Wallace pokręcił głową.
– Fatalnie. Przez chwilę myślałem, że mamy przełom.
– Ja też, ale będziemy musieli rozwiązać tę sprawę bez pomocy szefa. Szansę, że się obudzi i wszystko sobie przypomni, są minimalne.
Uważnie przyglądała się mężczyznom, ciekawa ich reakcji. Hurd wyglądał na szczerze zmartwionego, a Wallace jak zwykle nie okazał żadnych emocji.
– I co dalej? – zapytał.
– Zaczynamy od początku. Musicie wrócić na miejsce przestępstwa i tym razem obejrzeć obie strony drogi. Kiedy napastnicy zawrócili, mogli coś wyrzucić. Zajrzyjcie też do domu Hanka Doherty’ego. Może coś przeoczyliśmy.
– Pogadam jeszcze raz ze Sweeneyem – zaoferował się Hurst.
– Obawiam się, że pan Sweeney nas opuścił – odrzekła Holly. – Powiedział mi, że taki ma zamiar.
– Ciekawe, dokąd pojechał.
– Nie mam pojęcia. Może być gdziekolwiek.
– Zwrócę się do policji stanowej, żeby go namierzyli.
– Po co? Nie możemy go o nic oskarżyć, a jestem pewna, że powiedział nam wszystko, co było mu wiadomo.
Hurst wzruszył ramionami.
– Pewnie ma pani rację.
– Powiem wam, co powinniście zrobić. Zarządźcie poszukiwania colta Sweeneya. Numer seryjny znajdziecie na pokwitowaniu, które Schwartz przedstawił w sądzie. Prokurator okręgowy musi je mieć. Może ktoś sprzedał broń i zdołamy ją wytropić.
– Ja się tym zajmę – powiedział Wallace.
– Dobrze. A teraz wszyscy wracajmy do pracy.
Po ich wyjściu Holly wstąpiła do biura Jane Grey.
– Będę na patrolu. – powiedziała. – Zawiadom dyspozytora.
– Już się robi. Jak ci poszło z radą?
Holly zamknęła drzwi.
– Przeprowadzili głosowanie i trzy osoby opowiedziały się za mianowaniem Hurda p.o. komendanta. Ale gdy Charlie Peterson – nawiasem mówiąc, nie wiedziałam, że jest prawnikiem – przedstawił im następstwa zerwania mojego kontraktu, pogodzili się z sytuacją.
– Hurd ma powiązania z Johnem Westoverem – wyjaśniła Jane. – A myślę, że radnym głosującym przeciwko Westoverowi był pewnie Howard Goldman.
– Zgadza się.
– Na ogół Howard popiera Westovera, ale czasami zdobywa się na sprzeciw.
– Dobrze wiedzieć. Odniosłam wrażenie, że Irma Taggert trzyma z Westoverem.
– To nadęta kołtunka. Zawsze chce zamknąć kino, gdy leci coś ostrzejszego. Nawet Westover czasami się z nią nie zgadza.
– A ten ostatni facet?
– Frank Hessian? On się nie liczy.
– Jak to się stało, że został wybrany?
– Jest weterynarzem. Wszyscy prowadzają do niego swoje zwierzaki.
– Dzięki za informacje. Zobaczymy się później – powiedziała Holly.
21
Holly jechała na północ do dzielnicy drogich osiedli, z Daisy na fotelu pasażera. Skręciła w pierwszy napotkany wjazd. Stróżówka była pusta, a brama, obsługiwana pilotem, otwarta. Jechała typową ulicą osiedla zamieszkanego przez przedstawicieli górnej warstwy klasy średniej, z przestronnymi, ale bezpretensjonalnymi domami na półakrowych działkach. Na końcu kwartału znajdowały się dwa korty tenisowe, najwyraźniej służące całemu sąsiedztwu. Dojechała do przecznicy biegnącej równolegle do plaży. Domy nad oceanem były większe i stały na większych parcelach. Dwa następne osiedla były podobnie rozplanowane.
Im dalej na północ, tym osiedla stawały się większe. Wjazdu do jednego czy dwóch strzegli strażnicy, którzy jednak wpuszczali bez przeszkód, gdy tylko zobaczyli policyjny mundur. Domy, bardziej okazałe, niektóre z białymi kolumnami i kolistymi podjazdami, stały na akrowych i większych parcelach. Większość posesji miała własny kort tenisowy.
Minęła park stanowy, który był tylko plażą z parkingiem i szaletami. Kolejne osiedla sprawiały wrażenie coraz droższych. Odwiedziła jedno z nich. Tu dla odmiany preferowano polo – kilku jeźdźców z młotkami w rękach uganiało się za piłką.
– Teraz jesteśmy w kategorii dwóch milionów dolarów – powiedziała na głos.
Dotarłszy do Sebastian Inlet, gdzie rzeka uchodziła do morza pod wielkim mostem, zawróciła i ruszyła na południe w kierunku miasta. Odwiedziła osiedla leżące od strony rzeki; większość z nich miała własne pola golfowe, niektóre więcej niż jedno. Pomyślała o ojcu i jego zamiłowaniu do golfa. Grywała z nim czasami i sprawiało jej to przyjemność, ale nie miała czasu na częste pojedynki.
Dotarła do osiedla, które ciągnęło się na ponad milę i było otoczone wysokim żywopłotem. Zjechała z drogi przy budce strażnika. Był uzbrojony, wjazd blokowała elektrycznie sterowana metalowa bariera i wystające z nawierzchni stalowe pazury. Każdy, kto próbowałby sforsować bramę, szybko straciłby opony.
– Dzień dobry – zawołała Holly do strażnika.
Skinął głową, ale nie odpowiedział.
– Nazywam się Holly Barker i jestem zastępcą komendanta policji Orchid Beach. Chciałabym się rozejrzeć.
– Przykro mi, proszę pani – rzekł strażnik. – Mogę wpuszczać wyłącznie mieszkańców.
– Chyba pan nie zrozumiał. Jestem zastępcą komendanta policji, a to osiedle leży w obrębie mojej jurysdykcji.
– Niestety, nie wolno mi wpuścić nikogo bez plakietki mieszkańca albo odznaki pracownika.
– Kto jest pańskim szefem?
– Kapitan Noble.
– Proszę do niego zadzwonić.
Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę. Był wysoki i muskularny, mundur leżał na nim jak ulał. Wreszcie podniósł słuchawkę i odwróciwszy się plecami do Holly, przeprowadził krótką rozmowę.
– Kapitan Noble przyjedzie i porozmawia z panią. Proszę tam zaparkować. – Wskazał miejsce oddalone o kilka metrów.
Holly zaparkowała wóz i wyszła, żeby rozprostować nogi. Daisy usiadła, rozejrzała się, a potem znów zwinęła się na siedzeniu. Holly odczekała pięć minut i podeszła do stróżówki.
– Gdzie on jest? – spytała.
– W drodze, pszepani – odparł strażnik.
Już miała wyjść, gdy przez otwarte drzwi zobaczyła karabin armalite na stojaku pod ladą. Chciała o niego zapytać, ale w tym momencie brama się otworzyła. Przy domku strażnika zatrzymał się biały range rover.
– Zastępca komendanta Barker? – zapytał kierowca.
– Zgadza się – odparła Holly.
– Barney Noble. – Mężczyzna wysunął rękę przez okno. – Kieruję ochroną Palmetto Gardens.
Holly uścisnęła jego dłoń, zimną i twardą.
– Miło mi pana poznać – powiedziała. – Przejeżdżałam tędy i pomyślałam, że zajrzę do Palmetto Gardens. Niewiele się dowiedziałam – dodała, wskazując strażnika.
Barney Noble wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– U mnie wszystko musi być jak w zegarku. Proszę wsiąść, obwiozę panią.
– Chwileczkę. – Holly podeszła do swojego wozu. – Zostań tu, Daisy. Pilnuj samochodu.
Upewniła się, że wnętrze jest dobrze przewietrzone, i wsiadła do range rovera. Brama otworzyła się, a stalowe pazury schowały się w nawierzchni. Ruszyli.
– Witamy w Orchid – powiedział Noble. – Słyszałem o pani przyjeździe. Jak się miewa Chet Marley?
– Nadal jest w śpiączce.
– Słyszałem, że odzyskał przytomność.
Ciekawe, gdzie o tym usłyszał, pomyślała, a głośno odparła:
– Rzeczywiście, ale tylko na parę minut. Potem znów zapadł w śpiączkę.
– Szkoda. Chet to porządny facet. Grywaliśmy czasem w pokera.
Minęli barierę żywopłotu i Holly ujrzała imponującą panoramę Palmetto Gardens. Jechali między brzegiem dużego jeziora a polami golfowymi.
– Ładnie tu – powiedziała.
– To najpiękniejsze osiedle na Florydzie, a widziałem ich niemało – zapewnił Noble.
– Nigdy o nim nie słyszałam.
– Tutejsi mieszkańcy lubią spokojne życie. Należą do najbogatszych ludzi w hrabstwie – dyrektorzy wielkich korporacji, szefowie konglomeratów, miliarderzy wszelkiego pokroju. Właściwie to prywatny klub; nie szukamy klientów przez ogłoszenia.