Wzięła Daisy i pojechała do domu Jane Grey. Była to ładna, choć skromna posesja w dobrym sąsiedztwie. Włączony zraszacz spryskiwał zieloną trawę.
Holly zatrzymała wóz na podjeździe za kombi Jane. Tylne drzwi kombi były otwarte, a wnętrze do połowy zapchane pudłami i walizkami. Wyglądało na to, że Jane planuje wyjazd. Holly zadzwoniła do drzwi.
– Holly, co tu robisz o tej porze? – Jane była wyraźnie zaskoczona. – Czy coś się stało?
– Musimy porozmawiać, Jane. Mogę wejść?
– Oczywiście, proszę. Wejdź, siadaj. – Podsunęła Holly krzesło. – Napijesz się kawy?
– Nie, dzięki. Możesz usiąść?
Jane przycupnęła na brzegu krzesła naprzeciwko Holly.
– Wybierasz się gdzieś? Widziałam, że się pakujesz.
– Och, tak, na krótko. Moja matka jest chora. Mieszka w Miami. Chciałam do ciebie zadzwonić, gdy tylko się spakuję.
– Twoja matka nie żyje, Jane. Przeczytałam to w aktach. Znalazłam tam też inne interesujące informacje.
Jane spojrzała na nią.
– Jakie informacje?
– Składałaś podanie o pracę jako Jane Grey Noble, rozwódka. Byłaś żoną Barneya Noble’a, prawda?
Jane zarumieniła się.
– Tak, przez ponad piętnaście lat.
– A po rozwodzie opuściłaś Miami i przyjechałaś tutaj?
– Tak, znalazłam ogłoszenie w policyjnej gazecie. Pracowałam jako urzędniczka w wydziale w Miami.
– I tam poznałaś Barneya?
– Tak. Miał firmę ochroniarską.
– A potem Barney pokazał się tutaj, prawda?
– Tak słyszałam. – Jane robiła się coraz bardziej nerwowa.
– I znów zaczęłaś się z nim widywać.
– To nie było tak.
– Kiedy zaczęłaś mu przekazywać informacje o naszym wydziale?
– Nie rozumiem, o co ci chodzi.
– Ależ rozumiesz, Jane. Miałaś oko na Cheta Marleya i mówiłaś wszystko Barneyowi, prawda?
Jane wbiła wzrok w podłogę.
– To ty mu powiedziałaś o rozmowach Cheta z księgowym z Palmetto Gardens.
Jane nadal milczała.
– Chet ci się zwierzył, prawda? A ty powtórzyłaś wszystko Barneyowi.
– Nie zrobiłam nic złego – broniła się Jane.
– Zabiłaś Cheta Marleya, tylko tyle. Jesteś współsprawcą morderstwa.
– Nie miałam z tym nic wspólnego.
– Miałaś, Jane. Twoje informacje sprawiły, że Barney zabił Cheta. A gdy ja przyjechałam do Orchid, informowałaś Barneya o wszystkich moich posunięciach. Przynajmniej o tych, o których wiedziałaś.
Jane wzruszyła ramionami.
– Barney i ja jesteśmy… sobie bliscy.
– Doprawdy? To zabawne, ubiegłej nocy byłam w domu Barneya. Zastałam tam piękną młodą dziewczynę.
Na twarzy Jane odmalował się strach. Holly usłyszała skrzypnięcie drzwi. Daisy podniosła się i spojrzała w tamtą stronę.
– Dzień dobry – rozległ się męski głos.
Holly odwróciła się. W drzwiach kuchni stał Barney Noble, z pistoletem w dłoni.
– Witaj, Barney – odparła.
– Widzę, że odkryłaś nasze małe gniazdko. O czym rozmawiałyście?
– Właśnie mówiłam Jane o tej kobiecie, którą w nocy znalazłam w twoim domu.
– A co tam robiłaś, Holly?
– Towarzyszyłam trzystu agentom federalnych, którzy weszli do Palmetto Gardens i zamknęli osiedle.
Barney nie był zaskoczony.
– Domyśliłem się, że coś się szykuje, gdy zgasły światła i zawiodły generatory.
– Więc wydostałeś się przez przystań i zadzwoniłeś do Jane.
– Mniej więcej.
– I dlatego Jane się pakowała?
– Możliwe.
– Federalni przeczesują centrum łączności. Niedługo otworzą skarbiec.
– Zabawne, nawet nie wiem, co w nim jest. Ani w komputerach. Ja tylko kierowałem ochroną. Federalni nic na mnie nie mają.
– Federalni nie są tobą zainteresowani, Barney. Jesteś mój.
– O czym ty mówisz, do diabła?
– Zacznijmy od sformułowania oskarżeń. Mamy fałszowanie akt stanowych i nieprawdziwe oświadczenia na podaniach o broń. Ale przede wszystkim dwa morderstwa pierwszego stopnia. Bob Hurst wszystko wyśpiewał, Barney, i mam to na taśmie.
– Wstań – warknął Barney, podnosząc pistolet.
Holly podniosła się powoli.
– Chyba nie sądzisz, że zdołasz uciec – powiedziała. – Już rozesłano za tobą listy gończe. Daleko nie uciekniesz.
– Skorzystam z twojego radiowozu i pojadę na lotnisko w Orchid Beach. Przyleci po mnie samolot. Za dwie godziny będę za granicą.
– Nie mówiłeś nic o samolocie – wtrąciła Jane.
– Załatwiłem wszystko przez telefon w kuchni, kochanie. – Noble wyjął berettę z kabury Holly.
– Więc jedźmy już.
– Jasne, kochanie, za chwilę.
– Nie rozumiesz, Jane, prawda? – wtrąciła Holly. – Ty nigdzie nie pojedziesz, nigdy nie było cię w planach. Barney pojedzie sam.
– Zamknij się, do cholery! – syknęła Jane.
Barney odbezpieczył broń Holly.
Wiedziała, że zanim upłynie pół minuty, obie z Jane będą martwe, a Noble ruszy w drogę.
– Przemyśl to, Barney – zdołała wykrztusić.
– Już to przemyślałem. Nie sądziłem tylko, że będę miał tyle szczęścia i ty też wpadniesz mi w ręce, suko. – Podniósł broń i dwa razy strzelił w pierś Jane.
Gdy oddawał drugi strzał, Holly podbiegła do niego, uderzyła go ramieniem w nerki i powaliła na podłogę. Daisy złapała go za kostkę.
Upuścił jeden pistolet, wolną ręką chwycił Holly za włosy i odgiął jej głowę do tyłu. W ostatniej chwili złapała go za przegub i odsunęła drugi pistolet w bok.
Barney miał przewagę ciężaru i siły, ale ona też nie była słabeuszem. Wbiła mu łokieć w oko, co zabolało go na tyle, że puścił jej włosy. Próbowała przygwoździć go do podłogi, ale przetoczył się i wstał. Opasał ją ręką w talii i uniósł nad podłogę.
Daisy przypadła do Barneya i chwyciła go za kostkę, nie dając się kopnąć. Holly wbiła mu kciuk w zdrowe oko i uwiesiła się na jego ręce. Pistolet wypalił dwa razy; jedna kula strzaskała gliniane naczynia ustawione na półce, a druga przebiła okno.
Zyskała oparcie i rąbnęła Barneya w splot słoneczny. Potem z całej siły pchnęła go do tyłu. Razem wypadli przez okno i wylądowali w azaliach, wlokąc za sobą Daisy. Barney był wyczerpany i kiedy Holly wbiła zęby w jego kciuk, puścił pistolet. Holly odepchnęła broń i zaczęła okładać go pięściami po twarzy, szyi, brzuchu. Zraszacze spryskiwały ich oboje, na trawniku zrobiło się błoto. Wreszcie udało jej się odwrócić go twarzą do ziemi i wykręcić mu rękę. Założyła na przegub kajdanki i pociągnęła skutą rękę tak mocno, że z bólu przestał się ruszać. Wtedy unieruchomiła mu drugą rękę.
– Puść, Daisy – poleciła.
Suka cofnęła się, ale nie przestała warczeć.
Holly podniosła Barneya, poprowadziła go do radiowozu i wepchnęła go na tylne siedzenie. Zatrzasnęła drzwi. Siatka oddzielała tył od kabiny kierowcy, a drzwi dawały się otworzyć tylko z zewnątrz. Wróciła do domu i obejrzała Jane. Nie żyła. Holly wsiadła do samochodu i podniosła radiotelefon.
– Baza, mówi Holly Barker.
– Tu baza, szefie, słucham.
– Wyślij ambulans i koronera pod adres Jane Grey. Znajdź Hurda Wallace’a i powiedz mu, żeby też przyjechał. Aresztowałam Barneya Noble’a. Niech na komendzie czeka sanitariusz. Opatrzy mu obrażenia, kiedy go przywiozę.
– Zrozumiałem, szefie. Już się robi.
Holly odłożyła mikrofon i spojrzała na Barneya Noble’a. Jedno oko miał zamknięte, patrzył na nią nienawistnie spomiędzy zmrużonych powiek drugiego.
– Suka – wycedził przez zęby.
– W twoich ustach to brzmi jak największa pochwała – powiedziała Holly.