Выбрать главу

– Frank? Jesteś tam? – Szeryf szarpnął za klamkę. – Otwieraj, Frank!

Nikt nie odpowiedział. Bannerman podniósł nogę i kopnął drzwi tuż pod zamkiem. Rozległ się głuchy trzask – zabrzmiał echem w głowie Johnny'ego jak stalowa taca upuszczona na kafelki.

– O Boże! – powiedział Bannerman cichym, zduszonym głosem. – Frank!

Zza jego pleców Johnny zobaczył Franka Dodda siedzącego na opuszczonej pokrywie sedesu. Zobaczył za wiele. Pod lśniącym, czarnym płaszczem przeciwdeszczowym, który narzucił na ramiona, Frank był nagi. Czarny kaptur płaszcza (kaptur kata, przebiegło Johnny'emu przez głowę) leżał na rezerwuarze jak groteskowy, przekłuty czarny balon. Frankowi udało się jakoś poderżnąć sobie gardło – choć Johnny nigdy nie uznałby tego za możliwe. Na krawędzi umywalki leżała paczka żyletek Wilkinsona, jedna z nich upadła na podłogę, błyszcząc groźnie. Na jej krawędzi zaschły krople krwi. Krew z rozciętej żyły szczękowej i tętnicy szyjnej opryskała całe wnętrze, w fałdach leżącego na podłodze płaszcza gromadziły się małe kałuże. Zachlapała zasłonę otaczającą prysznic, ozdobioną wzorem z kaczek spacerujących w wodzie z parasolami nad głową. Zachlapała sufit.

Na szyi Franka Dodda, na nitce, wisiała kartka z wypisanym szminką jednym słowem: WYZNAJĘ.

Ból głowy stał się nie do wytrzymania. Johnny macał ręką drzwi w poszukiwaniu oparcia.

Wiedział, myślał niespójnie. Kiedy mnie zobaczył, jakoś się zorientował. Wiedział, że to już koniec. Wrócił do domu. Zabił się.

Czarne kręgi przysłaniają mu toaletę, rozszerzają się złowrogimi falami.

Jakiż talent dal ci Bóg, Johnny.

(WYZNAJĘ)

– Johnny.

Z bardzo daleka.

– Johnny, dobrze się…

Znika. Wszystko znika. To dobrze. Lepiej byłoby, gdyby nigdy nie obudził się ze śpiączki. Lepiej dla wszystkich zainteresowanych. Cóż, miał swoją szansę.

– Johnny…

Frank Dodd wrócił do domu i zdołał poderżnąć sobie gardło od przysłowiowego ucha do ucha, podczas gdy na dworze szalała zamieć, jakby piekło uwolniło wszystkie swe demony. Ale wywaliło, jak powiedział ojciec, kiedy – zimą, przed dwunastoma laty – rury kanalizacyjne w piwnicy zamarzły i pękły. Ale wywaliło. Jasne, jak cholera. Wywaliło aż pod sam sufit.

Odniósł wrażenie, że mógł wtedy krzyknąć, choć potem nigdy nie był tego pewien. Być może tylko wyobraził sobie, że krzyczy. Ale miał o c h o t ę krzyczeć; wykrzyczeć przerażenie, żal i straszny ból, który dźwigał w sercu.

A później wpadał w ciemność i czuł tylko radość. Johnny stracił przytomność.

15

Z New York Timesa, 19 grudnia 1975 r.

PO ODWIEDZENIU MIEJSCA ZBRODNI JASNOWIDZ Z MAINE PROWADZI SZERYFA DO DOMU JEGO ZASTĘPCY, MORDERCY.

(od naszego specjalnego wysłannika) John Smith z Pownal być może wcale nie jest jasnowidzem, ale trudno byłoby przekonać o tym szeryfa George'a F. Bannermana z hrabstwa Castle w Maine. Zdesperowany po sześciu morderstwach, jakie miały miejsce w małym miasteczku Castie Rock w stanie Maine, szeryf Bannerman zadzwonił do Johna Smitha, prosząc go o przyjazd do Castie Rock i – jeśli to możliwe – udzielenie pomocy. John Smith, który stał się znany w kraju na początku tego roku, kiedy obudził się z głębokiej, trwającej pięćdziesiąt pięć miesięcy śpiączki, został oskarżony przez popularny tygodnik Inside View o oszustwo, lecz na wczorajszej konferencji prasowej szeryf Bannerman powiedział tylko, że „my tu, w Maine, nie zwykliśmy przywiązywać większej wagi do tego, co piszą nowojorscy dziennikarze".

Według szeryfa John Smith pełzał na czworakach po miejscu, w którym zdarzyła się szósta zbrodnia, czyli w miejskim parku w Castie Rock. Skończyło się to łagodnymi odmrożeniami, jak również odkryciem tożsamości mordercy – zastępcy szeryfa, Franklina Dodda, który był zatrudniony w biurze szeryfa od pięciu lat, czyli tyle, ile sam Bannerman.

Nieco wcześniej John Smith wywołał pewne wzburzenie w rodzinnym stanie, kiedy w przypływie jasnowidzenia odkrył, że dom jego fizykoterapeutki stanął w ogniu, co okazało się prawdą. Na konferencji prasowej, mającej miejsce po tym zdarzeniu, jeden z dziennikarzy wyzwał go…

Z Newsweeka, strona 41, 24 grudnia 1975 r.

NOWY HURKOS

Być może w naszym kraju odkryto pierwszego prawdziwego jasnowidza od czasu Petera Hurkosa. Hurkos – jasnowidz urodzony w Niemczech – potrafił opowiadać ludziom o ich prywatnych sprawach po dotknięciu ich dłoni, zastawy lub innych prywatnych przedmiotów.

John Smith jest nieśmiałym, skromnym człowiekiem mieszkającym w Pownal, w środkowo-południowym Maine. Na początku roku odzyskał przytomność po ponad czteroletniej śpiączce, spowodowanej wypadkiem samochodowym (patrz zdjęcie). Według zajmującego się jego przypadkiem neurologa, doktora Samuela Weizaka, Smith „ozdrawiał cudownie i zdumiewająco". Dziś dochodzi do siebie po lekkich odmrożeniach i czterogodzinnej utracie przytomności wywołanej niezwykłym rozwiązaniem tajemnicy serii morderstw w miasteczku…

27 grudnia, 1975

Droga Saro!

Tata i ja bardzo ucieszyliśmy się z Twojego listu, który przyszedł dzisiaj po południu. Naprawdę, czuję się doskonale, więc przestań się martwić, dobrze? Niemniej dziękuję Ci za troskę. Sprawa „odmrożeń" została mocno rozdmuchana przez prasę. To tylko kilka plamek na czubkach trzech palców lewej ręki. Utrata przytomności spowodowana była, zdaniem Weizaka, „wyłącznie stresem emocjonalnym". Tak, przyjechał po mnie osobiście i nalegał, że odwiezie mnie do szpitala w Portland. Warto zapłacić, żeby tylko zobaczyć go w akcji. Dosłownie zmusił ich, żeby dali mu salę, elektroencefalograf i technika do obsługi. Twierdzi, że nie znalazł żadnych nowych ani postępujących uszkodzeń mózgu. Chce przeprowadzić całą serię testów, a niektóre z nich są jak z podręcznika inkwizytora: „Nawróć się, heretyku, albo zrobimy ci kolejne prześwietlenie mózgu!" (Cha, cha, czy ciągle wąchasz tę wstrętną kokainę, skarbie?) W każdym razie odrzuciłem jego uprzejmą ofertę, nie chciałem znowu dać się trochę pokłuć i podpompować. Tata jest na mnie mocno wkurzony, że nie zgodziłem się na testy, i sugeruje podobieństwo między tym i mamą odmawiającą brania leków na nadciśnienie. Trudno mu wytłumaczyć, że jeśli nawet Weizak coś by znalazł, jest jedna szansa na dziesięć, że mógłby mi pomóc.

Tak, widziałem artykuł w Newsweeku. Moje zdjęcie pochodzi z konferencji prasowej, tylko wykadrowalije. Nie wyglądam jak ktoś, kogo chciałoby się spotkać w ciemnej uliczce, prawda? Cha-cha! Rany Julek (jak lubiła mawiać Twoja przyjaciółka, Anne Strafford), ale bym chciał, żeby go nie opublikowali. Znów zaczęły przychodzić paczki, kartki i listy. Nie otwieram ich nawet jeśli nie rozpoznaję charakteru pisma na adresie, tylko po prostu piszę „zwrócić nadawcy". Są zbyt żałosne, zbyt pełne nadziei i nienawiści, wiary i niewiary, i wszystkie jakoś przypominają mi mamę.

Cóż, nie miałem zamiaru pisać tak ponuro, wcale nie jest tak źle. Ale nie chcę być praktykującym jasnowidzem, nie chcę jeździć na spotkania i występować w telewizji (pewien wariat z telewizji zdobył jakoś mój numer telefonu, jeden Bóg wie jak, i chciał się dowiedzieć, czy nie rozważyłbym możliwości występu w programie Carsona. Wspaniały pomysł, nie? Don Rickles obraziłby kilka osób, jakaś gwiazdka pokazałaby cycuszki, a ja wygłosiłbym kilka przepowiedni. A wszystko to dzięki Sieci Delikatesów General Foods!) Nie chcę żadnego takiego G-Ó-W-N-A. Tak naprawdę, to czekam tylko na powrót do Cleaves Mills, aby jako licealny nauczyciel angielskiego znów żyć w zapomnieniu. Będę przepowiadał wyniki meczów futbolowych naszej drużyny na przedmeczowych piknikach.