Freke potwierdził.
Indra odezwała się cierpko:
– Wobec tego chór utracił parę znakomitych wyjców w waszych osobach.
Jeśli wilki potrafią się uśmiechać, to właśnie zrobiły teraz Gere i Freke.
– Masz słuszność – odpowiedziały.
– Opowiadajcie już! – ponaglał ich Marco. – Albo nie, zaczekajcie. Coś mi mówi, że w istocie jesteście wilkami Odyna.
– Znów masz słuszność – przyznał Freke.
Aż słychać było, jak wszystkim zgromadzonym wprost dech zaparło w piersiach.
Marco gwizdnął cichutko.
– A więc tak to się wiąże!
– Co takiego zrozumiałeś lepiej niż my? – niecierpliwiła się Indra.
Ale Marco jej nie słuchał. Całą swą uwagę skierował na wilki.
– Czy jest wśród was Grendel?
– Tak – wykrzyknęły, radośnie zaskoczone.
– A Minotaur?
– To nasz przywódca.
– Nie psuj teraz wszystkiego, pozwól, by Gere i Freke opowiadały. – Indra bez cienia szacunku napadła na swego krewniaka Marca.
– Pst – szepnął nagle Oko Nocy, który siedział zapatrzony w okno. – Widziałem coś…
– Mnie też się tak wydawało – przyznała Siska, również siedząca tak, że miała widok na skamieniały las. – Ale jakoś prędko zniknęło.
– Co zauważyliście? – spytał Ram.
– Tylko jakiś ruch – odparł Oko Nocy, a Siska przyświadczyła skinieniem głowy.
Okazało się, że ulotne zjawisko zaobserwowano w różnych miejscach. Ram zabrał więc ze sobą Marca i Oko Nocy i otworzył drzwi.
Uderzyło ich powietrze wiecznej nocy. Przez chwilę stali w milczeniu, lecz wszędzie dookoła panowała cisza. Chora dolina leżała pogrążona w swej zwyczajnej ciemności.
Niczym echo ich własnego nastroju rozległo się przeciągłe wołanie żalu i rozpaczy, dochodzące od strony gór. Mężczyźni poczuli, że przenika ich dreszcz.
Wrócili do środka.
Marco przestrzegł wszystkich przed wychodzeniem w pojedynkę, prosząc, by mieli w pamięci przeżycia Sassy. Indrze jednak wydawało się, że w jęku skargi usłyszała ton rozpaczliwej nadziei.
Marco oddał głos wilkom.
Mówił Freke:
– Owszem, prawdą jest to, czego domyśla się nasz wielce szanowny przyjaciel, książę Marco. Jesteśmy więźniami Gór Czarnych, wszyscy my, będący czarną stroną wszelkich mitów, podań i baśni, wymyślonych przez ludzi.
– I w ten sposób zostaliście ożywieni? – spytał Dolg.
– Tak właśnie jest.
Zapadła chwila ciszy, podczas której zebrani usiłowali przyzwyczaić się do tej myśli. Marco przypomniał sobie pewną rozmowę, którą odbył chyba z matką, Sagą. Czyż ona nie mówiła mu czegoś podobnego? Że to wcale nie Bóg stworzył ludzi, tylko ludzie stworzyli bogów, a gdy w bogów przestawano wierzyć, umierali.
Czy to samo może dotyczyć postaci z baśni? Czy w ten sposób one ożywają?
A dlaczego nie?
Indra, która jako jedna z niewielu tu obecnych mieszkała na powierzchni Ziemi, zaczęła protestować.
– Ale przecież wilki Odyna nie były złe?
– My stanowiliśmy przypadek graniczny, postrzegano nas nie jako złe stworzenia, raczej po prostu niebezpieczne. Dlatego też zdołaliśmy się uwolnić i uciec stamtąd – wyjaśnił Freke.
– Ale Loki jest wśród was?
– Oczywiście.
– I Judasz? – podsunęła Sassa.
– Nie, Judasz był prawdziwą postacią, żywą osobą. Tu znajdują się jedynie istoty rodem z ludzkiej wyobraźni.
– Meduza? – spytał Jori.
– Oczywiście.
Indrze przyszła do głowy zaiste przerażająca myśclass="underline"
– Tengel Zły?
– Nie – włączył się Marco. – Po pierwsze, on został unicestwiony, a po drugie dla nas, Ludzi Lodu, był postacią jak najbardziej rzeczywistą…
Freke uzupełnił:
– A po trzecie, napływ złych sił tu, do Gór Czarnych, zakończył się w czterdziestych latach osiemnastego wieku.
– Wtedy gdy przybyła tu rodzina Czarnoksiężnika? – czujnie spytał Dolg.
– Owszem, zgadza się. Właśnie przez tamte wrota, którymi przeszła twoja rodzina, mroczne siły z baśni i podań przedostawały się tutaj. Jak pamiętacie, wtedy wrota zostały zamknięte na zawsze.
– To znaczy, że reszta złych mocy pozostała później na ziemi wśród ludzi?
– Nie wydaje mi się, aby tak było. Sądzę, że wraz z epoką oświecenia mitologia po prostu przestała istnieć na ziemi. W dodatku nie powstawało już tak wiele bajek.
– Ale dlaczego tak się skarżycie? Czy to przez tę niewolę?
– Nie, gdyby było to tylko z tego powodu, nasze wołanie nie miałoby takiej mocy. Nie, są inne powody…
– Tam! – wrzasnął nagle Jori i rzucił się do okna. – Teraz i ja coś zauważyłem, ale zaraz znów zniknęło.
– Co widziałeś? – spytał Ram.
– Jakiś cień, ale zniknął błyskawicznie. Przypuszczam jednak…
– Tak?
Jori sprawiał wrażenie zmieszanego.
– Jeśli jest tak, jak mi się wydaje, to mam rację. Chociaż nie całkiem tak, jak mi się wydaje.
– Niezwykle precyzyjne i wiele mówiące sformułowanie – złośliwie zauważyła Indra. – A co takiego ci się wydaje?
– Nie wiem.
– No cóż, to wszystko wyjaśnia.
Przerwał im Marco.
– Nie mamy czasu na to, by siedzieć tu i się przekomarzać. Freke, czy ten żałobny chór może nam się przydać w drodze do źródła?
– Nie wiem, jak zdołalibyście dojść tam bez tego, jak to nazywasz, chóru.
– Tak właśnie myślałem. Wobec tego najpierw pójdziemy do niego – zdecydował Marco.
Wilki westchnęły z ulgą.
– A już myśleliśmy, że nigdy na to nie wpadniecie – stwierdził Gere.
17
Zapanowała gorączkowa aktywność, przygotowywano się do wyruszenia w dalszą drogę. Tym razem na wszystko patrzono inaczej.
Armas nie krył wzburzenia:
– Chcesz powiedzieć, Marco, że mój ojciec, Strażnik Góry, który strzegł przecież tamtych wrót, miałby wpuścić tutaj wszystkie złe istoty z mitów?
Zamiast Marca odpowiedział Freke:
– Nie, nie, to nie jego wina. Ale wierzcie mi, na Ziemi również istniały złe moce kalibru Tengela Złego. Nie wiemy, czy to on, czy ktoś inny zdołał przemycić tutaj najmroczniejsze postaci z mitów. Stało się to bez wiedzy twego ojca, za jego plecami, oni mieli inny sposób na otwarcie wrót po kryjomu. Zrozumcie! – W głosie Frekego brzmiała gorycz. – Ludzie oczywiście nie chcieli znać wytworów fantazji, które sami stworzyli i w które tchnęli życie. Wszystkie nieprzyjemne istoty usunięto więc tutaj, do Gór Czarnych.
– To Dolg położył temu kres, gdy odnalazł Święte Słońce, które wciąż pozostawało na powierzchni Ziemi – dodał Gere. – Wówczas tamte wrota definitywnie zamknięto.
– Ale ja… – zaczęła Indra, w której aż gotowało się od pytań.
– Później – uciszył ją Faron. – Teraz nadszedł czas, by zdecydować, kto wyruszy dalej, a kto zostanie tutaj. Zakładam bowiem, że Juggernauty nie pojadą, czy nie tak, Chorze i Tichu?
– Przejazd przez dolinę jest niemożliwy – uznali Madragowie.
– I nie wrócimy tutaj, zanim nie odnajdziemy drogi do źródła?
Freke przytaknął. Po odnalezieniu jęczącego chóru najlepiej, byłoby bez zwłoki wyruszyć po jasną wodę.
Postanowiono więc, że obaj Madragowie zostaną, by przypilnować pojazdów. Wydawało się, że przyjęli takie rozwiązanie z ulgą. Zostać miała także Siska razem z Tsi, Sassie też nie pozwolono wybrać się nigdzie dalej. Faron chciał, by Indra również czekała w J1, ale spotkał się z protestami. Dziewczynę uratował Ram.
– Drugi raz nie rozstanę się z Indrą. Zbyt straszne było przeświadczenie, że ją utraciłem. Będę za nią odpowiadał.
– Jak chcesz – Faron nie krył goryczy. Potem wyprostował się w całej swej okazałej postaci. – Drodzy przyjaciele, dotychczas obserwowałem tylko wszystkie wasze czyny i osiągnięcia, zaiste radziliście sobie chyba najlepiej jak można. Teraz zaś kolej na mnie. Poprowadzę was dalej przy pomocy naszych wspaniałych wilków. Ci jednak, którzy tu zostaną, muszą mieć jakąś ochronę…