– Czyżby oni chcieli, żebyśmy opuścili tunel? – zastanawiał się Dolg. – Wrócili do Doliny Róż?
– Z wielką chęcią, jeśli tylko tam odnajdziemy J1! – wykrzyknął zapalczywie Ram.
– Może właśnie dlatego nie możemy ich odnaleźć – powiedział Armas, jakby chcąc pocieszyć siebie i innych. – Oni mogą już być poza Górami Czarnymi. Może to dwa światy, między którymi łączność jest niemożliwa.
Nikt nie odpowiedział. Nikt nie śmiał robić sobie płonnych nadziei.
Ram czuł, że twarz sztywnieje mu ze strachu. To zniknięcie było tak nieprzewidziane. Owszem, w Górach Czarnych można się było spodziewać najbardziej zaskakujących zjawisk, lecz nie tego! Wprawdzie nie dotarli jeszcze do jądra gór, lecz już teraz lepiej rozumiał, dlaczego żaden z poprzednich wysłanników z Królestwa Światła nigdy nie powrócił. Tu czyhało przecież tysiąc niebezpieczeństw, a ich wyprawa korzystała zaledwie z jednej drogi prowadzącej do wnętrza.
Czy inni próbowali już przedrzeć się przez Dolinę Róż?
Chyba tak. Była wszak grupa, która opowiadała o wysokich, strzelistych drzewach i o różach.
Oni także przepadli gdzieś w Ciemności. Wątpił jednak, by zapuścili się aż tak daleko. Róże na pewno ich pochłonęły.
Dlaczego ta mroczna mgła zniknęła? Co się z nią stało?
– Zatrzymajcie się! – zawołał Ram, bliski utraty rozumu z rozpaczy.
Tich zahamował, Ram wyskoczył z J2. Podbiegł do skalnej ściany i gorączkowo jął ją obmacywać.
Nic.
Masywne, martwe kamienie, zimne, czarne, nieprzebyte.
Powrócił do pojazdu i bez słów dał Tichowi znak, by cofał się dalej.
Serce mu drżało. Przymknął oczy, wsłuchując się w równą pracę silnika.
Nie tylko nad utratą Indry rozpaczał. Zniknął wszak także Jori, wesoły, beztroski Jori. Mała Sassa, ach, co robić? Chor, przyjazny Madrag, Yorimoto, który akurat dostał nowe życie. Oko Nocy, młody chłopak, na którego stawiali wszystko. Sol, również obdarzona możliwością nowego życia, i Kiro, jego dobry przyjaciel.
Ram poczuł, jak żal ściska mu serce.
Przez cały czas słyszał głosy Ticha i Armasa nawołujących przyjaciół. Na próżno. Dolg i Marco wzywali ich na swój sposób, podobnie jak Heike, Mar i Shira.
Ale odpowiedzi nie otrzymał nikt. Wszędzie panowała martwa pustka.
– Możemy wierzyć jedynie w to, że powrócili do Doliny Róż – mruknął Cień przygnębiony.
– Tak – westchnęli inni. Uczepili się tej nadziei.
Wkrótce jednak i ona zgasła. Nieoczekiwanie, dramatycznie, budząc śmiertelne przerażenie.
Tich przycisnął wszystkie hamulce J2.
– Co się stało? – zawołał Faron.
Madrag popatrzył na niego oczyma pełnymi rezygnacji.
Faron podszedł do okna w tyle pojazdu i wyjrzał.
Reflektory świeciły w kierunku Doliny Róż. Objawiały straszną prawdę.
Tędy nie było wyjścia. Nie zbliżyli się nawet do kamiennego usypiska, które przy wielkim wysiłku zdołaliby pewnie jakoś usunąć.
Nie, znajdowali się wciąż gdzieś w jakimś miejscu w tunelu.
Lecz tunel, którym się cofali, kończył się tutaj. Mieli przed sobą jedynie gładką, twardą skałę.
Wielu wybiegło, żeby jej dotknąć, uderzyć w kamienną ścianę blokującą drogę. Była lita, nieprzenikniona.
– Cóż za przeklęta czarodziejska kraina – syknął Cień, a Ram gotów był przyznać mu rację.
Nigdy nie powinni byli podejmować próby dotarcia do źródła jasnej wody.
Nie mieli już żadnej drogi w tył. Tunel się kończył, właśnie tutaj.
Musieli posuwać się naprzód, ku środkowi Gór Czarnych. Droga ucieczki przez Dolinę Róż była odcięta. Przestała istnieć.
A po J1, który miał znajdować się gdzieś między nimi a usypiskiem kamieni, nie pozostał żaden ślad.
4
Ochrypłym głosom mówienie przychodziło z trudem:
– Poradzili sobie z różaną pułapką.
– Tak, i z naszymi wysłannikami z obrzeży. Znów przemienili je w robaki.
– Są silni. Tak daleko nikomu nie udało się zajść, jeśli nie został naszym niewolnikiem.
– To tylko dlatego, że izolują się w tych żelaznych skrzyniach. Trzeba ich stamtąd wyciągnąć!
– Wydaje mi się, że i tak są silniejsi. Ale poradzimy sobie z nimi. Po kolei.
– Tak, trzeba zająć się każdym żelaznym pojazdem oddzielnie.
– Posłać na dół kolejny legion!
– Jeszcze nie. Wystawimy ich na kolejną próbę.
– Doskonały pomysł. Wpadną w pułapkę.
W drugim Juggernaucie wsłuchiwano się w wezwania rozpływające się w nicości. Nawet gdy sygnały całkiem już zanikły, nie przestawano wołać J2.
Ale to było jak wyrzucanie głosów w próżnię. Nie odpowiadało nawet echo.
– Nie podoba mi się to – powtórzył Kiro. – Dlaczego oni milczą? Gdzie oni są?
– Ja spytałbym raczej, gdzie my jesteśmy – cierpko zauważył Jori.
Nagle Chor oznajmił:
– Coś się zaczyna dziać.
Ziemisty mrok trochę się przerzedził. Daleko w głębi tunelu spostrzegli światło.
– Dotarliśmy na zewnątrz – stwierdził Kiro.
Wśród zebranych w wieżyczce J1, Juggernauta, którego tak rozpaczliwe poszukiwał J2, poniosło się westchnienie ulgi. Chor trochę przyspieszył.
– Na pewno zaraz ich zobaczymy – rzekł z optymizmem. – Tich, Ram i Faron też się chyba zastanawiają, co się z nami stało. Ale już wkrótce się spotkamy.
Och, oby rzeczywiście tak było, pomyślała Indra. Nie zniosę tego dłużej. Gdzie jest J2, gdzie Ram? Tak bardzo chciałabym być teraz przy nim. Boję się i potrzebuję jego bliskości. Poza tym tyle mam mu do powiedzenia. O tym, co usłyszałam od Farona, mówił przecież, że Ram i ja możemy się ze sobą związać. Kochany, brzydki J2, pojaw się wreszcie, a uznam cię za najpiękniejszy pojazd na świecie! Ach, skończ już wreszcie te swoje nieustające piski, Sasso!
Sol także była nadzwyczaj spięta. Nie przywykła do utraty kontroli nad sytuacją. Z początku sądziła, że jej bezradność wynika z faktu, że stała się znów na poły człowiekiem, wkrótce jednak zrozumiała, iż kryje się za tym coś więcej. Oto otaczały ich moce, z którymi musieli toczyć twardą walkę. Złe, potężne moce. Akurat w tej chwili zdobyły nad nimi wyraźną przewagę.
Wydostali się jednak z mgły i wkrótce mieli opuścić tunel. Teraz wszystko już na pewno będzie dobrze.
Światło przed nimi powiększało się w miarę, jak zbliżali się do wyjścia z tunelu. Wreszcie podjechali tuż pod nie.
Chor gwałtownie zahamował. W ostatniej chwili, bo za moment stoczyliby się w przepaść.
Dopiero wtedy zdali sobie sprawę, że wokół nich jest jasno.
Jasno? W Górach Czarnych? W Ciemności? Z dala od Królestwa Światła?
Coś tu się nie zgadzało. Coś się tu ani trochę nie zgadzało.
– Czyżby to była dolina jasnego źródła? Tak prędko? – dziwiła się Indra, która czytała kroniki Ludzi Lodu i wiedziała, że jasna woda roztacza wokół siebie życiodajny blask i ciepło.
– To brzmi zbyt prosto – stwierdziła Sol.
Sassa przez cały czas popłakiwała. Jori pocieszał ją jak umiał.
Potrwało chwilę, zanim ich oczy przywykły do nieoczekiwanego światła.
Przed nimi roztaczała się nieduża dolina. Cudownie zielona i bujna niczym raj w miniaturze, podobna nawet do Gjáin, doliny elfów na Islandii, z tą tylko różnicą, że tutaj rosło o wiele więcej drzew. Strome zbocze nie było wcale przerażająco wysokie, lecz Juggernaut nigdy nie zdołałby z niego zjechać, nie dachując co najmniej kilka razy. Pasażerowie natomiast bez trudu mogli zejść na dół.
Krótkie pytanie, które zadał Oko Nocy, wyraziło myśli wszystkich:
– Gdzie jest J2?
Z ust Indry wydarł się zduszony szloch, prędko jednak zdobyła się na wesołą odpowiedź: