Pół godziny później był z powrotem w wodzie i wypychał łódź z błota, a po następnych trzydziestu minutach siedział w domu, z ciekawą historią do opowiedzenia.
52
Rita stawiła się do pracy punktualnie. Tym razem zostały wraz z Carlą przydzielone do sprzątania sklepów. Popatrzyła tęsknie na budynek ochrony – tam chciała podłożyć jedną z pluskiew. Niestety, musiała pracować w sklepie jubilera po drugiej stronie ulicy.
Odkurzając gabloty, obejrzała dokładnie oferowane towary. Dostrzegła diamentowy naszyjnik, który nie przyniósłby wstydu Tiffany’emu w Nowym Jorku. Szybko przeliczyła okazałe kamienie – w sumie miały co najmniej dwadzieścia karatów.
Weszła na zaplecze, żeby tam posprzątać i przeszkodziła jakiemuś mężczyźnie, który wyjmował biżuterię z wielkiego sejfu. Gdy zamykał stalowe drzwi, zobaczyła na górnej półce dwa pliki banknotów. Najwyraźniej klienci nie płacili kartami kredytowymi czy czekami.
Razem z Carlą sprzątnęły jeszcze dwa sklepy, potem była przerwa na lunch. Usiadły na ławce i jadły kanapki, gawędząc o dzieciach i wnukach Carli.
– Co tam jest? – zapytała Rita, wskazując posterunek ochrony.
– Ochrona.
– Sprzątałaś tam kiedy?
– Pewnie, parę razy.
– Mają toaletę?
– Tak.
– Zaraz wrócę. – Rita wzięła przybory do sprzątania, przeszła przez ulicę i weszła do budynku frontowymi drzwiami.
Za wysokim biurkiem siedział młody mężczyzna.
– Już posprzątane – oznajmił.
– Wiem – odparła. – Chcę tylko skorzystać z toalety. Mogę?
– Jasne. – Mężczyzna wskazał jej drogę. – Prosto tym korytarzem. Damsko-męska, więc lepiej zamknij drzwi.
Rita weszła do małej łazienki. Szybko wyjęła pojemnik, który dał jej Bob, wysypała pluskwy i schowała je pod szmatą w plastikowym pojemniku z przyborami do czyszczenia. Wyszła na korytarz i rozejrzała się. Wprost przed nią mieściła się stacja łączności. Przy radiu siedział wielki rudzielec, czytający magazyn poświęcony broni. Nie było gdzie podłożyć pluskwy. Skręciła do wyjścia.
– Dzięki – powiedziała do mężczyzny za biurkiem i wyszła z budynku.
Cholera, pomyślała. Tyle zachodu i zero efektów. Miała cztery pluskwy, ale nie było gdzie ich podłożyć. Wtedy uśmiechnęło się do niej szczęście. Przed posterunkiem ochrony zatrzymała się ciężarówka. Dwaj mężczyźni zaczęli zdejmować ze skrzyni stalowe biurko. Podeszła do nich.
– Pomóc wam, chłopaki?
– Nie trzeba – odparł jeden.
Postawili biurko na ziemi.
– Czekajcie chwilę, wytrę je. – Złapała spryskiwacz i szmatę, chowając pluskwę w dłoni.
– Daj spokój – mężczyzna machnął ręką, każąc jej odejść.
– Jest brudne. – Rita spryskała płynem cały blat. – Gdzie ono było, w magazynie?
– Spływaj, tracimy czas.
Zaczęła jedną ręką energicznie wycierać blat, a drugą wsunęła na chwilę pod spód i magnetyczna pluskwa załapała.
– Już skończyłam. – Wróciła na ławkę i patrzyła, jak mężczyźni wnoszą biurko do budynku.
Serce jej zamarło, gdy w drzwiach przekręcili je na bok. Dyżurny ochroniarz podszedł do drzwi, żeby pomóc wnieść mebel, i jego twarz znalazła się niespełna pół metra od pluskwy. Po chwili trzej mężczyźni razem z biurkiem zniknęli w budynku.
– Wracajmy do roboty – powiedziała Rita do Carli. Po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, jak mogłaby w razie potrzeby wydostać się z Palmetto Gardens. Myślała o tym, gdy sprzątały w następnym sklepie, i nie doszła do żadnych wniosków. Nie pozostawało jej nic innego, jak czekać do końca pracy i mieć nadzieję, że nikt nie zauważy pluskwy.
O trzeciej wsiadły do autobusu. Dopiero teraz Ricie przyszło na myśl, że tutaj znów zostanie przeszukana. Nadal miała przy sobie trzy pluskwy. Nie mogła zostawić ich w pojemniku, bo ktoś mógłby je tam znaleźć.
– Masz chusteczki higieniczne? – zapytała Carlę, gdy przy bramie zaczęły wysiadać z autobusu.
Carla znalazła w torbie pudełko chusteczek.
Rita wyjęła spod ścierki trzy pluskwy i schowała je w dłoni. Ustawiła się na końcu kolejki. Jeden strażnik brał pojemniki i odstawiał je na bok, a drugi rewidował kobiety. Kiedy nadeszła jej kolej, zamarkowała kichnięcie. Kilka razy głośno wydmuchała nos i zawinęła pluskwy w chusteczki.
– Przepraszam – mruknęła do strażnika.
Ochroniarz nie kwapił się do sprawdzania wilgotnego kłębu w jej dłoni. Rita poszła przez parking do swojego samochodu i położyła rękę na klamce, gdy ciężka dłoń opadła na jej ramię. Odwróciła się.
Mężczyzna, który siedział przy radiu w biurze ochrony, złapał ją za gardło i powlókł w stronę budki strażnika.
Myślała błyskawicznie. Identyfikator FBI, pistolet i telefon komórkowy były schowane pod zapasowym kołem w bagażniku samochodu. Szamocząc się z rudzielcem, wypuściła chusteczki z ręki. Miała nadzieję, że nie zwrócił na to uwagi.
Mosely uderzył ją w twarz i, oszołomioną, zaciągnął do range rovera.
53
Harry Crisp zerknął na zegarek i powiódł wzrokiem po zebranych wokół stołu.
– Rita już powinna tu być. Skończyła o trzeciej.
– Nie odebraliśmy niczego z jej pluskiew? – spytała Holly i odwróciła się do drzwi.
Wszedł Bill.
– Cześć wszystkim – powiedział. – Gdzie Rita?
– Jeszcze jej nie ma – odparł Harry. – Czy któraś z pluskiew ożyła?
– Wszystkie były żywe, gdy je brała. Z jednej, odebrałem tylko parę słów i potem zdechła. Z innych odebraliśmy warkot samochodu, żadnych rozmów.
– Jakie to były słowa?
– Rozmawiali dwaj mężczyźni.
– Znaleźli pluskwę?
– Możliwe.
– Niech ktoś sprawdzi parking przy służbowej bramie Palmetto Gardens – polecił Harry. – Chcę wiedzieć, czy nadal stoi tam jej samochód.
– Już lecę – powiedział Bill.
Harry odwrócił się do zebranych.
– Skoro pluskwy nie działają, potrzebny nam pretekst do wystąpienia o nakaz przeszukania.
Ham podniósł rękę.
– Może ja pomogę.
Wszyscy popatrzyli na niego.
– Byłem tam zeszłej nocy i widziałem parę rzeczy.
– Byłeś tam? – zdumiała się Holly.
– Ham, o czym ty mówisz? – zapytał Harry.
– Po prostu pomyślałem, że się rozejrzę.
– Ham… – zaczęła Holly, ale Harry uciszył ją ruchem dłoni.
– Jak tam wszedłeś?
– Przez bagno przy wejściu do przystani. Na miejscu trochę się pokręciłem.
– Niech ktoś przyniesie zdjęcia lotnicze – polecił Crisp. Gdy rozłożyli je na stole, zwrócił się do Hama: – Mów, co i gdzie widziałeś.
Ham wstał i zaczął pokazywać.
– O trzeciej nad ranem dobiłem tutaj i stąd dotarłem na brzeg. Uznali, że pas krzaków o szerokości pięciu metrów wystarczy za ogrodzenie. Ale pomylili się – oznajmił i opowiedział o swoim rekonesansie.
– Chyba zwariowałeś – skomentowała Holly.
– Czyżby? Odniosłem wrażenie, że chcecie się dowiedzieć, co tam jest. Pomyślałem więc, że to sprawdzę.
– Mów dalej – przynaglił go Harry.