Выбрать главу

Spotkała Johnny'ego, kiedy oboje zaczęli uczyć, we wrześniu, ale wcześniej widywała go na wykładach z pedagogiki. Chodziła wtedy z członkiem Delta Tau Delta i nic, co można powiedzieć o Johnnym, nie pasowało do Dana. Ten był bez skazy przystojny, wybitnie inteligentny; sprawiał, że często czuła się z nim trochę niepewnie; dużo pił i kochał się bardzo namiętnie. Czasami, po kieliszku, bywał groźny – pamiętała dobrze noc w Brass Raił w Bagnor. Mężczyzna przy sąsiednim stoliku wdał się wówczas w żartobliwą kłótnię na temat miejscowej drużyny futbolowej i Dan zapytał go, czy chce wracać do domu, niosąc głowę pod pachą. Mężczyzna go przeprosił, ale Dan nie pragnął przeprosin, lecz bójki. Zaczął podkpiwać sobie z jego towarzyszki. Sara położyła mu dłoń na ramieniu i poprosiła, żeby przestał. Strząsnął wtedy jej rękę i spojrzał na nią z dziwnym zimnym błyskiem w szarych oczach; ten błysk sprawił, że słowa uwięzły jej w zaschniętym gardle. W końcu obaj wyszli na dwór i Dan pobił tego gościa. Pobił go tak, że gość, który miał już blisko czterdziestkę i brzuszek, wrzeszczał. Sara nigdy przedtem nie słyszała wrzeszczącego mężczyzny – i nigdy już nie chciałaby usłyszeć. Musieli szybko wynieść się z restauracji, bo barman zauważył, co się dzieje, i wezwał policję. Wróciłaby wtedy sama (Ach, doprawdy? – zapytał ją jakiś złośliwy wewnętrzny głos), ale do akademika miała ze dwadzieścia kilometrów, autobusy przestały kursować o szóstej, a bała się łapać okazję.

Wracając Dan nie zamienił z nią ani słowa. Na policzku miał zadrapanie. Tylko jedno zadrapanie. Dojechali do Hart Hali, jej akademika, i wtedy powiedziała mu, że już nigdy nie życzy sobie go oglądać.

– Jak chcesz, mała – odparł tak obojętnie, że aż zrobiło się jej zimno, i kiedy zadzwonił po raz drugi od tego zdarzenia w Brass Rail, zgodziła się na randkę. Potem znienawidziła się za to.

I tak wyglądał cały jesienny semestr ostatniego roku. Dan przerażał ją i jednocześnie fascynował. Był jej pierwszym prawdziwym kochankiem i nawet teraz, dwa dni przed Halloween 1970 roku, nadal jedynym kochankiem. Z Johnnym nie poszli jeszcze do łóżka.

Danny był bardzo dobry w tych sprawach. Wykorzystywał ją, ale był bardzo dobry. Nie chciał stosować żadnych środków ostrożności, więc to ona musiała pójść do przychodni uniwersyteckiej, gdzie zacinając się wyjaśniła, że ma bolesne miesiączki, i dostała pigułkę. Jeśli chodzi o seks, Dan zdominował ją całkowicie. Miała z nim niewiele orgazmów, choć sama jego brutalność spowodowała kilka, i na parę tygodni przed zerwaniem zaczęła jak dojrzała kobieta łaknąć dobrego seksu, a pragnienie to w zdumiewający sposób zmieszane było z innymi uczuciami: niechęcią wobec Dana i jej samej, uczuciem, że seks aż tak związany z poniżeniem i dominacją nie może być nazywany „dobrym", i pogardą dla samej siebie, że nie umie zerwać znajomości opartej najwyraźniej na uczuciach wyłącznie destrukcyjnych.

Skończyło się szybko, na początku tego roku. Wylali go.

– Co masz zamiar robić? – zapytała nieśmiało, siedząc na łóżku jego współlokatora, podczas gdy Dan wrzucał swoje rzeczy do dwóch walizek. Chciała mu zadać inne, bardziej osobiste pytania. „Czy zostaniesz gdzieś blisko? Pójdziesz do pracy? Zaczniesz studiować wieczorowo? Czy w twych planach jest miejsce dla mnie?" Tego ostatniego pytania, bardziej niż wszystkich innych, nie potrafiła zadać. Bo nie była przygotowana na żadną odpowiedź. Odpowiedź, której udzielił jej na jedyne neutralne pytanie, była dostatecznie wstrząsająca.

– Chyba Wietnam.

– Co?

Sięgnął na półkę, chwilę przerzucał leżące na niej papiery i rzucił jej list. Zawiadomienie z komisji poborowej w Bangor; polecali mu stawić się na badaniach lekarskich.

– Nie możesz tego jakoś załatwić?

– Nie. Może. Nie wiem. – Zapalił papierosa. – Nie wiem nawet, czy chciałbym spróbować. Patrzyła na niego, wstrząśnięta.

– Zmęczyła mnie ta gra. Studia, praca, mała żoneczka. Chyba już widziałaś się w roli żoneczki, nie? Nie sądź, że wszystkiego nie przemyślałem. To by się nie udało. Ty o tym wiesz i ja także. Nie pasujemy do siebie, Saro.

Uciekła wtedy, bo dostała odpowiedź na wszystkie swoje pytania. Parę razy spotkała współlokatora Dana. Między styczniem a czerwcem dostał od niego trzy listy. Dan został powołany i pojechał na szkolenie gdzieś na Południe. Jego kumpel nie wiedział nic więcej. Sara Bracknell też się niczego więcej nie dowiedziała.

Najpierw myślała, że wszystko będzie dobrze. Wszystkie te smutne, rzewne piosenki o nie odwzajemnionej miłości, których słucha się w samochodzie po północy; jej przecież nie mogą dotyczyć. Albo te banały o końcu przygody, albo ataki płaczu. Nie poderwała faceta tylko na złość i nie siadywała w barach. Tej wiosny większość wieczorów spędziła w akademiku, ucząc się w spokoju. Co za ulga. Załatwiła wszystko w sposób bardzo cywilizowany.

Dopiero kiedy spotkała Johnny'ego – na balu inauguracyjnym klas pierwszych, przed miesiącem (obydwoje robili za przyzwoitki, po prostu na nich padło) – zrozumiała, jaki potworny był ten jej ostatni semestr. Czegoś takiego nie zauważysz, kiedy właśnie się zdarza, jest zbytnio z tobą zrośnięte. Dwa osły spotykają się przed barem w pewnym miasteczku na Zachodzie. Jeden z nich jest miejscowy i ma na grzbiecie tylko siodło, drugi to osioł górnika; obładowany pakunkami, namiotami, śpiworami, garnkami i czterema dwudziestopięciokilowymi workami rudy. Od ciężaru grzbiet ma zgięty w harmonię. Miejski osioł mówi: „Niezły dźwigasz ciężar". A osioł górnika na to:, Jaki ciężar?"

Kiedy oglądała się za siebie, przerażała ją głównie pustka w jej życiu; wynajęła małe mieszkanko na Flagg Street w Veazie i tylko składała podania w szkołach oraz czytała ogłoszenia. Wstawała, jadła śniadanie, szła na zajęcia czy na spotkanie z pracodawcą, jeśli takie miała, wracała do domu, jadła, układała się do drzemki (a drzemki te trwały czasami cztery godziny), znowu jadła, czytała do wpół do dwunastej, patrzyła w telewizor, aż poczuła senność, szła do łóżka. Nie pamiętała, by przez ten cały czas zdarzyło się jej p o m y ś l e ć. Rutyna. Czasami odczuwała jakiś nieokreślony ból między nogami, b ó l niespełnienia, tak to chyba nazywały autorki romansów, i pokonywała go zimnym prysznicem albo kąpielą. Gdy po pewnym czasie czuła pod prysznicem ból, sprawiało jej to gorzką, nie uświadomioną satysfakcję.

Przez cały ten czas gratulowała sobie parę razy tego, jaka to jest dorosła i jak dobrze sobie ze wszystkim radzi. Prawie nie myślała o Danie. Jakim Danie, cha, cha, cha? Później zdała sobie sprawę, że przez osiem miesięcy nie myślała o niczym i nikim, w ogóle. Przez te osiem miesięcy kraj zachwiał się w posadach, a ona prawie tego nie zauważyła. Marsze protestacyjne, gliniarze w hełmach, z maskami gazowymi na twarzach, Ag-new atakujący raz po raz prasę, strzały w Kent State, lato przemocy, kiedy to czarni i radykałowie wylegli na ulice – to wszystko mogło się zdarzyć na filmie w kinie nocnym. Sara myślała tylko o tym, jak cudownie poradziła sobie ze sprawą Dana, jak wspaniale dostosowywała się do rzeczywistości, z jaką ulgą przyjęła fakt, że wszystko jest w porządku. Jaki ciężar?

A później zaczęła uczyć w liceum Cleaves Mill, i to była jej osobista rewolucja: po szesnastu latach kariery uczennicy znaleźć się po drugiej stronie katedry. Spotkanie Johnny'ego Smitha na tym balu (czy ktoś z tak absurdalnym imieniem i nazwiskiem, Johnny Smith, może w ogóle być rzeczywisty?) zmieniło wszystko. Wysunęła się ze skorupy na chwilę, która wystarczyła, by dostrzec, jak on patrzy na nią – nie świńsko, lecz zwyczajnie i normalnie oceniając, jak dobrze wygląda w jasnoszarym wełnianym kostiumie, który wtedy nosiła.