Выбрать главу

Opuściła głowę, przełknęła gwałtownie łzy – nic nie pomogło. Zaczęła szlochać i jaskrawe światło słońca rozszczepiło się w tęczę. Wiatr, tak łagodny w porze babiego lata, na jej mokrych policzkach wydawał się zimny jak w lutym.

– To nie w porządku! – krzyknęła BOWDENOM, MARSTENOM i PILLSBURYM, martwej kongregacji słuchaczy, którzy mogli tylko zaświadczyć, że życie jest krótkie, a śmierć to kres wszystkiego. – O Boże, to nie w porządku!

I wtedy poczuła dłoń na szyi.

12

…ta noc była naszą najlepszą nocą, chociaż czasami trudno mi uwierzyć, że w ogóle byt rok 1970, niepokoje na kampusach, Nixon jako prezydent, żadnych kieszonkowych kalkulatorów, żadnych magnetowidów, żadnego Bruce'a Springsteena i kapel punkowych. A czasem wydaje mi się, jakby to zdarzyło się wczoraj, jakbym był w stanie tego niemal dotknąć; wydaje mi się, że gdybym tylko mógł wziąć Cię w ramiona albo dotknąć Twojego policzka lub szyi, to zabrałbym Cię w inną przyszłość, w której nie ma bólu, ciemności i trudnych wyborów.

Cóż, wszyscy robimy, co możemy, i to musi wystarczyć… a nawet jeśli nie wystarczy i tak musi wystarczyć. Mam tylko nadzieję, że będziesz wspominać mnie jak najlepiej, kochana Saro. Wszystkiego najlepszego.

Z wyrazami miłości

Johnny.

13

Sara wciągnęła powietrze w płuca, wyprostowała się, oczy miała wielkie, okrągłe…

– Johnny…?

I wszystko znikło.

Cokolwiek to było, znikło. Rozejrzała się i oczywiście nie było tu nikogo. Ale mogła sobie wyobrazić, jak stoi obok z rękami głęboko w kieszeniach spodni, z tym swoim lekkim, łatwym, krzywym uśmieszkiem na ustach i twarzą bardziej miłąniż przystojną, opierając się wygodnie o nagrobek, bramę albo drzewo z liśćmi płonącymi gasnącym ogniem jesieni. Nie ma sprawy, Saro – tylko czy ciągle wąchasz tę wstrętną kokainę?

Nie ma tu nikogo oprócz Johnny'ego; jest gdzieś blisko, może wszędzie?

„Wszyscy robimy, co możemy, i to musi wystarczyć… a nawet jeśli nie wystarczy, i tak musi wystarczyć. Nigdy nic nie tracimy, Saro. Nic, czego nie można odzyskać."

– Zawsze ten sam stary Johnny – szepnęła, opuściła cmentarz i przeszła przez drogę. Zatrzymała się na chwilę i obejrzała. Powiał mocny, październikowy wiatr i przez świat przemknęły wielkie plamy światła i cienia. Drzewa zaszumiały tajemniczo.

Sara wsiadła do samochodu. Odjechała.

Stephen King

***