– Czy on żyje? Czy myślicie, że tamten coś mu zrobił? Zbadajcie go – prosiła na wpół z płaczem.
Marco kucnął przy niej i zbadał Strażnika.
– Sprawa nie wygląda beznadziejnie – pocieszył ją.
– A oto i Cień, Gere i Dolg z szafirem. Przekonajmy się, co kamień może dla niego zrobić.
Gere ozdrowiał już na tyle, że mógł o własnych siłach utrzymać się na nogach. Nie było czasu na to, by wyleczyć jego i Dolga całkowicie. Tym można się zająć w Juggernaucie, teraz pragnęli tam wrócić, i to jak najszybciej.
Zarówno Gere, jak i Freke usłyszeli wiele pochwał i serdecznych podziękowań.
– To wy nas ocaliłyście – oświadczył Faron, a wszyscy pozostali przyznali mu rację. – Winni wam jesteśmy naprawdę wielką wdzięczność, nigdy o tym nie zapomnimy.
– Wobec tego jesteśmy kwita – oświadczył Freke. – Wreszcie mogliśmy się odwzajemnić, przecież wy uratowaliście nas przed Górami Czarnymi.
No cóż, to akurat się nie stało, uprzytomnił sobie Marco, przecież zabraliśmy was z powrotem w Góry i trudno powiedzieć, żeśmy się z nich wydostali. Faktem jest, że nie posuwamy się ani o krok naprzód, cały czas drepczemy w miejscu.
Ram wezwał Joriego w J1.
– Wracamy – poinformował go. – Cudownie będzie znów znaleźć się w bezpiecznych Juggernautach. Jakie to szczęście, że one są z nami! Ale może to trochę potrwać, bo mamy trzech ciężko rannych, zresztą każdy z nas jest mniej lub bardziej poturbowany. Wszystko na szczęście dobrze się skończyło. A co u was?
– No cóż – rzekł Jori jakimś dziwnie obojętnym głosem. – U nas wszystko w porządku, przygotowujemy się na wasz powrót, chcemy wydać małą ucztę, zasłużyliście na nią po tej pierwszej nieudanej próbie dotarcia do więźniów. Ale Sassa jest jakaś niespokojna, zresztą nie tylko ona…
– Co takiego? A to dlaczego?
– Nie wiemy, coś jakby czaiło się po kątach, chociaż tak wcale nie jest. I nie najlepiej się czujemy, chociaż wszystko jest w porządku. Nie wiem, Ram, wracajcie jak najprędzej!
– Tak prędko, jak tylko zdołamy. Ale pamiętajcie, że Juggernauty to nasze jedyne bezpieczne oparcie. Odprężcie się więc, to na pewno grożące nam niebezpieczeństwo wpłynęło i na was, ot i wszystko.
– Pewnie tak – odparł Jori, lecz nie zabrzmiało to wcale przekonująco.
Po zakończeniu rozmowy przeszedł do magazynu z żywnością poszukać jakiegoś smakołyka dla wspaniałych wilków, które najwyraźniej wszystkich ocaliły. Nie mógł jednak pozbyć się przeświadczenia, że czyjeś złe oczy bezustannie go śledzą. Miał wrażenie, jakby coś chciało przeniknąć w jego ciało, czego doznał przecież Kiro i reszta. O wszystkim mu już opowiedzieli. A może rzeczywiście gdzieś w jakimś kącie czaił się ktoś, kto chciał się go pozbyć? Podkraść się do niego i usunąć go jako osobę, która stoi mu na drodze?
Odwrócił się prędko i zajrzał w kąt, w którym, jak był przekonany, kryje się coś żądnego krwi i wyczekującego tylko na okazję.
Oczywiście niczego tam nie było.
Już nawet w biały dzień zwidują mi się duchy, pomyślał zły na samego siebie.
Wreszcie stoły były nakryte i wszystko zostało przygotowane na powrót przyjaciół. Jori zorientował się jednak, że nie tylko on i Sassa mają wrażenie nadciągającego ukrytego zagrożenia. Coś znajdowało się w ich bezpiecznym Juggernaucie.
Nareszcie wrócili. Dzięki Bogu, Jori nigdy chyba jeszcze nie odczuł takiej ulgi. Nastąpiły ceremonie powitalne, uściski i objęcia. Wylano trochę łez, trwały krótkie rozmowy, opowiadanie przy pięknie nakrytych stołach z zapalonymi świecami. Nic nie szkodziło, że właściwie znajdowali się w punkcie wyjścia, bo teraz dolina była bezpieczna i gdy wyruszą w nią następnego dnia, nic już nie stanie im na przeszkodzie.
Faron zaprosił wszystkich do stołu. Należało uczcić tak szczęśliwe ocalenie.
Ale gdzieś w kącie czaiły się chytre oczy. To w oczach Armasa i Oka Nocy błyskało zło. Te oczy wypatrywały swoich ofiar. Mrugały, z lękiem patrząc na wilki Odyna…
Jako upiory nie zdołałyby niczego osiągnąć, ani zemścić się, ani zabić. Teraz jednak zdobyły też ciała.
Margit Sandemo