– Dziękuję, doktorze.
Wrócił do jadalni i ciężko opadł na krzesło.
– Przyczyną śmierci był uraz głowy – wyjaśnił – prawdopodobnie ciosy zadane pięściami. Ślady od sznura na obu przegubach dłoni i na kostkach. Wszystkie żebra połamane, rozległe obrażenia wewnętrzne. Najpierw ją zgwałcili… wszystkie otwory.
– Czy doktor pobrał próbki spermy? – zapytała Holly.
Harry pokiwał głową.
– Przed południem będą w Waszyngtonie. Laboratorium dołoży wszelkich starań.
Milczeli przez dłuższą chwilę.
– Może zadzwonisz do sędziego? – podsunęła Holly.
Harry skinął głową.
– Najpierw zadzwonię do ojca Rity – powiedział i poszedł do gabinetu Jacksona. Tym razem zamknął drzwi.
Wrócił po półgodzinie.
– Jackson, potrzebne mi miejsce, w którym mógłbym zebrać ludzi. Coś dużego w rodzaju magazynu czy teatru.
– Kiedy?
– Po zmroku, do jutra rano.
– W gimnazjum publicznym jest sala gimnastyczna. Jest oddzielona od szkoły kępą drzew i ma spory parking.
– Znasz tam kogoś?
– Tak znam dyrektora. – Jackson zapisał nazwisko i podał kartkę Harry’emu. Crisp znów zamknął się w gabinecie.
Zadzwonił telefon. Odebrała Holly.
– Dzwonił Barney Noble – zameldował oficer dyżurny.
Holly wybrała numer i poprosiła o połączenie z Barneyem.
– Cześć, Holly. Prosiłaś, żebym zadzwonił, jeśli Rita nie pokaże się dzisiaj w pracy. Nie pokazała się. Dzwoniliśmy pod jej numer domowy, ale nikt się nie zgłosił.
Miała ochotę krzyczeć, ale zamiast tego powiedziała spokojnie:
– Dzięki, Barney.
– Jej matka coś wie?
– Nie.
– Daj mi znać, gdy czegoś się dowiesz. Jeśli nie wróci, trzeba będzie znaleźć zastępstwo.
– Dam ci znać, Barney. – Rozłączyła się. – Mam ochotę jechać tam i go zastrzelić.
– Chętnie ci pomogę – powiedział Jackson.
Harry wreszcie wyszedł z gabinetu.
– W porządku, załatwione – powiedział. – Jedzie tu ponad trzystu ludzi – z FBI, z agencji antynarkotykowej i z jednostek antyterrorystycznych – wszyscy agenci, których byliśmy w stanie zebrać. Mają furgonetki, samochody osobowe i ciężki ekwipunek. Będą tu wieczorem. – Spojrzał na Holly. – Niewiele pozostaje ci do zrobienia.
– Tak myślałam.
– Zabicie agenta FBI to przestępstwo federalne. I za to chcę go zgarnąć. A jeśli nie zdołamy zebrać obciążających dowodów, wtedy będziesz mogła przycisnąć go za fałszowanie dokumentów. Możesz też zapolować na tych, którzy wykonali dla niego tę robotę.
– Najbardziej zależy mi na mordercach Cheta Marleya i Hanka Doherty’ego. Czy będę mogła ich dostać, jeśli ty weźmiesz Barneya?
– Jasne. Porozmawiam z prokuratorem federalnym.
– Muszę uzyskać przyznanie się do winy albo znaleźć kogoś, kto ich wskaże, mogę więc potrzebować czasu na przesłuchania.
– Będziesz go miała, obiecuję. A teraz wracaj do pracy i zachowuj się tak, jakby nic się nie działo. Około dziewiątej wieczorem przyjdźcie z Jacksonem do sali gimnastycznej. Powiem strażnikom, żeby was wpuścili. I weźcie Hama. Może być bardzo pomocny.
Milczał przez chwilę, patrząc na ocean.
– To nie będzie łatwe – rzekł wreszcie.
55
Holly punktualnie weszła do swojego biura, ale nie potrafiła skoncentrować się na pracy. Zaczęła przeglądać akta osobowe.
Rozległo się pukanie do drzwi. Podniosła głowę. W progu stał Bob Hurst, detektyw od spraw zabójstw.
– Wejdź, Bob – powiedziała.
Hurst nie krył irytacji.
– Dlaczego nie zadzwoniła pani do mnie w związku z tym zabójstwem zeszłej nocy? – zapytał.
– Przepraszam, Bob, ale nie mogłam tego zrobić.
– Więc uważa pani, że śmierć agenta FBI na naszym terenie to nie moja iprawa?
– To sprawa federalna i FBI się tym zajmuje.
– Mimo że zabójstwo miało miejsce na naszym terenie?
– Ich terenem są całe Stany Zjednoczone. Kiedy ginie agent FBI, sami prowadzą dochodzenie.
– A co oni tutaj robili?
– Nie chcieli mi powiedzieć. Pewnie prowadzili jakieś śledztwo. Poprosili mnie, żebym rozejrzała się za ich agentką, która wczoraj się nie zgłosiła, i to zrobiłam. Najwyraźniej pracowała nad czymś w Palmetto Gardens. Wyszła stamtąd wczoraj o trzeciej i zniknęła. W nocy jakiś rybak znalazł jej samochód, więc zadzwoniłam do FBI i pojechałam na miejsce z ich agentem. Zabrał mnie przez grzeczność.
– Jak zginęła?
– FBI zajęło się autopsją. Nie poinformowali mnie o wynikach.
Hurst spuścił wzrok.
– Bob, gdyby to ode mnie zależało, brałbyś w tym udział.
– Rozumiem i przepraszam za opryskliwość. Myśli pani, że to zabójstwo ma coś wspólnego z Marleyem i Dohertym?
Holly zmarszczyła czoło.
– Nie przyszło mi to na myśl. Czemu łączysz te dwa zdarzenia?
Wzruszył ramionami.
– Sam nie wiem. Myśli pani, że to ktoś z Palmetto Gardens zabił tę kobietę?
Zarzuca haczyk, pomyślała, a głośno odparła:
– Rozmawiałam z Barneyem Noble’em. Sprawdził na liście i powiedział, że wyjechała stamtąd o trzeciej razem z innymi sprzątaczkami. Nie mam powodów, by mu nie wierzyć. Jeśli chcesz wiedzieć, co o tym myślę, to powiem ci, że pewnie poszła po pracy na drinka i spotkała niewłaściwego faceta.
– Nie sądzi pani, że jej śmierć miała związek z prowadzonym przez nią dochodzeniem?
– Nie wiem, nad czym pracowała, więc nie mogę nic sądzić.
– Dzięki, szefie – powiedział Hurst i wyszedł.
Holly zaczęła się zastanawiać nad powodem jego wizyty. Policjanci z patrolu musieli mu powiedzieć, że ofiara była agentką FBI. Od nich też dowiedział się, że na miejsce zbrodni przyjechał inny agent i że zarządził przeprowadzenie autopsji. Znalazła akta Hursta i otworzyła teczkę. Przejrzała dokumenty parę dni wcześniej, ale teraz chciała zrobić to bardziej skrupulatnie.
W teczce był nowy dokument. Bob Hurst ożenił się i złożył podanie o objęcie żony ubezpieczeniem zdrowotnym. W odpowiedniej rubryce widniało jej panieńskie nazwisko: LINDA TOMKINS WALLACE, zamieszkała na Egret Island, gdzie również mieszkał Hurst. Dziwne, pomyślała Holly. Nikt jej nie powiedział, że Bob Hurst ożenił się z byłą żoną Hurda Wallace’a. Coś kołatało jej się w głowie, ale była zbyt zmęczona i nie mogła się skupić. Nieważne, później sobie przypomni.
Odłożyła teczkę Hursta, podniosła następną i zaczęła czytać. Znalazła coś tak oczywistego, że aż westchnęła. Boże, ależ była naiwna.
Powiedziała Jane Grey, że jedzie na patrol, zabrała Daisy i wyszła z komisariatu. Suka usiadła na przednim siedzeniu dżipa i przytknęła nos do szyby. Węszyła z takim entuzjazmem, że Holly bała się otworzyć okno szerzej niż na dziesięć centymetrów, żeby Daisy nie wypadła na ulicę. Jechała na północ, myśląc o tym, co odkryła i co to mogło oznaczać. Na północnym krańcu wyspy, skręciła w Jungle Trial i dojechała powoli do bramy Palmetto Gardens.
– Zostań, Daisy. – Wysiadła z samochodu, zostawiając pracujący silnik, żeby we wnętrzu było chłodno. Spacerowała przed maską. Daisy wystawiała nos za okno i wodziła za nią wzrokiem. Holly oparła się o drzewo. Z początku Hurd Wallace sprawiał wrażenie tego złego, potem zaś okazało się, że stoi po właściwej stronie. Teraz… Podskoczyła, gdy uświadomiła sobie, że ktoś stoi ledwie metr od niej.
– Dzień dobry, komendancie.
Holly spojrzała na pistolet w dłoni Crackera Mosely’go. Był wycelowany w jej piersi.