42
Nie musiała długo czekać. Kiedy wróciła z lunchu, Westover siedział w jej biurze.
– Cześć, John, jak się masz? – zapytała.
Westover podniósł się i przywitał, ale nie wyglądał na zadowolonego.
– Dobrze, Holly, a ty?
– Doskonale, dzięki. – Usiadła za biurkiem. – Czemu zawdzięczam twoją wizytę?
– Musimy o czymś porozmawiać.
– Mów.
– Pozwól mi zacząć od początku.
– Nie ma sprawy.
– Parę lat temu, kiedy ludzie z Palmetto Gardens szukali tutaj ziemi…
– Och, sprawa dotyczy Palmetto Gardens?
– Proszę, daj mi skończyć.
– Przepraszam, John, mów dalej.
– Kiedy szukali ziemi, przyszli do rady z wieloma propozycjami, które różniły ich od propozycji innych inwestorów budowlanych. Chodziło im o rzeczy, o których inni nigdy by nie pomyśleli.
– Mianowicie?
– Na początku chcieli założyć własne miasto. Wyjaśniliśmy im, że nie możemy się na to zgodzić, bo w ten sposób nie musieliby płacić nam podatków. Wtedy przedstawili inne pomysły, wszystkie nakierowane na maksymalną izolację.
– Mianowicie? – powtórzyła Holly, nadal udając idiotkę. Chciała, żeby Westover je wymienił.
– Na przykład, od razu dali nam do zrozumienia, że nie będą korzystać z tutejszej siły roboczej, bo sprowadzą swoich ludzi.
– To nie byłoby korzystne dla Orchid, prawda?
– Normalnie nie, ale podatki za taki wielki i drogo zabudowany teren wyrównują to z nawiązką.
– Rozumiem, liczyły się pieniądze.
– Oczywiście – przyznał Westover z irytacją. – Podatek z tego jednego osiedla stanowi duży procent wszystkich wpływów z nieruchomości.
– Rozumiem, John.
– Sprowadzili nawet swoich pracowników budowlanych, co zresztą bardzo nie podobało się miejscowym. Były też inne rzeczy, w które w tej chwili nie musimy wchodzić.
– Jakie?
– Jak mówiłem, nie chcę w to teraz wchodzić – powtórzył Westover z ledwo skrywaną irytacją.
– Przepraszam, John, mów dalej.
– Wystarczy powiedzieć, że całe przedsięwzięcie jest korzystne dla Orchid Beach.
– Tak, widziałam nalepki Westover Motors na tamtejszych pojazdach.
– Cholera, Holly, nie mówię o sobie, tylko o korzyściach z tej inwestycji dla całego miasta.
– A jakie korzyści ma miasto, pomijając podatki?
– Wielorakie.
– Na przykład?
Westover zaczął się pocić.
– Holly, po prostu musisz uwierzyć mi na słowo.
– Zrobię to z przyjemnością.
– Jak powiedziałem, ludzie z Palmetto Gardens chcą być całkowicie odizolowani, co jest dobre również dla mieszkańców Orchid.
– Już to mówiłeś, John.
– O ile wiem, wynikła kwestia licencji funkcjonariuszy ochrony.
– Rozmawiałeś z Barneyem Noble’em?
– Tak, dzwonił do mnie przed godziną.
– Rozumiem. Mów.
– Jak zapewne zdajesz sobie sprawę, Barney jest wkurzony, że próbujemy pozbawić go jednego z cennych ludzi. Naprawdę uważam, że nie powinniśmy wtykać nosów w jego sprawy.
– Rozumiem, John. Powiedz mi, czy Barney wyjaśnił, kim jest ten człowiek i dlaczego mam z nim problem?
– O nic nie pytałem – odparł szybko Westover, podnosząc ręce. – Naprawdę nie muszę o tym wiedzieć.
– Sądzę, że powinieneś wiedzieć – rzekła Holly, nie zwracając uwagi na jego protesty. – Pan Elwood Mosely, inaczej Cracker Mosely, ma akta sięgające czasów wczesnej młodości, kiedy jako nastolatek dopuścił się aktu wandalizmu i okrucieństwa wobec zwierząt. Musiał zrobić coś naprawdę okropnego, skoro jego czyn zwrócił uwagę władz.
– Holly, ja…
– Proszę, John, wysłuchaj mnie. Pan Mosely wstąpił do policji w Miami i wkrótce zaczął wymuszać haracze za ochronę od handlarzy narkotykami. Przekazywali mu część swoich zysków, a pan Mosely dawał łapówki, oczywiście zatrzymując trochę forsy dla siebie, i pilnował, żeby policja zostawiała dealerów w spokoju. Ale pewnego dnia jeden z nich się nie opłacił. Kiedy pan Mosely go zobaczył, wyskoczył z policyjnego wozu i w biały dzień, na oczach świadków, zakatował go policyjną pałką. Został aresztowany przez własnego partnera, skazany za zabójstwo i zamknięty w więzieniu.
Westover dla odmiany pobladł. Nerwowo ocierał pot z twarzy wielką chustką, ale nie przerywał Holly.
– W stanie Floryda osoba karana nie może pracować jako ochroniarz ani nie wolno jej nosić broni. Ale z powodu jakiejś pomyłki w dokumentacji stanowej pan Mosely posiada oba zezwolenia. To znaczy, że w naszej uroczej społeczności zabójca nosi odznakę i pistolet a ja, John… – pochyliła się i oparła ręce na biurku – nie zamierzam tego tolerować.
– O Jezu. – Westoverowi opadły ramiona.
– Dlatego myślę, że powinieneś zadzwonić do Barneya Noble’a i poinformować go, że jeśli pan Mosely nie stawi się w tym biurze jutro przed południem, żeby oddać tę licencje, ja pojadę po niego do Palmetto Gardens.
– Holly…
– Mam nadzieję, John, że wyraziłam się całkowicie jasno. Jeśli nie, sugeruję, żebyś zwołał pilne zebranie rady miejskiej, i tam przedstawię swoje stanowisko.
– No dobrze, dobrze – mruknął Westover, pokonany. Bez słowa wyszedł z biura, osuszając kark chusteczką.
Holly patrzyła za nim z pewną satysfakcją. Wiedziała, że starcie między nimi było nieuniknione, i była zadowolona, że stała na solidnym gruncie, gdy do niego doszło.
Zadzwonił telefon na prywatnej linii.
– Holly Barker.
– Holly, mówi Harry Crisp.
– Cześć, Harry, co nowego?
– Biuro okazało zainteresowanie. Dziś wieczorem przyjadę z paroma ludźmi, powinniśmy być w domu Jacksona około ósmej.
– Miło mi to słyszeć, Harry. Weźmiesz kogoś, kto przeczesze dom Jacksona i moją przyczepę pod kątem podsłuchu?
– Tak, i wierz mi, to będzie fachowiec.
– Wierzę. Masz się gdzie zatrzymać?
– Tak, u Jacksona. Innym zarezerwowałem miejsca w kilku motelach, żeby nie zwracać uwagi.
– Harry, coś mi przyszło do głowy.
– Mów.
– Te budynki łączności. Wydaje mi się, że mają kluczowe znaczenie. Znasz kogoś w Narodowej Agencji Bezpieczeństwa? – Holly wiedziała, że agencja monitoruje łączność na całym świecie.
– Już o tym pomyślałem. Złożyłem prośbę o analizę transmisji z Palmetto Gardens, ale nawet nie wiem, kiedy otrzymamy odpowiedź.
– Dobrze, strona formalna będzie na twojej głowie.
– Zadzwonisz do Jacksona i powiesz mu, że liczę na kolację dla sześciu głodnych facetów?
– Oczywiście, dostaniecie świetną kolację, Jackson jest znakomitym kucharzem.
– Aha, na pewno.
– Bez żartów. Do zobaczenia o ósmej. – Podniesiona na duchu, zakończyła rozmowę.
43
Holly pracowała do późna nad aktami osobowymi. Potem wróciła do domu, przebrała się, nakarmiła Daisy i pojechała do Jacksona. Obok jego wozu stały dwa szare furgony. W salonie Harry Crisp rozmawiał przez telefon, pięciu młodych ludzi oglądało telewizję i czytało czasopisma, a Jackson smażył steki na werandzie za domem. Holly pomachała Harry’emu i podeszła do Jacksona.
Przewrócił kilka steków.
– W samą porę – powiedział. – Ci faceci są naprawdę głodni i gdybym kazał im czekać jeszcze trochę, pożarliby Daisy.
Suka podniosła głowę, słysząc swoje imię.
– Spokojna głowa, kochanie, nikt cię nie zje – zapewniła ja Holly.
Daisy usiadła i wpatrywała się w steki, jakby się bała, że w każdej chwili mogą uciec z grilla.
– Kiedy przyjechali? – zapytała Holly.
– Przed godziną. Harry cały czas wisi na telefonie. Zrujnują mnie tymi międzymiastowymi i jedzeniem. – Jackson zaczął przekładać steki na duży talerz. – Facet od podsłuchów sprawdził dom i twoją przyczepę, dałem mu klucz. Nie było pluskiew.