Выбрать главу

– Rozumiem. Dopilnuję, żeby kontakt z nim był ograniczony. Pielęgniarki już wiedzą, że nie wolno im z nikim rozmawiać na ten temat.

– Zatem do jutra. – Holly pożegnała się z doktorem i zjechała windą na dół.

Gdy podeszła do samochodu, Daisy siedziała na przednim fotelu, z głową na kolanach Jacksona.

– Widzę, że doszliście do porozumienia. Wracaj do tyłu, Daisy.

– Dogadaliśmy się. Jest bardzo miła, kiedy nie grozi, że rozszarpie mi gardło. Mam nadzieję, że z nią nie sypiasz.

– Sypiam – skłamała Holly.

– Och. Co u Cheta?

– Umiesz trzymać język za zębami?

– To jedna z rzeczy, które prawnicy robią najlepiej. Gdybyśmy zaczęli mówić, świat zadrżałby w posadach. – Włączył silnik.

– Chet odzyskał przytomność i może mówić.

– Świetnie! Kto go postrzelił?

– Tego nie pamięta. Prawdę powiedziawszy, nie pamięta niczego od czasu naszego ostatniego spotkania, na którym mnie zatrudnił.

– To niedobrze. Czy odzyska pamięć?

– Nie wiadomo. Zajrzę do niego jutro rano i zobaczę, jak sobie radzi.

– Naprawdę uważasz, że mogą ponowić próbę?

– Jeśli uznają, że zdoła ich zidentyfikować, będą musieli.

– Czy nie przyszło ci na myśl, że byłoby im na rękę, gdybyś ty też zginęła?

– Przyszło. Ktoś próbował mnie załatwić, całkiem niedawno. – Opowiedziała mu o incydencie z butlą gazową i flarą na spadochronie. – Ale potrafię o siebie zadbać – zapewniła.

– Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko mojej pomocy.

– A co chciałbyś zrobić?

– Mieć cię na oku, głównie wieczorami.

– Chyba mogłabym do tego przywyknąć – odparła.

– Kogo ze swoich ludzi podejrzewasz? – zapytał, zmieniając temat.

– Nie wiem. Kiedy mi powiedziałeś o broni w furgonie, myślałam, że mam Hurda Wallace’a na widelcu, ale okazało się, że trzy miesiące temu ktoś włamał się do mieszkania jego byłej żony. Skradziono jej pistolet. Twój klient mógł kupić pistolet od złodzieja.

– To mało prawdopodobne.

– Dlaczego?

– Bo ten, kto strzelał do Cheta, zabił też Hanka Doherty’ego. A Sammy nawet nie wiedział, kim był Doherty.

– Dlaczego myślisz, że Hanka zabili ci sami ludzie?

– Słyszałem, że został zabity ze strzelby szefa.

– Dobrze słyszałeś.

– A to nie Chet go zabił, prawda?

– Tak myślę.

– Sweeney też nie pasuje.

– Zgadza się. Szczerze mówiąc, bałam się, że jeśli zostanie oskarżony, ktoś może go zabić. Łatwo zrzucić winę na martwego faceta. Dlatego kazałam mu wyjechać z miasta.

– Dobre posunięcie.

– Zastanawiam się, gdzie jest jego trzydziestkadwójka.

– Prawdopodobnie w kieszeni zabójcy. – Oxenhandler zatrzymał wóz pod budynkiem terminalu. – Pojadę za tobą do domu.

– Nie trzeba, dam sobie radę.

– Masz broń?

– Nie.

– Pojadę za tobą – powtórzył i pocałował ją.

Holly oddała mu pocałunek.

– Jak pan sobie życzy, mecenasie – szepnęła.

19

Tej nocy Holly spała sama, choć Jackson Oxenhandler jasno dał do zrozumienia, że chciałby zostać, a ona wcale nie była pewna, że tego nie chce. Kawał czasu, pomyślała. Gdy po bazie rozeszła się wiadomość, że zamierza oskarżyć pułkownika Jamesa Bruna, połowa mężczyzn przestała z nią rozmawiać, a ci z drugiej połowy, których uważała za atrakcyjnych, przestali zapraszać ją na kolację. Obudził ją dzwonek telefonu.

– Słucham?

– Mówi Green. Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale uznałem, że chciałaby się pani o tym dowiedzieć jak najszybciej.

– O czym?

– Chester Marley znowu zapadł w śpiączkę.

– Przecież było już z nim znacznie lepiej.

– Też tak myślałem. Niestety, rano nie mogli go obudzić. W tej chwili nie potrafię przedstawić żadnych rokowań. Musimy po prostu czekać.

– Dziękuję za wiadomość, doktorze – odłożyła słuchawkę. Ogarnęło ją przygnębienie. Nawet gdyby Chet nie przypomniał sobie niczego związanego z napaścią, mógłby chociaż powiedzieć jej o swoich wcześniejszych podejrzeniach. Znów zadzwonił telefon.

– Słucham?

– Tu Jackson. Dobrze spałaś?

– Znakomicie.

– Przykro mi to słyszeć.

Roześmiała się.

– Złe wieści – powiedziała po chwili. – Dzwonił doktor Green. Chet znów zapadł w śpiączkę.

– Słyszałem, że czasami tak bywa.

– Możliwe, ale wcale mnie to nie pociesza.

– Domyślam się. Zjemy razem kolację?

– Mogę zadzwonić później? Nie wiem, co przyniesie mi dzień.

– Pewnie. – Podał jej numer do domu i do pracy.

Dotarła do biura o ósmej trzydzieści, a o dziewiątej do drzwi zapukał Charlie Peterson z rady miejskiej. Holly przypomniała sobie, że miała do niego zadzwonić.

– Przepraszam, że nie dzwoniłam – usprawiedliwiła się – ale byłam bardzo zajęta.

– Tak, słyszałem. O dziesiątej mamy zebranie. Myślę, że powinnaś na nie przyjść.

– Oczywiście, z przyjemnością.

– W pokoju 404.

– Do zobaczenia o dziesiątej.

Przeszła do biura Jane Grey.

– Zrób kopię mojego kontraktu – poprosiła. – Może radni będą chcieli zobaczyć dokumenty.

– Już to zrobili – odparła Jane. – Przewodniczący rady John Westover wczoraj poprosił mnie o kopię. Nie widziałam powodu, żeby mu jej nie dać.

– Dobrze zrobiłaś. – Holly usiadła. – Opowiedz mi o tym Westoverze.

– To miejscowy potentat. Ma salon samochodowy, drukarnię, dom pogrzebowy i wyłączność na bary szybkiej obsługi.

– Jaki jest?

– Uprzedzająco grzeczny i zawsze uśmiechnięty. Chce, żeby wszyscy go lubili. Ale obowiązki w radzie traktuje bardzo poważnie. Doskonale orientuje się w finansach miasta i dobrze nimi zarządza. Dlatego ciągle jest wybierany.

– A kto jest burmistrzem?

– Ted Michaels. Ale tylko teoretycznie. Tańczy tak, jak mu zagra Westover.

– A pozostali członkowie rady?

– Jest jeszcze troje, ale tylko Charlie Peterson ma własne zdanie. Inni głosują „za”, gdy tylko John Westover chrząknie.

– Dzięki, Jane, myślę, że to mi wystarczy – powiedziała Holly i wróciła do biura.

O dziesiątej Holly poszła na zebranie rady miejskiej. Recepcjonistka poprosiła ją, żeby usiadła w poczekalni. Po paru minutach, drzwi sali otworzyły się i stanął w nich potężny mężczyzna o rumianej twarzy i krótko ostrzyżonych włosach. Uśmiechnął się do Holly i podał jej rękę.

– Nazywam się John Westover. Przepraszam, że kazałem pani czekać, ale musieliśmy zakończyć pewną sprawę. Proszę wejść. – Gdy znaleźli się w sali, Westover dokonał prezentacji. – Charliego Petersona już pani zna. Pozostali to Frank Hessian, Howard Goldman i Irma Taggert.

Holly przywitała się z radnymi i zajęła miejsce przy stole konferencyjnym.

– Miło nam powitać panią w Orchid Beach – powiedział Westover.

– Dziękuję.

– Niewiele o pani wiemy – ciągnął radny – i bylibyśmy wdzięczni, gdyby zechciała pani przedstawić nam przebieg swojej kariery zawodowej oraz powiedziała, w jaki sposób została tu zatrudniona.

– Z przyjemnością – odparła Holly. Pokrótce przedstawiła im przebieg swojej służby w wojsku, a potem wyjaśniła. – Komendant Marley i mój ojciec, Hamilton Barker, razem służyli w armii. Komendant przyjechał do nas w odwiedziny i zaproponował mi stanowisko swego zastępcy.

– Co wiedział o pani kompetencjach?

– Wszystko, co trzeba.

– Przeczytałem pani umowę i jestem ciekaw, jak długo trwały negocjacje.