Indra wyszła z pomieszczenia Słońca z rozjaśnioną twarzą.
– Sprawdziłam się – oświadczyła rozpromieniona. – Nie wiedziałam, że jestem aż tak dobrym człowiekiem. Teraz za to stanę się nieznośna, bo będę się tym przechwalać co dzień.
– Dopóki nie zrobisz czegoś gorszego niż to, spróbujemy jakoś z tobą wytrzymać – zażartował z niej Armas.
Indra, stojąca w pobliżu Farona, rzuciła beztrosko, lecz z tonem urazy w głosie:
– Mogłabym na przykład przyczepić się do Rama. Czy nie jest to najgorsza rzecz, jaką mogłabym zrobić, Faronie?
– O co ci chodzi? – cierpko spytał Faron.
– Dobrze wiesz. Wam, Obcym, nie podoba się przecież moja bliska przyjaźń z Ramem. O ile dobrze rozumiem, to wy chcecie wybrać dla niego towarzyszkę życia.
– Ram jest dostatecznie kompetentną osobą, by sam zdecydować. My się w takie sprawy nie wtrącamy.
Indra zapatrzyła się w niego zdumiona. Serce uderzyło jej mocniej. Czyżby on chciał powiedzieć, że…
Tak, na to właśnie wyglądało. Rozejrzała się w poszukiwaniu Rama, lecz on akurat przeszedł do J2. Ach, musi mu o tym powiedzieć, to prawdziwy cud!
Gdy nadeszła kolej wilków, Dolg przykazał im:
– Gdybyście poczuły, że zło w was zaczyna dominować, czym prędzej dajcie znać, szczeknijcie.
Obiecały, że tak zrobią. Gere jako łagodniejszy wszedł pierwszy, wszystko potoczyło się pomyślnie. Ale kiedy Freke zniknął w środku, napięcie stało się nieznośne. Co zrobią, jeśli próba się nie powiedzie?
Nic złego jednak się nie wydarzyło. Szafir, Dolg i Marco należycie go przygotowali. Sam Freke po wyjściu nie krył ulgi.
Zanim pojazdy znów ruszyły, wyszli rozejrzeć się po okolicy, niewiele jednak dało się zobaczyć. Było tak, jak mówił Marco. Gęsta mgła, niczym ziemistobrunatna kasza, unosiła się w skalnym korytarzu, w którym się znajdowali. Mieli nawet problemy z odnalezieniem powrotnej drogi do pojazdów, czym prędzej więc postanowili się w nich schronić.
Każdy bez wyjątku myślał zapewne o tym samym: W co myśmy się wplątali? Co czai się przed nami?
Siska oczywiście przeniosła się do J2 razem z Tsi, pozwolono jej na to. Przeszedł tam także Armas. W J1 pozostali więc Kiro, Indra, Sol, Oko Nocy, Yorimoto i Sassa. Zjawił się tu także Jori, nieszczególnie zachwycony faktem, że „zesłano go” do mniej ważnego pojazdu, tego stanowiącego „przyczepkę” do J2.
Wszyscy weszli na wieżyczkę do Chora, który nie ruszał się ze stanowiska dowodzenia i utrzymywał łączność przez telefon z Tichem i Ramem. Ale odkąd wjechali we mgłę, jakość połączenia znacznie się pogorszyła.
– Jak myślisz, czemu tak jest, Chor? – dopytywała się Sol.
– Nie wiem – odparł Madrag. – I nawet nie śmiem zgadywać.
Usłyszeli nawoływania duchów przed J2, lecz nie rozróżniali słów, wiedzieli tylko, że składają raport z tego, co widzą. Wydawało się, że niewiele mają do powiedzenia.
– Teraz Tich rusza – oświadczył Chor. – Trzymajcie się mocno, bo strasznie tu nierówno.
„Nierówno” okazało się bardzo łagodnym określeniem. Choć chwytali się wszystkiego, co tylko znalazło się w zasięgu rąk, rzucało nimi tak, że chwilami widzieli podwójnie.
Wreszcie trochę się uspokoiło, podłoże stało się równiejsze, posuwali się jednak bardzo wolno, ślimak mógłby dotrzymać im kroku. Usłyszeli, że Tich wzywa duchy z powrotem do J2, który właściwie, można powiedzieć, zniknął im już z pola widzenia. Dostrzegali jedynie tylne światła w postaci niewyraźnych plam w gęstej ciemności.
Potem i one zniknęły.
– Do diabła! – zaklął Chor po madragijsku. – Chyba musimy trochę przyspieszyć. Nie sądzę wprawdzie abyśmy się pogubili tutaj, w tym wąskim tunelu, ale czuję się bezpieczniej, gdy mam z nimi kontakt.
– O, tak, bez wątpienia – przyznała Indra. – Jak myślisz, czy jedziemy wyschniętym korytem rzeki?
– Prawdopodobnie – odparł Chor.
Był taki spokojny, dawał tyle poczucia bezpieczeństwa.
Pozostali pasażerowie stali wokół stołu z instrumentami i próbowali przeniknąć wzrokiem nieprzenikniony mrok. Reflektory J1 nie dawały już żadnego światła. Wokół było ciemno jak w grobie, stracili też poczucie czasu.
Sol zaśmiała się nerwowo.
– Pomyślcie, co będzie, jeśli naprawdę natkniemy się na ścianę? Będziemy musieli się cofać, całą drogę z powrotem.
– Jasne widoki na przyszłość – mruknął Chor ze śmiechem.
Wezwał swego przyjaciela Ticha. Coś zaburczało w głośniku, lecz słowa drugiego Madraga do niego nie dotarły.
– Przestaliśmy was widzieć – powtórzył Chor. – Czy możecie na nas zaczekać?
Połączenie zostało niemal przerwane. Tylko czerwona lampka, migocząca na tablicy rozdzielczej, świadczyła o tym, że ktoś usiłuje się z nimi skontaktować.
A mgła na zewnątrz wciąż gęstniała. Była teraz tak gęsta jak sypka ziemia.
– Nie podoba mi się to – stwierdził Kiro.
Nigdy jeszcze siedem osób bardziej się z nim nie zgadzało.
W J2 Tich walczył z instrumentami, które nie chciały go słuchać. Wychwycił wezwanie Chora, lecz nie zrozumiał, co przyjaciel usiłował mu przekazać. Ram doniósł, że przestali widzieć przednie światła T1, i z własnej inicjatywy zahamowali, żeby zaczekać na drugi pojazd. Duchy znów wyszły, żeby zbadać teren przed nimi, lecz nie miały do przekazania nic nowego. Faron wysłał więc je do tyłu, by spróbowały bezpośrednio skontaktować się z J1.
Duchy powróciły, przynosząc niepokojące wieści.
– Nie możemy ich znaleźć – oświadczył Heike. – A przecież właściwie powinni nam wręcz deptać po piętach.
Niepokój ogarnął całą wieżę kontrolną, w której przebywała większość pasażerów. Tich ponowił próbę nawiązania łączności.
Ale teraz wszystkie instrumenty były jak martwe.
Popatrzyli po sobie, Tich zatrzymał pojazd, zapadła przykra cisza. Czuli się tak, jakby gęsta mgła usiłowała na nich patrzeć, a może nawet przedrzeć się przez jakąś szparę. Oba Juggernauty jednak były teraz doskonale uszczelnione, nie dałoby się w nich znaleźć nawet najmniejszej dziurki. Członkowie załogi po szkodzie byli już mądrzy.
– Wezwijcie Marca i Dolga – oświadczył Faron martwym głosem.
Armas natychmiast zbiegł na dół i wezwał obu. Wprowadzono ich w sytuację, a potem Faron, tłumiąc wzburzenie, spytał:
– Z kim najłatwiej nawiązać kontakt telepatyczny?
– Z Sol – natychmiast odparł Marco. – Czy pomożecie mi, wy, którzy to potraficie?
Pokiwali głowami, skupili się. Posłali Sol prośbę, by dała im jakiś znak, potwierdziła, że dotarły do niej ich sygnały.
Po kilku minutach zrozumieli, że nie otrzymają odpowiedzi.
Głos Farona brzmiał bardzo niewyraźnie.
– Duchy, przenieście się natychmiast na pokład J1.
W ułamku sekundy wszystkie cztery duchy, Heike, Shira, Mar i Cień, zniknęły z wieży J2.
Kiedy czekali na jakąś relację, Ram próbował dowiedzieć się czegoś od wilków, które również przebywały w wieżyczce i z takim samym napięciem jak ludzie śledziły rozwój wydarzeń.
– Co wiecie o tym tunelu? – spytał.
– Nic nie wiemy o tej okolicy – odparł Freke. – Jest nam całkowicie nieznana, nigdy o niej nie słyszeliśmy.
– Rozumiem – pokiwał głową Ram.
Duchy wkrótce powróciły.