Выбрать главу

Z drugiej strony – ta myśl pojawiła się w głowie Johnny'ego nagle, jakby w natchnieniu – może teraz uda się namówić ją, by znów zaczęła brać lekarstwo.

– Są tutaj, bo to, co zrobiłeś, to pewna bomba! Z miejsca nadaje się na pierwszą stronę!

– Ja przecież niczego nie zrobiłem. Tylko…

– Tylko powiedziałeś Eileen, że jej dom się pali, co było zgodne z prawdą – Sam mówił cicho. – Daj spokój, Johnny, musiałeś wiedzieć, że coś takiego zdarzy się prędzej czy później.

– Nie interesuje mnie sława ani rozgłos.

– Nie. Nie miałem zamiaru sugerować czegoś takiego. Trzęsienie ziemi to żaden powód do uznania, ale dziennikarze o tym piszą. Ludzie chcą wiedzieć.

– A co będzie, jeśli nie zgodzę się na rozmowę z nimi?

– To nie jest wyjście. Pójdą i opublikują głupie plotki. A kiedy wyjdziesz ze szpitala, opadną cię jak sępy. Będą przykładać ci do twarzy mikrofony, jakbyś był senatorem albo mafijnym bossem.

Johnny pomyślał chwilę.

– Czy Bright jest wśród nich?

– Tak.

– A gdybym zaprosił go na górę? Mogę mu wszystko opowiedzieć, a on to zrelacjonuje innym.

– To możliwe, ale inni będą bardzo niezadowoleni. A niezadowolony dziennikarz szybko staje się twoim wrogiem. Tak było w przypadku Nixona i rozdarli go na strzępy.

– Nie jestem Nixonem.

Weizak uśmiechnął się promiennie.

– Dzięki Bogu!

– Co proponujesz? – zapytał Johnny.

2

Dziennikarze wstali i zaczęli tłoczyć się wokół, kiedy tylko Johnny przeszedł przez wahadłowe drzwi i znalazł się w poczekalni. Ubrany był w białą, rozpiętą pod szyją koszulę i za duże dżinsy. Twarz miał bladą, lecz spokojną. Na szyi wyraźnie odznaczały się blizny po operacji. Lampy błyskowe dmuchnęły mu w twarz falami ciepłego powietrza i Johnny skrzywił się. Posypały się pytania.

– Zaraz! Zaraz! -krzyknął Sam Weizak. – Ten człowiek dochodzi do siebie po ciężkiej chorobie! Ma zamiar wygłosić krótkie oświadczenie i odpowie na niektóre wasze pytania, ale pod warunkiem, że utrzymamy tu jakiś porządek. Odsuńcie się i pozwólcie mu odetchnąć!

Zapaliły się lampy telewizyjne, zalewając poczekalnię nieziemskim światłem. Lekarze i pielęgniarki zgromadzili się w drzwiach i przyglądali się wszystkiemu ciekawie. Johnny zmrużył oczy od świateł; pomyślał, czy to właśnie nazywają „światłami rampy". Czuł się jak we śnie.

– Kim pan jest? – krzyknął jeden z dziennikarzy do Weizaka.

– Nazywam się Samuel Weizak, jestem lekarzem tego młodego człowieka, i proszę nie zrobić błędu w nazwisku!

Dziennikarze roześmieli się chórem i napięcie nieco zelżało.

– Johnny, dobrze się czujesz? – zapytał Weizak. Było późne popołudnie i nagła wizja płonącej kuchni Eileen Magown wydawała się Johnny'emu odległa i nieważna, jak wspomnienie wspomnienia.

– Jasne.

– Co to za oświadczenie? – zapytał któryś z dziennikarzy.

– No więc tak – powiedział Johnny. – Moją fizykoterapeutką jest pani Eileen Magown. To bardzo miła osoba, pomaga mi odzyskać sprawność fizyczną. Wiecie, że miałem wypadek i… – jedna z kamer telewizyjnych poruszyła się, wytrzeszczając na niego swe ślepe oko i na moment wytrącając go z rytmu -… jestem jeszcze bardzo słaby. Moje mięśnie trochę się skurczyły. Dzisiejszego ranka byliśmy w sali fizykoterapii i właśnie kończyliśmy ćwiczenia, kiedy doznałem wrażenia, że w jej domu wybuchł pożar. To znaczy, żeby być dokładniejszym – Jezu, gadasz bzdury! – tknęło mnie podejrzenie, że nie wyłączyła kuchenki i że zaraz zapalą się firanki w oknach kuchni. Więc poszliśmy zadzwonić na policję i to wszystko.

Przez chwilę trwała głucha cisza, podczas której dziennikarze przeżuwali to jego „miałem wrażenie i to chyba wszystko" – i nagle posypały się pytania; wszyscy mówili naraz, a Johnny słyszał tylko bezładną mieszankę ludzkich głosów. Obejrzał się wokół, oszołomiony; czuł się zagubiony i bezbronny.

– Po kolei! – krzyknął Weizak. – Podnoście ręce. Nie chodziliście do szkoły?

Podniosły się machające ręce. Johnny wskazał na Brighta.

– Czy nazwałbyś to doświadczeniem parapsychologicznym, Johnny?

– Nazwałbym to wrażeniem. Robiłem ćwiczenia, właśnie skończyłem. Panna Magown podała mi rękę, kiedy próbowałem wstać, i po prostu wiedziałem.

Wskazał kogoś innego.

– Mel Allen, Sunday Telegram z Portland. Panie Smith, czy to było jak obraz? Obraz, który pokazał się w pańskiej głowie?

– Nie, wcale nie – odpowiedział Johnny, który prawdę mówiąc, nie pamiętał już, jak to rzeczywiście było.

– Czy zdarzyło ci się to wcześniej, Johnny? – zapytała młoda kobieta w luźnym spodniumie.

– Tak, kilka razy.

– Czy możesz opowiedzieć nam o innych przypadkach?

– Nie. Wolałbym nie.

Jeden z dziennikarzy telewizyjnych podniósł rękę i Johnny skinął mu głową.

– Czy miewał pan takie przeczucia przed wypadkiem i wynikłą z niego śpiączką?

Johnny zawahał się.

W sali zrobiło się nagle bardzo cicho. Lampy telewizyjne świeciły mu w twarz jak tropikalne słońce.

– Nie.

Następny chór pytań. Zdezorientowany Johnny znów zerknął na Weizaka.

– Cisza! Cisza! – ryknął lekarz. Zwrócił się do swego pacjenta: – Czy to wszystko, Johnny?

– Odpowiem jeszcze na dwa pytania. Potem… doprawdy… to był dla mnie długi dzień… tak, proszę pani?

Wskazał na potężną kobietę, która dosłownie wbiła się między dwóch młodych reporterów.

– Panie Smith – zapytała kobieta donośnym, dźwięcznym, niskim głosem – czy mógłby pan nam powiedzieć, kogo w tym roku demokraci nominują na kandydata na prezydenta?

– Nie wiem. – Johnny był szczerze zdumiony tym pytaniem. – Skąd niby miałbym wiedzieć?

Uniosło się kilka rąk. Johnny wskazał na wysokiego mężczyznę o poważnej twarzy. Mężczyzna zrobił krok do przodu. Wydawał się napięty, sztywny.

– Panie Smith, jestem Roger Dussault z lewinstońskiego Sun i chciałbym, by wytłumaczył mi pan, dlaczego ma pan te niezwykłe zdolności, jeśli rzeczywiście pan je ma. Dlaczego właśnie pan, panie Smith?

Johnny odchrząknął.

– Jeśli dobrze rozumiem pańskie pytanie… chce pan, bym usprawiedliwił coś, czego sam nawet nie pojmuję. Nie mogę tego zrobić.

– Nie usprawiedliwił, panie Smith. Tylko wyjaśnił. Myśli, że ich oszukuję. Albo próbuję oszukać. Obok Johnny'ego pojawił się Weizak.

– Chyba ja mógłbym na to odpowiedzieć. A przynajmniej spróbować wyjaśnić coś, co nie da się wyjaśnić.

– Pan także ma podobne talenty? – zapytał chłodno Dussault.

– Oczywiście. Muszą je mieć wszyscy neurolodzy. Jeśli chcą pracować w zawodzie. – Odpowiedział mu chóralny wybuch śmiechu, Dussault poczerwieniał.

– Panie i panowie, przedstawiciele środków masowego przekazu. Ten człowiek spędził w stanie śpiączki cztery i pół roku. My, którzy studiujemy ludzki mózg, nie mamy pojęcia, dlaczego przeżył i dlaczego się obudził, a to z tego powodu, że nie rozumiemy, czym jest koma, tak jak nie rozumiemy snu albo prostej czynności budzenia się. Panie i panowie, my do końca nie znamy działania mózgu żaby albo mózgu mrówki. Możecie mnie zacytować… widzicie, jaki jestem nieustraszony!