Wszedł Jackson.
– W sypialni nic nie ma – powiedział. – A tutaj?
– Też nic.
– Wygląda na to, że jeśli coś było tu albo u Hanka Doherty’ego, włamywacz musiał to znaleźć.
– Notes – rzekła Holly w zamyśleniu.
– Co z notesem?
– Każdy glina prowadzi notatki; nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie poświadczyć w sądzie szczegóły jakiegoś zdarzenia. A tutaj nie ma żadnego notesu. W rzeczach, które odebrałam ze szpitala, też nie było notesu.
– Zatem zabrali go przestępcy.
– Pewnie tak. Strzelili do Cheta, wyjęli notes z jego kieszeni i strzelbę z samochodu, potem pojechali do Hanka Doherty’ego, zabili go i przeszukali dom. Kiedy tam przyjechałam, w domu panował porządek. Potem przetrząsnęli mieszkanie Cheta, starając się nie narobić bałaganu. Musieli mieć całą noc do dyspozycji. Nie spieszyli się, nawet popijali piwo.
– I nie zostawili żadnych śladów.
– Profesjonaliści.
– Jeśli nie popełnią jakiegoś błędu, nigdy ich nie znajdziemy.
– Możemy wracać do domu? – zapytał Jackson.
– Do czyjego?
– Do mojego. Nie wypuszczę cię do poniedziałku.
Holly zerknęła na zegarek.
– Zadzwonię do Hama. Gdy wrócimy do domu, będzie bardzo późno.
Sięgnęła po telefon na biurku i wybrała numer. Tym razem już po pierwszym sygnale rozległ się elektroniczny skrzek i nagrana wiadomość: „Telefon został czasowo odłączony na prośbę klienta. Nie ma nowego numeru”.
– Musiałam źle wykręcić. – Spróbowała jeszcze raz i usłyszała tę samą wiadomość. – Nie rozumiem.
– Może twój tata się wyprowadził.
– Nie mówiąc mi ani słowa? I nie zostawiając nowego numeru? To do niego niepodobne.
– Gdzie mógłby być?
– Nic nie przychodzi mi do głowy.
– A może ma nową przyjaciółkę i przeniósł się do niej?
– To możliwe. W poniedziałek zadzwonię do niego do bazy i dowiem się, o co chodzi.
– Dobry pomysł – orzekł Jackson. – Chodźmy już.
Zamknęli drzwi na klucz i wsiedli do samochodu.
– Muszę zabrać parę rzeczy z przyczepy – powiedziała Holly. – Nie planowałam, że spędzę u ciebie cały weekend.
– Jasne.
Minęła północ i ruch na drodze był niewielki, więc szybko przyjechali do Riverview Park. Gdy tylko Jackson otworzył drzwi auta, Daisy wyskoczyła, niemal przewracając Holly.
– Daisy? Co się stało?
Suka podbiegła do przyczepy. Zatrzymała się na schodkach, węsząc, warcząc gardłowo i patrząc na drzwi tak, jakby mogła przejrzeć je na wylot.
Holly podniosła palec do ust i ruchem ręki dała Jacksonowi znak, żeby się zatrzymał. Wyjęła berettę z kieszeni i ruszyła szybko ścieżką, z pistoletem gotowym do strzału. Przyłożyła ucho do drzwi przyczepy. Po chwili drzwi stanęły otworem.
27
Holly niemal wpadła do przyczepy, gdy warcząca Daisy próbowała ją wyminąć.
– Nie ruszaj się! – krzyknęła, podnosząc pistolet.
– Dobra, nie ruszam się – dobiegł z ciemności męski głos. – Możesz zatrzymać tego psa?
Złapała Daisy za obrożę, ale nie opuściła pistoletu.
– Jezu, Holly – jęknął mężczyzna. – Chcesz mnie zastrzelić?
Głos brzmiał znajomo.
– Ham?
– Zgadza się. Czy ten pies zamierza mnie zjeść?
– Daisy, uciekaj! – Holly wskazała na ścieżkę. – Siad.
Jackson stanął przy drzwiach.
– Co się dzieje?
– Jackson, poznaj mojego ojca. Ham, to Jackson Oxenhandler.
Ham zapalił światło i popatrzył na nich.
– Jak się masz? – powiedział, podając Jacksonowi rękę.
– Miło cię poznać – odparł adwokat.
Holly odwróciła się do psa.
– Daisy, chodź. Wszystko w porządku.
Suka weszła do przyczepy.
– Daisy, to Ham, on jest w porządku. Ham, wyciągnij rękę, dłonią w dół.
– A odzyskam j¹ z powrotem?
– Po prostu to zrób.
Ham wyciągnął rękę. Daisy obwąchała ją, polizała.
– Dobry pies – pochwaliła Holly. – Ham jest swój, a ty jesteś dobrym psem. Nie zjesz Hama.
– Wielkie dzięki – mruknął. – Bałem się, że właśnie to chodzi mu po głowie.
– Jej. To suka. Do licha, co tutaj robisz? Próbowałam się do ciebie dodzwonić i usłyszałam nagraną wiadomość, że telefon został odłączony. Nie zapłaciłeś rachunku?
– Przeniosłem się.
– Dokąd?
– Tutaj. Mój pikap został przy bramie.
– Usiądźmy – powiedziała Holly. – Ktoś chce piwo?
– Skoro proponujesz – odparł Ham.
– Ja dziękuję – rzekł Jackson.
Holly przyniosła ojcu piwo.
– No dobra, Ham, mów.
– Jestem cywilem. Oficjalnie emerytowanym wojskowym.
– Gratuluję. Czemu nie uprzedziłeś mnie o przyjeździe?
– Pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę.
– Udało ci się. Cieszę się, że jesteś. Jakie masz plany?
– Orchid Beach wygląda na miłe miejsce. Chet mówił, że są tu niezłe pola golfowe.
– Więc tak po prostu spakowałeś się i przyjechałeś? Dlaczego tak nagle?
– Chet Marley i Hank Doherty to moi najlepsi przyjaciele. Wkurzyło mnie, że ktoś postrzelił jednego i zamordował drugiego. Pomyślałem, że pomogę ci odkryć, kto to zrobił – i zabiję sukinsynów.
Holly odwróciła się do Jacksona.
– Wyjątkowy urodzaj na detektywów – najpierw ty, a teraz on. – Ruchem głowy wskazała ojca.
– Chyba że już ich zabiłaś – dodał Ham.
– Hola, sierżancie – zaoponowała Holly. – Nie mam zamiaru nikogo zabijać, i ty też nie.
– A czy ktoś zamierza coś z tym zrobić?
– Pracuję nad tym. Ale to trudna sprawa.
– Opowiedz mi wszystko – poprosił Ham. – Zamieniam się w słuch. Zacznij od stanu Cheta.
– Nadal jest w śpiączce i nikt nie wie, czy kiedykolwiek z niej wyjdzie.
– Cholera. Mów dalej.
Holly zerknęła na zegarek.
– Jest pierwsza w nocy, a ty jechałeś przez cały dzień. Porozmawiamy jutro.
– Och, daj spokój, Holly, mów.
– Powiem ci, co zrobimy. Ty prześpisz się tutaj, a ja pojadę do Jacksona.
Ham zmrużył oczy i przeniósł spojrzenie z Holly na prawnika.
– Tylko nie zaczynaj, Ham – uprzedziła. – Od dawna jestem duża i sama decyduję, gdzie mam spać.
Jackson spojrzał na Hama i wzruszył ramionami.
– Jak sobie życzysz, kochanie – powiedział Ham.
Holly popatrzyła na jego torbę.
– Widzę, że masz swoje rzeczy. Prześpij się, a jutro rano przyjedź do Jacksona. Zjemy śniadanie i wszystko ci opowiem.
– No dobra. O której?
Popatrzyła na Jacksona.
– O dziesiątej?
Pokiwał głową.
– Do diabła, to prawie po południu – mruknął Ham.
– Jeśli zgłodniejesz wcześniej, pomyszkuj w mojej kuchni – odparła i wyjaśniła mu, jak dojechać do Jacksona.
Holly wyjęła worek i zapakowała do niego komplet ubrań i bieliznę. Kiedy Ham patrzył w inną stronę, wyjęła z szuflady krążek domaciczny i wsunęła go pod odzież.
– W porządku – powiedziała – idziemy. Jeśli zadzwoni telefon, nie odbieraj, nagra się na sekretarce. Na komendzie wiedzą, że w razie potrzeby mają najpierw dzwonić na komórkę.
– No to na razie, do zobaczenia rano. – Łypnął groźnie na Jacksona i dodał: – Bądź dla niej miły.
– Ham, zamknij się! – skarciła go Holly.
– Nie ma obawy – powiedział Jackson. – Zajmę się nią doskonale. Do jutra.
Wyszli z przyczepy i wsiedli do samochodu.
– Jezu, ale horror! – zawołała Holly.
– Nie ucieszył cię jego widok?