Johnny uśmiechnął się, lecz jego uśmiech zaraz zbladł. Tym razem wyobraził sobie hamak.
– Cholera!
– Stolik nie wyszedł?
– Zdumiewające. Jakbym… jakbym nie mógł o nim pomyśleć. To znaczy… wiem, co to jest, ale nie mogę sobie tego wyobrazić. Czy to nie dziwne?
– Nie ma sprawy. Spróbuj czegoś takiego: kula ziemska leżąca na płóciennej budzie półcieżarówki.
To było łatwe.
Przy dziewiętnastym zadaniu – łódź wiosłowa leżąca pod znakiem drogowym (Johnny zastanowił się przez chwilę, kto też wymyśla te wszystkie pytania) – powtórzył się problem stolika. Okropnie frustrujące. Zobaczył piłkę plażową leżącą przy nagrobku. Wytężył umysł i dostrzegł wielopoziomowe skrzyżowanie autostrad. Weizak uspokoił go, a w chwilę później usunięto elektrody z jego głowy i powiek.
– Dlaczego nie mogłem tego zobaczyć? – zapytał Johnny. Wzrok biegał mu od Browna do Weizaka i z powrotem. – Co się stało?
– Trudno odpowiedzieć na to pytanie z całkowitą pewnością – stwierdził Brown. – Może to być rodzaj miejscowej amnezji. Albo wypadek mógł zniszczyć jakąś część pańskiego mózgu -mam na myśli część mikroskopijnych rozmiarów. Tak naprawdę nie wiemy, na czym polega problem, ale jest całkiem jasne, że stracił pan pewną ilość pamięci śladowych. Trafiliśmy przypadkiem na dwie. Pan pewnie napotka ich więcej.
Weizak zapytał nagle:
– W dzieciństwie doznałeś urazu głowy, prawda? Johnny spojrzał na niego z powątpiewaniem.
– Masz na głowie starą bliznę. Jest taka teoria, Johnny, oparta na mnóstwie badań statystycznych…
– Badań, które nieprędko zostaną ukończone – wtrącił Brown; zabrzmiało to bardzo uczenie.
– Racja. Ale według tej teorii ludzie budzący się ze stanu śpiączki wcześniej doznali jakiegoś urazu mózgu… tak jakby w rezultacie wcześniejszego urazu mózg jakoś się adaptował, umożliwiając przetrwanie późniejszego uszkodzenia.
– Nic z tego nie udowodniono. – Brown najwyraźniej miał pretensję do Weizaka o samo poruszenie tego tematu.
– Ale on ma bliznę – powiedział Weizak. – Nie pamiętasz, co ci się przytrafiło, Johnny? Przypuszczam, że musiałeś stracić przytomność. Spadłeś ze schodów? Może z roweru? Sądząc po bliźnie, byłeś wtedy chłopcem.
Johnny wysilił pamięć, a potem potrząsnął głową.
– Pytał pan rodziców?
– Żadne z nich nie pamięta takiego urazu głowy… a tobie nic nie przychodzi na myśl?
Na moment przyszło: wspomnienie dymu, czarnego, tłustego, pachnącego gumą. Chłód. I znikło. Johnny potrząsnął głową.
Weizak westchnął, a później wzruszył ramionami.
– Musisz być zmęczony.
– Tak. Trochę.
Brown przysiadł na kozetce.
– Jest za piętnaście jedenasta. Miałeś bardzo pracowity ranek. Doktor Weizak i ja odpowiemy ci na kilka pytań, jeśli chcesz, a później się prześpisz. Dobrze?
– Dobrze – powiedział Johnny. – Robiliście mi zdjęcia mózgu…
– Badanie TK. – Weizak skinął głową. – Tomografia komputerowa. – Wziął pudełko gumy do żucia i wsunął sobie w usta trzy gumy na raz. – TK to seria rentgenów mózgu, Johnny. Komputer zestawia obrazy i…
– I co wam powiedział? Ile czasu mi zostało?
– Co znaczy to „ile czasu mi zostało"? Mówisz, jakbyś grał w starym filmie.
– Słyszałem, że ludzie budzący się z długotrwałej śpiączki nie zawsze pozostają przytomni. Zasypiają znowu. To jak z żarówką, która błyska, nim się przepali.
Weizak roześmiał się głośno. Był to szczery, donośny śmiech, zakrawało na cud, że przy okazji nie zakrztusił się gumą.
– Och, jaki ty jesteś melodramatyczny. – Położył rękę na piersi Johnny'ego. – Sądzisz, że Jim i ja jesteśmy dziećmi? Nie. Jesteśmy neurologami. Wy, Amerykanie, nazywacie takich ludzi „drogimi talentami". Co oznacza, że niewiele wiemy o funkcjonowaniu ludzkiego mózgu, ale nie jesteśmy w tej dziedzinie kompletnymi ignorantami. I mówię ci: oczywiście, bywały nawroty. Ale w twoim przypadku nie będzie żadnych. Myślę, że możemy ci to zapewnić, prawda, Jim? Zgadzasz się?
– Tak – powiedział Brown. – Nie zdołałem znaleźć żadnych istotnych uszkodzeń w twym mózgu, Johnny. W Teksasie mieszka facet, który spędził w śpiączce dziewięć lat. Od sześciu lat pracuje w banku, zajmuje się sprawdzaniem wypłacalności kredytobiorców. Przedtem, przez dwa lata, był kasjerem. W Arizonie jest kobieta, która była w śpiączce dwanaście lat. Podczas porodu wystąpiły kłopoty ze znieczuleniem. Jeździ na wózku inwalidzkim, ale żyje i dysponuje pełnią władz umysłowych. Obudziła się w 1969 roku i spotkała dziecko, które urodziła dwanaście lat wcześniej. Dziecko chodziło do szóstej klasy i uczyło się doskonale.
– Czy ja też będę jeździł na wózku? – zapytał Johnny. – Nie mogę wyprostować nóg. Z rękami jest lepiej, ale nogi… – nie dokończył, tylko potrząsnął głową.
– Ścięgna się kurczą, wiesz? – powiedział Weizak. – To dlatego ludzie w stanie śpiączki przybierają pozycję płodu. Ale wiemy teraz więcej o fizycznej degeneracji, będącej wynikiem śpiączki, i potrafimy jej lepiej zapobiegać. Szpitalny fizykoterapeuta pracował nad tobą regularnie również wtedy, kiedy spałeś. Różni ludzie różnie reagują na śpiączkę. W twoim przypadku ta degeneracja przebiegała dość wolno, Johnny. Jak powiedziałeś, twoje ręce poruszają się i reagują na bodźce wspaniale. Ale pewna zmiana jednak nastąpiła. Kuracja będzie długa i… czy mam ci kłamać? Nie, nie sądzę. Będzie długa i bolesna. Będziesz płakał z bólu. Być może znienawidzisz fizykoterapeutę. Być może zakochasz się w szpitalnym łóżku. I przejdziesz operację – jedną, jeśli jesteś wyjątkowym szczęściarzem, albo nawet i cztery. Te operacje to jeszcze ciągle nowość. Mogą okazać się w pełni skuteczne, odnieść częściowy skutek albo w ogóle żadnego. A jednak, jeśli taka jest wola Boża, to – moim zdaniem – będziesz chodził. Nie sądzę, byś miał kiedykolwiek jeździć na nartach lub biegać przez płotki, ale być może będziesz biegał, a z pewnością pływał.
– Dziękuję – powiedział Johnny. Poczuł nagły przypływ uczucia do tego mężczyzny, który mówił z akcentem i miał takie dziwne uczesanie. Chciał mu się jakoś przysłużyć, a z tym uczuciem przyszła pokusa, niemal konieczność, by go dotknąć. Gwałtownie wyciągnął ręce i ujął dłoń Weizaka w swe dłonie. Dłoń doktora była duża, ciepła, z wyraźnie wyczuwalnymi żyłami.
– Tak? – powiedział łagodnie Weizak. – A to co?
I nagle wszystko się zmieniło. Nie sposób było powiedzieć, jak. Tylko w jednej chwili zobaczył Weizaka wyraźniej. Weizak jakby… z r o b i ł k r o k n a p r z ó d… otoczyło go piękne, czyste światło. Każdy znak, każdy pieprzyk na jego twarzy Johnny widział jak wyrzeźbiony. I każdą linię czytał jak książkę. Z a c z y n a ł r o z u m i e ć! – Poproszę o portfel – powiedział.
– Portfel? – Weizak i Brown wymienili zaskoczone spojrzenia.
– Ma pan w portfelu zdjęcie matki. Potrzebuję tego zdjęcia. P r o s z ę!
– Skąd ty to wiesz?
– P r o s z ę!
Weizak przez chwilę wpatrywał się w twarz pacjenta, a później powoli wsunął rękę pod fartuch i wyciągnął skórzany portfel, stary, wypchany i bezkształtny.
– Skąd wiesz, że mam w nim zdjęcie matki? Ona nie żyje, zginęła w okupowanej Warszawie…