Potem pewnej nocy spotkałem się z Barneyem i Moselym na stacji benzynowej przy A1A. Chet Marley przejechał obok. Wskoczyliśmy do wozu Barneya i pojechaliśmy za nim. Barney zaczął się zastanawiać, dlaczego nie udawało mi się śledzić Cheta. Jechaliśmy prywatnym samochodem Barneya, lincolnem, nie range roverem, na południe. W pewnym momencie Chet zjechał na pobocze i kiedy go mijaliśmy, kazał nam się zatrzymać.
Aha, zapomniałem powiedzieć, że Barney kazał mi załatwić czysty pistolet. Nie wiedziałem po co, i nie chciałem wiedzieć. Dałem mu trzydziestkędwójkę, którą zabrałem z domu Lindy. Barney zawrócił i ustawił lincolna przodem do samochodu Cheta. On i Mosely wysiedli. Ja skuliłem się na tylnym siedzeniu, bo nie chciałem, żeby Chet mnie zobaczył. Usłyszałem ostrą wymianę zdań, a potem jeden strzał. Wytknąłem głowę przez okno i zobaczyłem Barneya i Mosely’ego. Cheta nie było widać. Barney wytarł pistolet chusteczką i przerzucił go nad siatką w krzaki za drogą.
Okropnie się przestraszyłem. Byliśmy na drodze publicznej, a oni właśnie zastrzelili szefa policji. Potem zobaczyłem, jak Barney zagląda do wozu Cheta i do bagażnika. Po chwili razem z Moselym wrócili do samochodu i ruszyliśmy. Mosely prowadził, a Barney dawał mu wskazówki. Nie powiedział, dokąd jedziemy, ale po paru minutach znaleźliśmy się pod domem Hanka Doherty’ego. Barney kazał mi zostać w samochodzie. On i Mosely wysiedli. Barney miał strzelbę. Weszli do domu. Słyszałem, jak pies szaleje – ten pies nigdy nie lubił Mosely’go – ale po minucie zapadła cisza. Domyśliłem się, że Hank zamknął go w kuchni. Chwilę później usłyszałem strzał, jeden. Po paru minutach Barney i Mosely wyszli z domu. Zacząłem ich wypytywać, ale Barney kazał mi się zamknąć. Podwieźli mnie do mojego samochodu. Barney dał mi tysiąc dolarów w gotówce i kazał podpisać pokwitowanie, a potem odjechali. – Hurst zakończył swoją opowieść.
– Kto zastrzelił Cheta Marleya? – zapytała Holly.
– To musiał być Barney. Dałem mu pistolet i widziałem, jak go wyrzucał.
– Kto zastrzelił Hanka Doherty’ego?
– Barney niósł strzelbę, gdy wchodzili do domu. Nie miał jej, kiedy wyszli.
– Co się dzieje w Palmetto Gardens, Bob?
– Nie mam pojęcia. Barney nigdy mi nic nie powiedział, a po tym, co się stało z księgowym, Chetem i Hankiem, wolałem nie pytać.
– Kto informował Barneya o Checie i wydziale?
– Nie wiem, przysięgam. Powiedziałbym, gdybym wiedział.
– I to już wszystko?
– To wszystko, co wiem, przysięgam. Rany boskie, Holly, co mogłem robić? Nie wiedziałem, że zabiją Cheta.
– Mogłeś go aresztować, gdy usłyszałeś strzał. Gdybyś to zrobił, Hank Doherty nadal by żył.
Wyłączyła magnetofon. Bob Hurst zaczął płakać.
57
Wieczorem Holly, Daisy, Hurd, Jackson i Ham przyjechali do gimnazjalnej sali gimnastycznej. Na parkingu stało co najmniej czterdzieści pojazdów, w większości nieoznakowanych sedanów i furgonetek, niektóre z łodziami na wózkach. Holly zrozumiała, dlaczego Harry chciał się spotkać w ustronnym miejscu.
W sali panowała gorączkowa krzątanina. Na drewnianej podłodze leżały stosy śpiworów, wszędzie widać było broń. Ludzie sprawdzali karabiny i małe pistolety maszynowe. Wszyscy mieli czarne kombinezony.
Harry, który siedział przy składanym stole, pomachał ręką do grupy Holly.
– Siadajcie. – Podniósł kartkę. – Właśnie dostałem wiadomość z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Rozszyfrowali mikropakiety z transmisji z centrum łączności w Palmetto Gardens.
– Wiecie już, co tam się dzieje? – spytała Holly z nadzieją w głosie.
Harry popatrzył na kartkę.
– Najwyraźniej organizują turniej golfa.
Nikt nie powiedział ani słowa.
– Oto lista zawodników. – Harry zaczął czytać: – Ben Hogan, Bobby Jones, Gene Saranez, Walter Hagen, Harvey Pennick… – Wymienił kolejnych piętnaście nazwisk. – Czy komuś to coś mówi?
– Grasz w golfa, Harry? – spytał Ham.
– Nie.
– A znasz się choć trochę na grze?
– Nie.
– Więc nie wiesz, że wszyscy ludzie, których nazwiska przed chwilą odczytałeś, albo nie żyją, albo są bardzo, bardzo starzy. Czy to jakiś żart?
– Czy w tych mikropakietach nie ma nic innego? – zapytał jakiś agent.
– Tylko informacje związane z turniejem – odparł Harry. – „Ekscytująca wiadomość: Będzie grać Bobby Jones”. To pierwsza. A druga brzmi: „Zawodnicy z przyjemnością usłyszą, że podniesiono wysokość nagrody”. – Popatrzył wokół stołu. – Czy ktoś ma jakiś pomysł?
– Wyjaśnij mi to dokładnie – poprosiła Holly. – Wszystkie mikropakiety zawierają informacje na temat zgłaszających się golfistów i zwiększenia nagrody?
– Owszem. To nie ma żadnego sensu.
– Może nazwiska też są jakimś szyfrem – wtrącił Hurd Wallace. – Może zastępują prawdziwe nazwiska. Takiego kodu nie można chyba złamać? Kiedy jedno nazwisko zastępuje drugie.
– Chyba nie – odparł Harry. – Ale dlaczego użyli nazwisk golfistów?
Holly podniosła brwi.
– Appalachin!
– Coś z górami?
– FBI chciałoby pewnie zapomnieć o Appalachin w Nowym Jorku – podjęła Holly ze śmiechem. – Koniec końcem, to była akcja policji stanowej.
– Appalachin w stanie Nowy Jork? – powtórzył Harry. – Czemu to brzmi znajomo?
– Tam w latach pięćdziesiątych odbyło się największe zebranie mafii wszech czasów. Głowy wszystkich rodzin spotkały się w wiejskim domu w Appalachin. Policja stanowa dostała cynk i zrobiła nalot. Faceci w jedwabnych garniturach biegali po lesie jak jelenie, a policjanci na nich polowali. Był to dzień klęski mafiosów i triumfu nowojorskich glin. Choć, o ile wiem, w tym czasie J. Edgar Hoover nadal zaprzeczał istnieniu mafii.
– Palmetto Gardens to nie mafia. Jest zbyt szykowne i zbyt bogate. Mafia nigdy nie zgromadziłaby dość forsy, żeby zbudować takie miejsce.
– Ale na pewno chodzi o spotkanie – orzekła Holly – ludzi, którzy stoją za Palmetto Gardens. Zbierają się.
Harry odwrócił się do jednego ze swoich agentów.
– Ed – polecił – zadzwoń do Miami i zapytaj, jakie samoloty przyleciały do Palmetto Gardens w tym tygodniu.
Skinął głową i odszedł do telefonu.
– W porządku, Holly, sprawdzimy to. A teraz zanim zajmę się organizacją, chciałbym usłyszeć coś od ciebie, Ham. Tylko ty tam byłeś i wróciłeś z ważnymi informacjami. Czytałem twoje akta z armii i chcę, żebyś w to wszedł. Wchodzisz?
– Pewnie. – Ham zwrócił się do Holly: – Ani słowa sprzeciwu.
Holly spojrzała w sufit.
– W porządku, Ham – podjął Harry – oto, jak wygląda sytuacja. Mamy osiedle mieszkalne, usytuowane wśród innych osiedli, a nie chcemy, żeby zbłąkane pociski latały po całej wyspie. Jak zająć to miejsce bez większego zamieszania?
Ham wstał i pochylił się nad stołem.
– Tutaj jest ich słaby punkt, na bagnie na północ od przystani. Tędy się tam dostałem. Najpierw powinniśmy posłać niewielką grupę. Wejdą przez bagno i uszkodzą zapasowy generator, potem odetną zaopatrzenie w prąd z zewnątrz. Muszą też odciąć akumulatory podłączone do bramy przy Jungle Trial, bo zaalarmują ochronę w chwili otworzenia tylnej bramy. Kiedy zasilanie zostanie wyłączone, sforsujemy bramy główną i służbową oraz bramę od strony Jungle Trial. Gdy znajdziemy się w środku, musimy jednocześnie uderzyć na jedenaście obiektów: posterunek ochrony, centrum łączności, lotnisko, sześć zakamuflowanych stanowisk karabinów i pozostałe dwie bramy. – Wskazał wszystkie miejsca.