Pobiegła truchtem w stronę budynku klubu, z Daisy u boku. Dotarła do drzwi sklepu ze sprzętem sportowym. Stał tam mężczyzna z kompletem kluczy. Holly pozwoliła mu otworzyć drzwi, potem wyjęła pałkę i z całej siły rąbnęła go w kark. Mężczyzna jęknął cicho i osunął się na ziemię. Jeden z jej ludzi skrępował mu ręce, zakneblował go i ruszył dalej. Zbliżali się do końca budynku, gdy Holly zobaczyła następnego mężczyznę. On dostrzegł ją w tej samej chwili. Podniosła pistolet i syknęła:
– Stać!
Mężczyzna sięgnął pod połę marynarki, więc pociągnęła za spust. Upadł, jego pistolet uderzył w ścianę budynku.
Holly podbiegła do niego. Miał szeroko otwarte, wytrzeszczone oczy i oddychał chrapliwie. Po chwili znieruchomiał.
– Pierwszy raz – szepnęła, a potem zwróciła się do agentów: – Nie trzeba go wiązać ani kneblować.
Pobiegła dalej w rytm dudniącej muzyki.
Przypadła do ściany i wyjrzała zza rogu. Dwadzieścia metrów od drzwi kuchennych stali dwaj mężczyźni w strojach kucharzy. Palili papierosy. Holly spuściła Daisy ze smyczy, wyszła zza węgła i uniosła pistolet.
– Nie ruszać się! – rozkazała.
Agenci stanęli za nią, z bronią gotową do strzału. Mężczyźni popatrzyli na nich. Jeden poderwał ręce w powietrze, drugi skoczył do drzwi kuchni.
– Daisy! – Holly wskazała uciekającego. – Zatrzymaj go!
Daisy popędziła jak strzała. Dwa metry przed drzwiami dopadła mężczyznę. Wbiła mu zęby w łydkę, przewróciła na ziemię i stanęła nad nim, warcząc głucho. Mężczyzna nawet nie drgnął.
Holly skuła drugiego kucharza, potem podeszła do leżącego.
– Ten pies mnie ugryzł! – poskarżył się.
– Zamknij się, bo każę jej odgryźć ci głowę! – burknęła. Skuła go i zakneblowała. Kiedy skończyła, przybyła reszta zespołu, wlokąc trzech związanych i zakneblowanych ludzi.
– Czysto – zameldował jeden z agentów.
Holly włączyła radio.
– Zespół czwarty, zadanie wykonane. Jesteśmy przy drzwiach kuchennych, czekamy na dalsze instrukcje.
Harry odebrał przekaz.
– Wszystkie zespoły do budynku klubu. Obsadzić wejścia i czekać na dalsze rozkazy. – Odwrócił się do Jacksona. – Ile czasu zostało?
– Może pół minuty. Patrz na główną bramę.
Furgon minął bramę i ruszył w stronę budynku klubu.
– Cały oświetlony – powiedział Jackson.
– Zostaniesz w furgonie, słyszysz? – polecił Harry. – Nie masz broni, jesteś tu nieoficjalnie i ta kamizelka nie wystarczy, żeby cię ochronić. Nie wychodź, dopóki cię nie zawołam!
– W porządku.
Holly stanęła w drzwiach i zajrzała do kuchni. Kucharze i pomywacze uwijali się jak w ukropie. Podniosła radio do ucha.
– Zespół czwarty – usłyszała głos Hary’ego – weźcie kuchnię, ale nie idźcie dalej. Potwierdzić wykonanie zadania.
– Idziemy – rozkazała Holly.
Wpadli do kuchni z bronią gotową do strzału. Kucharze i ich pomocnicy zamarli. Nagle otworzyły się wewnętrzne drzwi i wszedł kelner, z tacą brudnych talerzy.
Holly wycelowała w niego.
– Nie ruszać się! Uwaga, jest uzbrojony!
Jeden z agentów wyszarpnął pistolet z podramiennej kabury kelnera.
– Wszyscy na podłogę – zawołała Holly. – Wskazała na drzwi prowadzące do jadalni. – Wy dwaj, tam. Zajmijcie się każdym, kto tu wejdzie.
Znów podniosła radiotelefon do ucha. Kolejne zespoły zgłaszały, że są na wyznaczonych pozycjach.
Rozbrzmiał głos Harry’ego Crispa.
– Wszystkie zespoły! Ruszać!
– Daisy! Pilnuj! – Holly popatrzyła na ludzi rozpłaszczonych na podłodze. – Pies zabije każdego, kto się poruszy!
Odwróciła się do agentów.
– W porządku, idziemy!
Jak jeden mąż, wpadli za nią do jadalni.
Uderzyła w nich fala niewiarygodnie głośnej muzyki. Holly wbiegła na estradę, odepchnęła gitarzystę i złapała mikrofon. Muzyka ucichła. Ludzie w czerni zaczęli wlewać się do sali.
– Zachować spokój! – zawołała Holly. – Niech nikt się nie rusza! Policja i FBI! Wszyscy jesteście aresztowani.
Popatrzyła na mężczyzn we frakach i kobiety w długich, wieczorowych sukniach. Przez chwilę trwali nieruchomo, a potem rozpętało się istne piekło.
Zaczęli biegać we wszystkie strony, próbując wydostać się z budynku. Przewracali stoły i szamotali się z agentami FBI. Kelnerzy wyciągali pistolety, agenci strzelali do kelnerów.
Harry Crisp wpadł głównymi drzwiami i zamarł na widok tego pandemonium.
– Ty! – krzyknął do agenta z pistoletem mac 10. – Zdejmij tłumik.
Mężczyzna wykonał polecenie.
– A teraz opróżnij magazynek. W sufit!
Agent podniósł broń i pociągnął za spust. Naboje kaliber czterdzieści pięć zaczęły pruć sufit. Kawałki tynku i szkło posypały się na spanikowany tłum.
Holly znów krzyknęła do mikrofonu:
– Na podłogę! Wszyscy na podłogę!
Tym razem zadziałało. Wszyscy padli na ziemię, osłaniając głowy przed okruchami sypiącymi się z sufitu. Stali tylko ludzie z FBI.
Hurd Wallace podszedł do Holly.
– Chyba mamy wszystkich.
– Widziałeś Noble’a?
– Nie.
– W takim razie to nie wszyscy.
Harry Crisp zabrał Holly mikrofon, ale ona zakryła go dłonią.
– Barneya tu nie ma – powiedziała. – Zabieram ludzi i idę do jego domu.
– Idź – zgodził się, a potem zwrócił do swojej widowni: – Mówi Harry Crisp, agent specjalny Federalnego Biura Śledczego. Wszyscy jesteście aresztowani. Ustawicie się pod ścianą i podacie swoje nazwiska i paszporty agentom, którzy o nie poproszą. Ale już!!!
Jakiś agent podszedł do podium.
– Holly, twój pies nie chce nas wpuścić do kuchni.
Holly pobiegła na odsiecz.
Parę minut później jechała wraz ze swoimi ludźmi furgonem.
– Następna w prawo – powiedziała, sprawdziwszy trasę na mapie. – Pierwszy dom po lewej stronie. Zgaś światła i nie wjeżdżaj na podjazd.
Kierowca wykonał polecenie. Furgon zatrzymał się na ulicy, kilka metrów od podjazdu.
Holly popatrzyła na dom. Był ładny, choć nieduży. W oknach nie paliły się światła.
– Wszyscy wysiadać, ale bez trzaskania drzwiami. Myślę, że Barney śpi i nie chcę go budzić, zanim nie będziemy gotowi.
Poprowadziła ludzi podjazdem i zatrzymała się parę metrów przed drzwiami.
– Może uda się to załatwić prostszym sposobem – powiedziała, zdejmując hełm, kamizelkę kuloodporną i dres FBI.
– Do licha, co ty wyprawiasz? – zapytał agent.
– Zamierzam zadzwonić do drzwi. Jeśli Barney jest w łóżku, przyjdzie otworzyć i zobaczy znajomą twarz.
Zdjęła pas z bronią i odrzuciła go na bok, a potem, z berettą w dłoni, skręciła na ścieżkę wiodącą do drzwi. Ruchem dłoni kazała ludziom zniknąć z pola widzenia. Potem zadzwoniła do drzwi i czekała, z pistoletem za plecami, aż Barney Noble wpadnie jej w ręce.
Ham obszedł centrum łączności.
– Czysto – powiedział do swoich ludzi. – Sprawdźmy dół.
Zbiegł po schodach i skręcił za róg korytarza. Zatrzymały go wielkie stalowe drzwi z szeregiem zabezpieczeń.
– Ciekawe, co tam jest.
– Co by nie było – odparł agent – właśnie tego szukamy. W Bogu nadzieja, że to sprzeczne z prawem.