jednak moment, by zostać choć na chwilę sam na sam w magazynie.
Nie było czasu na żadne romantyczne finezje.
– Indro, czy chcesz być moja, na zawsze?
Indra już miała zamiar palnąć jakąś bzdurę o uczynieniu z niej przyzwoitej kobiety, lecz wyjątkowo nie odczuwała szczególnej potrzeby, by obrócić sytuację w żart. Nigdy w życiu nie była taka poważna. Do oczu napłynęło jej tyle łez, że wreszcie się przelały, i ledwie zdołała wyjąkać:
– Tak. A ty, Ramie?
Ram objął ją mocno i Indra poczuła, jak otacza ją owa gorąca miłość, która mogła się wydawać płomieniem Wielkiej Światłości, będącej samą tylko miłością, i zapragnęła móc ofiarować ukochanemu również coś podobnego, bodaj ułamek takiego oddania, które teraz od niego biło.
Być może trochę jej się to udało, gdy bowiem znów na nią spojrzał, jemu także zwilgotniały oczy.
To znaczy, że Lemuryjczycy potrafią płakać, pomyślała Indra. Świetnie, a więc i ja mogę się odważyć. Patrzyła zatem na Rama, śmiała się i płakała na przemian, pociągała nosem i czuła się wprost do bólu szczęśliwa.
Musieli wreszcie czym prędzej powrócić do innych, Indra wydmuchała nos, dopytując się, jak wygląda, Ram zaś odparł:
– Jak gdybyś przed chwilą przyjęła bardzo wytęsknione oświadczyny.
A wtedy Indra zaczęła szlochać jeszcze głośniej, ale płacz przerywały jej wybuchy śmiechu. Na szczęście każdy zajęty był swoimi problemami i nikt nie miał czasu, by obserwować szczęśliwą parę.
Dziewczynę przeniknął dreszcz.
A wciąż to, co najlepsze, jeszcze przede mną, pomyślała. Ten moment, kiedy będę należeć do niego po raz pierwszy i od tej pory już na całe, całe życie. Czy można umrzeć ze szczęścia? Bo tak właśnie teraz się czuję.
Jasne się stało, że wszystkim potrzebne było jedzenie. Dokoła panowała głęboka cisza, gdy posilali się tym, co znalazło się na stole. Kiro, odpowiedzialny za magazyn spożywczy, starał się odpowiednio dzielić porcje, jedzenia mogło więc wystarczyć jeszcze na wiele posiłków. Mieli też ze sobą rezerwowy prowiant w maleńkich paczuszkach, lecz on był ostatnią deską ratunku, na wypadek gdyby skończyło się zwykłe jedzenie. Ekspedycja trwała już znacznie dłużej, niż to planowano, i nic na razie nie zapowiadało jej końca, Kiro więc był bardzo ostrożny, na razie jednak wszyscy mogli najadać się do syta.
Wreszcie Faron usadowił się wygodnie.
– Opowiadajcie teraz, Gere i Freke, co się kryje za tymi krzykami skargi, które docierają do nas od tak dawna? Czy one mają coś wspólnego z tą młodą więźniarką?
– Tak, ona należy do skarżącego się chóru. Podobnie jak my kiedyś – dodał Gere.
– Co takiego?