– Ilu jest członków?
– Mamy dwieście osiem domów.
– A ilu jest pracowników?
– Ponad sześciuset. Połowa z nich to służba domowa.
– Na terenie osiedla mieszka sześciuset pracowników?
– Nie, obsługa domów to miejscowi.
– Jak tam wchodzą i wychodzą?
– Przyjeżdżają swoimi samochodami albo autobusem do bramy służbowej; jest tam specjalny parking. Potem idą albo jadą furgonami do pracy.
– Jak ich wynajmują?
– Nie wiem, pewnie dają ogłoszenia.
– Jaką broń macie na posterunku ochrony?
– Wszyscy nosimy pistolety powtarzalne dziewięć milimetrów, są też karabiny piętnastki.
– Coś cięższego?
– Nie na posterunku.
– A gdzie?
Mosely zawahał się.
– Mów, Cracker, bo pogadam z twoim kuratorem.
– Jest trochę broni rozrzuconej po całym terenie.
– Musisz bardziej się postarać, Cracker. Gdzie?
– Nigdy nie byłem w pobliżu, ale wiem, że jest parę takich miejsc.
– Są zakamuflowane?
– Skąd pani wie?
– Mówimy o tym, co ty wiesz, Cracker.
– Tak, są pod siatkami.
– Kto je obsadza?
– Specjalnie wyszkoleni ludzie, parę tuzinów, jak sądzę. W razie alarmu zajmują stanowiska.
– Jakiego alarmu?
– Na słupie przy biurze ochrony jest syrena. Po trzech sygnałach udajemy się na wyznaczone pozycje.
– Jaka jest twoja?
– Budka przy frontowej bramie, chyba że już pełnię tam wartę.
– Czego oni się boją, Cracker?
– Wiem tylko, że nie chcą, żeby wszedł tam ktokolwiek z zewnątrz, jeśli nie został zaproszony lub nie towarzyszy mu eskorta.
– Jakie samoloty lądują na lotnisku?
– Głównie prywatne odrzutowce i parę zaopatrzeniowych, które przywożą towar.
– Jaki towar?
– Wyposażenie, części, specjalne jedzenie, wszystko, co potrzebne. Służą do tego DC-3 i cessna carafurgon.
– Na lotnisku jest specjalna ochrona?
– Tak, jest tam kilka tych zakamuflowanych stanowisk.
Holly nie wiedziała, o co jeszcze zapytać.
– Zostań tutaj, Daisy. Pilnuj – powiedziała.
– Zostawia mnie pani z tym psem? – zapytał Cracker z niepokojem.
– Nie zrobi ci krzywdy, póki się nie ruszysz – odparła Holly i poszła do sąsiedniego pokoju. Harry Crisp, zniknął. Wróciła więc do Mosey’ego, który siedział jak wykuty z kamienia. – W porządku, Cracker, puszczę cię. Gdy Barney zapyta, co robiłeś tak długo, powiesz, że kazałam ci czekać. Jeśli powtórzysz mu naszą rozmowę, dowiem się o tym i przed zachodem słońca znajdziesz się za kratkami, rozumiesz?
– Rozumiem. Nie pójdę do pudła dla Barneya.
– To dobrze. – Odprowadziła go do pokoju odpraw i patrzyła, jak wychodzi z posterunku.
Podszedł do niej Hurd Wallace.
– Co to za facet?
– Interesant – odparła Holly. – Nic ważnego.
46
Po pracy Holly pojechała do Jacksona. Przed domem stał jeden furgon FBI. Harry Crisp, jak zwykle telefonował, a Jackson popijał piwo z Billem i Joe. Harry przykrył ręką słuchawkę i powiedział.
– Zaraz pogadamy.
Holly nakarmiła Daisy i wzięła sobie piwo. Gdy wróciła do salonu, właśnie Harry skończył rozmowę.
– Co się stało? – spytała. – Weszłam do pokoju, żeby się dowiedzieć, czy masz jakieś pytania, a ciebie nie było.
– Przepraszam. Kiedy usłyszałem, że Cracker przyjechał range roverem Barneya, wyszedłem sprawdzić, czy można podrzucić mu pluskwę. Niestety, nie miałem odpowiedniego sprzętu. – Harry skinął ręką na swoich ludzi. – Usiądźmy na chwilę.
Wszyscy zebrali się wokół stołu.
– Chcę wam powiedzieć, na czym stoimy – zaczął Crisp. – Holly, przesłuchała Crackera Mosely’ego i uzyskała informacje, których zebranie zabrałoby nam tydzień. Dzięki, Holly, dobra robota.
– Nie ma za co.
– Rozmawiałem z facetem z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Już wiedzą o transmisjach wychodzących z Palmetto Gardens.
– Słuchali ich?
– Przez jakiś czas, parę lat temu, ale po pierwszym roku przyznali im niższy status.
– Dlaczego? Co stamtąd wychodziło?
– Zamówienia giełdowe.
– Nie rozumiem.
– Wysyłali zamówienia kupna i sprzedaży na soję, pszenicę, wieprzowinę, wszystko, co można znaleźć na giełdzie towarowej.
– Bez sensu. Myślałam, że takie rzeczy robi się przez domy maklerskie.
– Właśnie niby to tam mają. Ale jest w tym coś dziwnego.
– Mianowicie?
– Do przesyłania informacji wykorzystują chińskiego satelitę telekomunikacyjnego.
– Obawiam się, że tego też nie rozumiem.
– NSA również. Ich wcześniejsze nasłuchy miały charakter rutynowy. Zajmował się tym personel niższego szczebla. Tylko słuchali, nie robili żadnych analiz. Teraz chcą ponownie przyjrzeć się transmisjom i sprawdzić, czy nie nastąpiła w nich jakaś zmiana. Przeanalizują też przekazywane informacje.
– Nadal nie rozumiem, ale może to jakoś pomoże.
– Gadka twojego starego o stanowiskach przeciwlotniczych wcale nie była taka naciągana – ciągnął Harry. – Choć za nic w świecie nie uwierzę, że ktoś na wybrzeżu Florydy zacznie strzelać do samolotów.
– A mógłby to zrobić?
– Stosowanie takiej broni jako środka bezpieczeństwa nie ma najmniejszego sensu. Chyba że zamierzaliby jej użyć, by zyskać na czasie.
– Po co? – zapytał Jackson.
– Żeby się ewakuować. Ze słów Crackera wynika, że mają plany utrzymania tego miejsca, dopóki nie wystartuje kilka samolotów. No bo chyba nie wierzą, że w razie czego wygrają wojnę z całym światem zewnętrznym?
– Moich ludzi mogliby na jakiś czas powstrzymać, to pewne – stwierdziła Holly.
– Myślę, że na to liczą. W razie potrzeby mogą wydostać się stamtąd przed przybyciem posiłków. Twój ojciec ma rację. Nie zdołają odeprzeć ataku wojska, ale gliny z bronią ręczną nie zdobędą tego miejsca.
– Dowiedziałeś się czegoś nowego? – zaciekawił się Jackson.
– Z ośrodka w Miami otrzymaliśmy raport dotyczący lądujących i startujących samolotów. Są to maszyny z numerami Arabii Saudyjskiej, Meksyku, Kanady, Japonii i, przede wszystkim, Stanów Zjednoczonych. Sprawdziliśmy numery amerykańskie. Prawie osiemdziesiąt procent maszyn należy do przedsiębiorstwa z Miami świadczącego usługi czarterowe. Właścicielem jest korporacja z Delaware, będąca z kolei własnością spółki z Luksemburga. Istna matrioszka.
– Niesamowite – stwierdziła Holly.
– Sprawdziliśmy też Diego Ramireza. To Panamczyk, były pułkownik straży pałacowej Manuela Noriegi. Wydostał się przed inwazją i zamieszkał w Miami. U nas ma czystą kartotekę, a jego status imigracyjny jest w porządku.
– Dziś po południu sprawdziłam prawo własności i jestem rozczarowana wynikami.
– Założę się, że właścicielem jest figurant – wtrącił Harry.
– Nawet nie o to chodzi. Wszystkie domy są własnością Palmetto Gardens Corporation. A korporacja jest zarejestrowana na Kajmanach. Oto lista dyrektorów. – Podała mu kartkę. – Jedyne nazwisko, które coś mi mówi, to Ramirez. Możesz sprawdzić pozostałych.
– Dobra robota, Holly.
– Zastanawiałem się – zaczął Harry – jacy ludzie mogą być właścicielami osiedla. Raczej nie chodzi im o zyski, bo inaczej, przy tak niewielkiej liczbie członków, musiałby to być najdroższy klub świata. A bogacze, nawet miliarderzy, nie lubią pakować forsy w worek bez dna. Przychodzą mi na myśl tylko dwie możliwości – Palmetto Gardens należy do jakiegoś rządu albo do kartelu narkotykowego. Przy czym skłaniam się ku kartelom albo kombinacji rządów i karteli.