– Pewnie, że tak, ale wolałabym zostać uprzedzona. Co ja z nim pocznę? Nie możemy razem mieszkać w przyczepie. Zabiłabym go pierwszego dnia.
– Może mieszkać u mnie, dopóki mu czegoś nie znajdziemy.
Poklepała go po udzie.
– Wspaniały pomysł.
– Wygląda na miłego faceta, ale za dużo gada o zabijaniu.
– Swego czasu nie tylko o tym gadał. Masz szczęście, że nie zabił cię jednym ciosem. Został do tego wyszkolony.
– Postaram się być dla niego naprawdę miły.
– I dla mnie też.
– Zwłaszcza dla ciebie.
28
Holly obudziła się za piętnaście dziesiąta. Jacksona już nie było. Wygramoliła się z łóżka, zarzuciła coś na siebie, umyła zęby i zeszła na dół. Jackson i Ham pili kawę nad resztkami obfitego śniadania. Daisy opierała łeb na udzie Hama.
– O której przyjechałeś? – zapytała Holly.
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem.
– Za piętnaście dziewiąta – odparł Jackson. – Nie chciałem cię budzić.
– Zgłodniałem – usprawiedliwił się Ham – a że nie miałem ochoty na to twoje gówniane zdrowe żarcie, przyjechałem tutaj i kazałem Jacksonowi usmażyć jajecznicę.
– Co zjesz? – zapytał Jackson.
– Zrobię sobie kanapkę – odparła.
– Wprowadziłem Hama we wszystkie szczegóły – poinformował Jackson, gdy Holly robiła sobie śniadanie.
– Ale bajzel! – wtrącił Ham. – Teraz rozumiem, dlaczego nie złapałaś tych sukinsynów.
– Dzięki za wotum zaufania – odparła. – Ale chciałabym, żebyś nie wtykał w to nosa.
– A czemu nie, do diabła? Wygląda na to, że potrzebujesz pomocy.
– Kieruję wydziałem policji i rada miejska patrzy mi na ręce. Żaden narwany, dyszący zemstą cywil nie będzie mieszał się w moje śledztwo.
– Jakie śledztwo? Z tego, co Jackson mi powiedział, wynika, że zamierzasz je zamknąć. Nie masz się czego uchwycić.
– Czy masz ochotę spędzić parę pierwszych tygodni w Orchid Beach w areszcie?
– Że co?
– Słyszałeś o utrudnianiu pracy policji?
– Nie zrobiłabyś tego swojemu staremu.
– Chcesz się przekonać? – Wbiła zęby w bułkę.
– W porządku – mruknął Ham posępnie. – Nie będę wchodził ci w drogę.
– Mówię o pracy, nie o życiu prywatnym.
– No, prywatnie chyba nie jestem zawadą – zerknął ostro na Jacksona. – Nie wtrącałem się zeszłej nocy, prawda?
– Ham, jestem dorosłą kobietą, a ty jesteś wścibskim starym prykiem. Nie życzę sobie usłyszeć ani jednego słowa więcej na temat seksu.
Ham poczerwieniał.
– Jezu, kto mówił o seksie?
– Ty.
– Nic nie mówiłem.
– Wy zawsze tak? – zdołał wtrącić Jackson.
– Tylko gdy zaczyna się czepiać mojego życia prywatnego – wyjaśniła Holly. – Nigdy nie zaakceptował żadnego faceta, z którym się spotykałam.
Ham wskazał na Jacksona.
– Jego akceptuję.
Holly zamrugała.
– Poważnie?
– Pogawędziliśmy chwilę i uważam, że sporo o nim wiem.
– Miejsce urodzenia, wykształcenie, hobby, dotychczasowe doświadczenia seksualne, praca w policji, praktyka prawna, wysokość zarobków – wyliczył Jackson. – Wie o mnie znacznie więcej niż ty.
– Ham, czasami naprawdę jesteś jak zadra w tyłku.
Ham podniósł palec.
– Ojciec ma prawo wiedzieć coś o człowieku, który posuwa jego córkę.
– HAM! – wrzasnęła.
Jackson zaczął sprzątać ze stołu.
– To nie moja sprawa. Załatwcie to między sobą.
– W porządku, w porządku – rzekł Ham pojednawczo. – Chyba wiem już dość, na razie. O resztę zapytam go, gdy przyjdzie prosić o twoją rękę.
– No nie! – ryknęła Holly z irytacją.
– Och – mruknął Ham – może zmienimy temat. Rano miałaś telefon. – Wyjął z kieszeni świstek papieru. – Dzwonił niejaki Paul Green.
– Nic mi to nie mówi. – Spojrzała na numer. – Aha, to ze szpitala. Doktor Green. Może ma jakieś wieści o Checie. – Przesiadła się na kanapę, zadzwoniła do szpitala i poprosiła doktora Greena.
– Przełączę do domu – powiedział operator.
Green odebrał po pierwszym sygnale.
– Doktorze, tu Holly Barker. Zostawił pan dla mnie wiadomość.
– Tak rzeczywiście. Przepraszam, że dzwoniłem tak wcześnie. Obawiam się, że zbudziłem dżentelmena, który odebrał.
– Nic nie szkodzi, to mój ojciec.
– Niestety, mam złe wieści.
Holly poczuła skurcz w żołądku.
– Co się stało?
– O szóstej dwadzieścia u komendanta Marleya doszło do zatrzymania akcji serca. Był reanimowany przez prawie pół godziny, ale nie zdołaliśmy mu już pomóc. Oficjalny czas zgonu to szósta czterdzieści pięć. Bardzo mi przykro.
– O Boże. Odzyskał przytomność?
– Niestety. Mogę coś dla pani zrobić?
– Nie, doktorze. Dziękuję za telefon. Powiadomię wydział i ktoś natychmiast skontaktuje się ze szpitalem w związku z formalnościami. – Odłożyła słuchawkę.
Jackson i Ham stali i patrzyli na nią w milczeniu.
– Co z Chetem? – zapytał Ham.
– Zmarł o szóstej czterdzieści pięć dziś rano.
– Niech to szlag trafi! – syknął Ham, tupiąc nogą. – Zasługiwał na lepszy los.
– Z pewnością – powiedziała Holly. – Zadzwonię na posterunek. – Podyktowała krótką notkę, kazała wywiesić ją na tablicy ogłoszeń i przefaksować do lokalnych mediów. – Jutro rano odbędzie się zebranie wydziału, w porze zmiany. Wszyscy mają być obecni. – Potem zadzwoniła do Hurda Wallace’a i Jane Grey i przekazała im wieści. Jane wybuchnęła płaczem.
Wallace prawie nic nie powiedział.
– Zajmę się formalnościami – zaproponował Jackson. – Jestem wykonawcą jego testamentu.
– Co z pogrzebem? – zapytała Holly. – Nie miał nikogo.
– Zostawił szczegółowe instrukcje. Chciał, aby jego ciało jak najszybciej i jak najmniejszym kosztem zostało skremowane, i nie życzył sobie nabożeństwa.
– Napijesz się kawy, Ham? – spytała Holly.
– Nie dziękuję – odparł. – Przejdę się po plaży. Chodź, Daisy.
Pies podniósł się i ruszył za nim na zewnątrz.
Godzinę później siedzieli razem przy stole.
– Mam parę rzeczy do powiedzenia – zaczął Jackson. – Dom pogrzebowy dzisiaj zabierze ciało. Jutro zostanie poddane kremacji. Chet chciał, żeby jego prochy rozrzucić na rzece za domem.
– To wszystko? – spytał Ham.
– Nie. Teraz, gdy Chet już odszedł, mogę wam zdradzić szczegóły testamentu. Jest prosty: wykupił polisę ubezpieczeniową na pięćdziesiąt tysięcy dolarów, która wzrasta do stu tysięcy w przypadku śmierci na służbie, co się stało. Po uregulowaniu długów reszta gotówki na koncie, łącznie z ubezpieczeniem, ma zostać podzielona między Hanka Doherty’ego i Jane Grey. Dom i rzeczy osobiste zostawił Hankowi. Hank umarł przed nim, a w takim wypadku, Ham, jego udział przechodzi na ciebie.
– Na mnie? – zapytał Ham z niedowierzaniem.
– Nie miał nikogo poza tobą i Hankiem. Taka była jego wola.
– To ci ułatwi życie na emeryturze – powiedziała Holly. Zwróciła się do Jacksona: – Jakie miał długi?
– Miał dług hipoteczny, który zostanie spłacony z polisy, więc dom będzie czysty, pomijając pożyczkę na remont w wysokości około dziesięciu tysięcy dolarów. Poza tym karta kredytowa jest obciążona na kilka tysięcy i nie zdążył uregulować bieżących rachunków. Ale ulokował trochę pieniędzy w inwestycyjnych funduszach wzajemnych – trzydzieści czy czterdzieści tysięcy.
– Nie mogę w to uwierzyć – mruknął Ham.
– Cóż, masz rozwiązany problem mieszkaniowy – powiedziała Holly.