Holly usłyszała komunikat.
– Są w środku. Mamy cztery, góra sześć minut.
Mężczyzna za kierownicą skinął głową i odetchnął głęboko.
Rozesławszy swoich ludzi, Ham kazał dwóm pozostałym ruszyć za nim. Zmierzali w stronę centrum łączności, trzymając się jeleniej ścieżki. Kiedy dotarli do parkingu przy centrum, Ham wskazał na drzwi. Agenci zaczęli podkradać się do budynku, żeby zająć pozycje po obu stronach drzwi. Światło paliło się tylko w holu, jak podczas jego poprzedniej wizyty. Ham okrążył budynek, znalazł dąb i po dębie wspiął się na dach. Zlokalizował metalowe pudło i obejrzał je dokładnie w nikłym świetle latarki. Znalazł przewody, przeciął je wyjętymi z plecaka krótkimi szczypcami i zsunął się na ziemię. Zanim wrócił na parking, jego ludzie już zajęli stanowiska przy wejściu. Liczył minuty, gdy dołączali do niego rozesłani wcześniej agenci. Dwóch pozostało przy głównej bramie, gotowych do przecięcia kłódek, a dwóch przy generatorze. Ham czekał na sygnał radiowy od tych ostatnich. Przyciskał radio do ucha. Cisza przedłużała się w nieskończoność.
– Trzy – usłyszał wreszcie.
– Trzy – powtórzył.
Holly patrzyła przez lornetkę na budkę strażnika przy głównej bramie. Nagle światło w budce zgasło.
– Jedź! – zawołała do kierowcy. Mężczyzna wrzucił bieg i przyspieszył. Holly nie odrywała lornetki od oczu i liczyła: -…trzy, cztery, pięć. – Lampa w budce strażnika zamigotała, potem znów zapłonęła równym blaskiem. Zobaczyła postać odzianą na czarno, machającą rękami nad głową. Strażnik został obezwładniony i brama już się otwierała. – Wjeżdżamy.
Lampa na biurku w holu centrum łączności zgasła i zapaliła się po pięciu sekundach.
– Trzydzieści sekund – wyszeptał Ham. Patrzył na sekundnik, a kiedy światło zgasło drugi raz, poderwał się i popędził w stronę budynku.
Jak przewidział, strażnik otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz, żeby zobaczyć, co się dzieje. W jednej chwili dwaj agenci skoczyli mu na plecy, skuli go i zakneblowali.
Ham wpadł do środka i zatrzymał się na chwilę, słuchając odgłosów płynących z radionadajnika, który stał na biurku. Usłyszał przeraźliwy gwizd.
– Ich częstotliwości zostały zagłuszone – powiedział.
Agenci wpadli do budynku. Kilku zaczęło przeszukiwać pomieszczenia na parterze, a Ham z czterema pozostałymi ruszył do pokoju z komputerami im piętrze. Agenci rozejrzeli się po pomieszczeniu.
– Nikogo nie ma! – zameldował jeden.
Ham podniósł radiotelefon.
– Cztery.
– Centrum łączności jest nasze! – zawołał Harry Crisp. Wszyscy podjęli okrzyk.
Furgon wpadł w otwartą bramę Palmetto Gardens i skręcił w prawo.
– Niecały kilometr – powiedziała Holly do kierowcy i w tej samej chwili zobaczyła, że budynek klubu jest oświetlony. Opuściła szybę i usłyszała basowe dudnienie głośnej muzyki. – Stań tutaj.
– Mieliśmy jechać na posterunek – zaoponował kierowca.
– Hamuj, do cholery!
Stanął. Holly wysiadła z furgonu. Daisy skoczyła za nią
– Zaczekaj na mnie – nakazała kierowcy.
– Wpakujesz nas w kłopoty.
– Biorę odpowiedzialność na siebie. Ty tylko czekaj.
Pobiegła w stronę budynku klubu, trzymając się trawiastego pobocza, gotowa w razie potrzeby skoczyć w krzaki. Przed sobą widziała parking pełen samochodów. Przy rogu budynku stał mężczyzna z pistoletem automatycznym. Nie mogła go minąć niespostrzeżenie, a z miejsca, w którym stała, nie mogła zajrzeć do wnętrza budynku. Podbiegła do dębu i zaczęła się wspinać.
– Daisy, zostań i pilnuj.
Suka usiadła pod drzewem i wbiła oczy w mrok.
Holly zatrzymała się na wysokości siedmiu metrów. Miała stąd dobry widok na jadalnię. W przestronnym pomieszczeniu tłoczyli się ludzie w wieczorowych strojach. Tańczyli przy muzyce zespołu rockowego. To nie jest przyjęcie dla personelu, pomyślała. Zsunęła się po pniu, zeskoczyła z wysokości trzech metrów, pobiegła z Daisy do furgonu. Podniosła radiotelefon.
– Harry.
– Żadnych transmisji, z wyjątkiem planowych – upomniał ją z irytacją w głosie.
– Posłuchaj, pilna sprawa.
– Mów.
– W budynku klubu trwa przyjęcie. Jest tam ze trzysta osób. Zrozumiałeś?
Harry trzasnął pięścią w stół.
– Cholera jasna, mamy kłopoty!
– O czym ona mówiła? – zapytał Jackson.
– Klub! Wszyscy są w pieprzonym klubie. Nasi ludzie uderzą na puste domy!
– Nie możesz zmienić rozkazów?
– Chyba nie mam wyboru. – Harry spojrzał na listy zespołów. Przycisnął klawisz nadawania. – Uwaga wszystkie oddziały. Nagła zmiana planów. Zespoły pierwszy, drugi i trzeci kontynuować plan i wypełnić zadania. Wszystkie inne – wszystkie inne – zebrać się dwieście metrów od budynku klubu. Powtarzam: wszystkie zespoły z wyjątkiem pierwszego, drugiego i trzeciego zebrać się dwieście metrów od klubu i czekać na dalsze instrukcje. Zapewnijcie sobie maksymalną osłonę. Powtarzam: maksymalną osłonę. Zespół czwarty natychmiast po wykonaniu planowego zadania ma zneutralizować ochronę w budynku klubowym. Zachować najwyższą ostrożność i liczyć się z wrogim przyjęciem. Zespół czwarty, meldować po wykonaniu zadania.
– Zespół czwarty, rozumiem – powiedziała Holly. Odwróciła się do agentów. – Nowe zadanie, chłopaki. Zdejmujemy ochronę klubu, potem wchodzimy na rozkaz Harry’ego. I pamiętajcie, w budynku będzie pełno personelu.
Harry znów wcisnął klawisz nadawania.
– Uważać na personel. Prawdopodobnie wszyscy są uzbrojeni.
Furgon dotarł do zaciemnionej wioski.
– Czwarty albo piąty budynek po prawej – poinformowała Holly kierowcę. – Zwolnij… stój!
Wyskoczyła z kabiny i pobiegła do otwartych drzwi posterunku ochrony.
– Daisy! Ze mną! – Skręciła z korytarza do dużego pokoju z rzędem radionadajników pod ścianą. Ze wszystkich dobiegał przeraźliwy skrzek. Umundurowany mężczyzna próbował skorzystać z telefonu.
– Nie ruszać się! Policja i FBI! – wrzasnęła.
Mężczyzna poderwał się, wyrzucając ręce w powietrze. Jeden z agentów wyrwał mu pistolet zza pasa i zaczął zakładać mu kajdanki.
– Jeszcze nie! – Holly złapała ochroniarza za kołnierz i przyciągnęła go do wielkiej ściennej mapy Palmetto Gardens. – Gdzie mieszka Barney Noble?
Popatrzył na nią jak na wariatkę.
– A bo co?
Ktoś walnął go w tył głowy.
– Jak odzywasz się do kobiety?
– Gdzie mieszka Barney Noble? – powtórzyła.
Wskazał dom nieopodal służbowej bramy.
– Tutaj.
– Przykujcie go do czegoś i za mną – rozkazała Holly. Złapała radio. – Pięć – zameldowała. – Zespół cztery do budynku klubu. – Pobiegła do furgonu.
59
Harry Crisp poderwał się od stołu.
– Jest pięć! – ryknął. – Zabezpieczyliśmy wszystkie główne obiekty, teraz zajmijmy się budynkiem klubu. – Złapał radiotelefon i popędził do samochodu.
Furgon opuścił wioskę. Teraz jechali wzdłuż pola golfowego.
– Zatrzymaj się – rozkazała Holly. – Stąd pójdziemy pieszo.
Wysiadła, zabierając Daisy na krótkiej smyczy, i cicho zamknęła drzwi.
– Słuchajcie – powiedziała do swoich ludzi. – Tego nie było w planach, ale musimy oskrzydlić klub. Nasze zadanie polega na wyłapaniu ludzi ochrony na zewnątrz budynku bez zaalarmowania tych wewnątrz. – Podzieliła grupę na dwa zespoły. – Bill, twój zespół pójdzie zgodnie z ruchem wskazówek zegara, tam może być dodatkowa ochrona. Wszystkich kneblujcie. Reszta pójdzie ze mną, w przeciwnym kierunku. Spotkamy się po drugiej stronie budynku. Kiedy dostaniemy rozkaz wkroczenia, wejdziemy przez tylne drzwi. Musimy się liczyć ze zbrojnym oporem. W środku zastaniemy więcej osób, niż będziemy mogli skuć. Najpierw zajmijcie się personelem, a potem mężczyznami. Kobiety zostawcie na koniec. Ruszamy!