– Nie wiemy. Są zakodowane.
– Czy nie tym zajmuje się NSA? Łamaniem kodów?
– Tak, ale teraz, gdy wszyscy mają komputery, kody są znacznie bardziej skomplikowane niż, powiedzmy, szyfry Enigma używane przez Niemców podczas drugiej wojny światowej. I mogą być codziennie zmieniane. Rząd próbuje ograniczyć ich stosowanie albo wymusić dołączanie klucza, który pozwoli złamać je komuś takiemu jak my.
– Ale Palmetto Gardens nie daje nam kluczy, prawda? – wtrącił Bill.
– Zgadza się. Dlatego rozgryzienie tych mikropakietów wymaga czasu. Na razie mamy tylko ciągi liczb.
– Co odebraliście z pluskwy w samochodzie Barneya? – zapytała Holly.
– Głównie pogawędki. I jedna dobra wiadomość: Cracker Mosely przestraszył się na tyle, by nie powtórzyć Barneyowi waszej rozmowy. Barney dokładnie go wypytał, a on powiedział, że zagroziłaś mu powiadomieniem kuratora, jeśli nadal będzie pracował jako ochroniarz. Barney zrobił go radiooperatorem.
– I w ten sposób Cracker znajdzie się w samym centrum biura ochrony?
– Zgadza się, Holly.
– Trzeba więc zgarnąć go przy pierwszej okazji i przepuścić przez wyżymaczkę.
– Otóż to.
– Ja nie mogę tego zrobić. Nadal mamy kreta.
– Obserwujemy obie bramy. Każdy, kto zobaczy Crackera – rozdamy wam zdjęcia – zadzwoni do mnie, i będziemy go mieć w ciągu paru minut. Wycisk, jaki mu damy, będzie gorszy od jego najgorszych koszmarów.
– Świetnie – uznała Holly.
– Mam nadzieję – wtrącił Jackson – że będę miał okazję powiedzieć mu, że to ja go wystawiłem.
– Zobaczę, czy uda mi się to zaaranżować – odpowiedział Harry.
49
O szóstej czterdzieści pięć Rita Morales podjechała do służbowej bramy Palmetto Gardens zdezelowaną impalą rocznik 1978, w którą wyposażyło ją Biuro. Była ubrana w workowate spodnie khaki i spłowiałą koszulkę z nadrukiem South Beach. Zaparkowała, podeszła do budki ochroniarza i zapukała w szybę. Niemal przyprawiła drzemiącego strażnika o atak serca.
– Cześć – powiedziała z wyraźnym hiszpańskim akcentem – przyszłam tu do sprzątania.
Strażnik podniósł podkładkę z listą.
– Imię?
– Rita.
– Nazwisko?
– Garcia.
– Zgadza się – powiedział, odhaczając nazwisko na liście. – Autobus będzie tu za parę minut. Zaczekaj na parkingu.
Rita wróciła na parking, gdzie gromadziły się inne pracownice, w większości podwożone przez krewnych. Podeszła do korpulentnej kobiety, która wysiadła z półciężarówki.
– Buenos dias – pozdrowiła ją po hiszpańsku i dalej mówiła w tym samym języku: – Jestem Rita. To mój pierwszy dzień. Co to za robota?
– Sprzątanie. Ja mam na imię Carla.
– Tak, wiem o sprzątaniu. Chodzi mi o to, czy dobrze się tu pracuje.
– W całej okolicy nie ma lepszego zajęcia. To znaczy pensja jest dwa razy wyższa niż w domu jakiejś paniusi, ale trzeba się natyrać. Wylecisz jeśli przyłapią cię z papierosem czy na szwendaniu się po kątach.
– To chyba w porządku. Nie mam nic przeciwko harówce, jeśli można zarobić. Gdzie pracowałaś?
– Wszędzie, raz tu, raz tam. Sprzątałam domy, sklepy, budynek klubu.
– Co mi dadzą na początek?
– Nigdy nie wiadomo. Dla tych ludzi jesteś tylko numerem. Nie obchodzi ich, jak się nazywasz ani nic innego. „Hej ty, posprzątaj w tym domu” – tylko tyle. Dadzą ci kogoś do pary. Będziesz miała pół godziny na lunch. Masz jedzenie?
– Nie. Nikt mi nie mówił.
– Więc dzisiaj trzymaj się mnie. Mam dość jedzenia dla nas obu. Pokażę ci, co i jak.
– Dzięki. – Rita odwróciła się i zobaczyła biały szkolny autobus, który wyjechał za bramę i zatrzymał się na parkingu.
Kobiety zaczęły wsiadać.
– Usiądź koło mnie – powiedziała Carla – a dadzą nam jedną robotę. Tak robią.
Rita podała nazwisko człowiekowi z listą. Porównał jej twarz ze zdjęciem zrobionym w biurze zatrudnienia i dał jej dres z poliestru oraz przepustkę. Usiadła koło Carli.
– Przebierz się – poradziła Carla. – Rzeczy zostaw w autobusie. Będziemy nim wracać.
Rita przeszła na tył wozu i zaczęła się przebierać, świadoma spojrzeń kierowcy, który widział ją w lusterku. Gdy skończyła, wróciła na miejsce.
– Jeśli będziemy miały szczęście, pójdziemy sprzątać do biura – powiedziała Carla. – Dlatego tutaj usiadłam. Ludzie z przodu idą do domów, gdzie trzeba prać, sprzątać po przyjęciach i tak dalej. Ci z tyłu idą do sklepów.
– Dzięki, dobrze, że cię poznałam.
– Pewnie. – Carla poklepała ją po kolanie.
Autobus zatrzymywał się parę razy i za każdym razem wysiadało kilka kobiet. Na którymś z przystanków wsiadł ochroniarz. Wskazał Carlę i Ritę.
– Chodźcie ze mną – powiedział.
Wysiadły z autobusu i stanęły ze strażnikiem przy drodze. Rita nie widziała żadnych budynków.
– Ręce na głowy – rozkazał mężczyzna.
Rita wzięła przykład z Carli i pozwoliła się obszukać. Strażnik przy okazji obmacał jej piersi i łypnął na nią lubieżnie, ale nie zareagowała.
– Wsiadać do samochodu – polecił, wskazując range rovera.
Rita już otworzyła usta, żeby zapytać, dokąd pojadą, ale Carla złapała ją za rękę i ruchem głowy nakazała jej milczenie. Jechali niespełna kilometr zadrzewioną aleją. Gdy dotarli na parking, serce jej przyspieszyło. Przed sobą zobaczyła wielki talerz anteny satelitarnej, a po lewej stronie piętrowy budynek z wąskim oknami. Wyglądał jak coś pośredniego między biurowcem a więzieniem.
– Wysiadać – rozkazał strażnik.
Wprowadził je do małej recepcji. Mężczyzna w cywilnym ubraniu sprawdził nazwiska na liście i popatrzył uważnie na identyfikatory, porównując twarze ze zdjęciami. Następnie wprowadził je do holu za drzwiami z mlecznego szkła.
– Sprzątałaś tu wcześniej? – zapytał Carlę.
– Tak, proszę pana.
– Więc wiesz, co robić. Powiedz to tej nowej małej. Macie dwie godziny.
– Tak, proszę pana. – Carla odwróciła się do Rity. – Chodź ze mną.
Poprowadziła ją korytarzem do schowka na szczotki i podała jej zwój plastikowych worków na śmieci.
– Po obu stronach korytarza są biura – wyjaśniła. – Zaczniesz od tego końca, a ja od tamtego. Opróżnij wszystkie kosze i niszczarki i przyjdź tutaj. Pokażę ci, co zrobić ze śmieciami.
– Niszczarki?
– Maszyny do cięcia papieru.
Rita podeszła do najbliższych drzwi. Były otwarte i zastukała w futrynę.
– Sprzątaczka.
Mężczyzna, siedzący za biurkiem ręką dał jej znać, żeby weszła.
Znalazła kosz na śmieci, opróżniła go, potem podeszła do niszczarki, która stała na plastikowym pojemniku. Zdjęła pokrywę, położyła ją na podłodze i przesypała zawartość pojemnika do worka.
– Dziękuję – powiedziała z uśmiechem.
Mężczyzna nawet nie podniósł głowy, tylko machnął ręką.
To samo robiła w kolejnych pomieszczeniach. Wszystkie były identyczne – stalowe biurko, szafa na akta, krzesło, kosz na śmieci i niszczarka. Na każdym biurku stał telefon, w niektórych pokojach były kopiarki. Ściany były gołe; żadnych obrazów, dyplomów, kalendarzy – nic. Wróciła do schowka i Carla pokazała jej drzwi, za którymi stały wielkie plastikowe pojemniki na śmieci. Wyrzuciły worki, a potem odkurzyły biura i korytarz.
– Teraz na górę. – Carla otworzyła drzwi wiodące na klatkę schodową.
Weszły do ogromnego pomieszczenia, które zajmowało chyba całe piętro, z rzędem biur po jednej stronie.
Rita podeszła do najbliższego kosza. Z tyłu całą szerokość pomieszczenia zajmowały komputery. Pomyślała, że pokój komputerowy w oddziale FBI w Miami jest wielkości jednej trzeciej tego. Opróżniając kosze, zerkała na ekrany monitorów. Nie zdążyła niczego przeczytać, ale na kolejnych ekranach dostrzegła formularze, arkusze kalkulacyjne, kolumny liczb, a na jednym nawet kolorową mapę świata w odwzorowaniu Merkatora, z czerwonymi kropkami w co najmniej dwóch tuzinach miejsc. Na żadnym ekranie nie zauważyła informacji z notowaniami giełdowymi. Na pewno nie handlowano tu towarami.