– Tak – potwierdził Hurst i dokonał prezentacji: – Zastępca komendanta Holly Barker. Doktor Fred Harper, tutejszy koroner.
Holly pomachała mu ręką zza biurka.
– Witam, doktorze Harper.
– Witam. – Doktor wszedł do gabinetu. – Dobry Boże – szepnął.
Ukląkł przy zwłokach i obejrzał je uważnie. Wreszcie podniósł się i rzekł:
– Nie sądzę, bym mógł powiedzieć coś, czego już nie wiecie. Przynajmniej dopóki nie przeprowadzę autopsji.
– Przyjechała karetka – poinformował Hurst. – Można go zabrać?
Doktor spojrzał pytająco na Holly.
– Proszę, jeśli jest pan gotów – odparła.
Do gabinetu weszli dwaj sanitariusze. Położyli zwłoki na noszach i zanieśli je do ambulansu.
– Proszę dać mi znać, kiedy pan skończy – Holly zwróciła się do doktora. – Zależy mi, żeby niczego pan nie przeoczył.
– Zawsze jestem dokładny. Spróbuję skończyć przed końcem dnia, ale niczego nie obiecuję. – Wziął torbę i wyszedł.
– Ja już skończyłem – powiedział Hurst.
– Jak myślisz, kiedy to się stało? – zapytała Holly.
– Ubiegłej nocy.
– Tak sądziłam, ale na kuchennym stole leżą resztki śniadania. Talerz po jajecznicy.
– Hank nie jadł dużo. To mogła być kolacja.
– Będziemy wiedzieli na pewno, gdy doktor zrobi sekcję. – Wskazała krzesło po drugiej stronie biurka. – Usiądźmy na chwilę.
Hurst usiadł i zdjął gumowe rękawiczki.
– Co według ciebie tu zaszło? – spytała Holly.
Westchnął.
– Cóż, ktoś wszedł frontowymi drzwiami, strzelił do Hanka i wyszedł. Proste.
Holly pokręciła głową.
– To dlaczego pies był zamknięty w kuchni?
Hurst zmarszczył czoło.
– Trafne pytanie. Nie rozumiem, po co Hank miałby go tam zamykać.
– Może nie on to zrobił. Może to jego gość.
– Ale dlaczego pies miałby posłuchać gościa, obcego?
– Może to nie był obcy.
– Racja. Widywałem ich razem, Hanka i psa. Pies nie słuchał nikogo, jeżeli Hank…
– Nie dał mu pozwolenia?
– Tak.
– Może gość poprosił Hanka, żeby zamknął psa w kuchni. Może się go bał.
– Może, ale dlaczego Hank miałby to robić? Wystarczyłoby, gdyby kazał Daisy położyć się i zachować spokój. Z drugiej strony, ktoś, kto planował zabójstwo Hanka, nie chciałby, żeby Daisy była w tym samym pokoju. Rozdarłaby mu gardło.
– Jest do tego wyszkolona?
– Jest wszechstronnie wyszkolona. To wyjątkowy pies.
– Myślę, że sprawca wszedł kuchennymi drzwiami. Daisy poznała go i wpuściła, a on zamknął ją w kuchni i przyszedł tutaj.
– To ma sens – przyznał Hurst.
– Gdy tu przyszłam, frontowe drzwi nie były zamknięte na klucz, tak jak te z tyłu domu – dodała Holly.
– To ma sens – powtórzył Hurst. – Zwłaszcza jeśli to był szef.
– Myślisz, że szef zabił Hanka Doherty’ego?
Hurst pokręcił głową.
– Nie, ale mogę się mylić. To jego strzelba. Daisy znała go i ufała mu, wiedziała, że jest przyjacielem.
– Ja też sądzę, że to nie szef, ale od czegoś musimy zacząć.
– Zgadza się.
– Opowiedz mi o zeszłej nocy.
– Odebrałem telefon o jedenastej czternaście, na miejscu byłem sześć minut później. Szef leżał na plecach, w świetle reflektorów swojego wozu. Był przy nim jakiś facet z Vero Beach. Próbował mu pomóc. O jedenastej trzydzieści dwie przyjechało pogotowie i zabrało rannego do szpitala. Zabezpieczyłem miejsce przestępstwa, zrobiłem odlewy opon samochodu, który wcześniej stał przed wozem szefa. Opony typu Goodyear Eagle, bardzo pospolite, niewskazujące na markę samochodu. Było tam parę odcisków stóp, ale nie nadawały się do zrobienia odlewu. Hurd Wallace pojawił się zaraz po odjeździe ambulansu i razem obeszliśmy miejsce przestępstwa. Nie znaleźliśmy żadnych innych śladów.
– A znalazłeś broń szefa?
– Nie.
– Dobry raport – pochwaliła Holly. – Teraz na podstawie znalezionego materiału dowodowego zrekonstruuj przebieg wydarzeń.
– Moim zdaniem szef zatrzymał jakiś samochód, może za naruszenie przepisów, a może dlatego, że coś wzbudziło jego podejrzenia, i sytuacja wymknęła się spod kontroli. Strzelili do niego, zabrali mu broń i odjechali.
– Tak po prostu?
– Tak po prostu.
– Użyłeś liczby mnogiej. Był więcej niż jeden sprawca?
– Jeden, może dwóch. Nie można określić.
– Myślisz, że ich znał?
– Możliwe, ale nie ma na to dowodów.
– Kiedy ty kogoś zatrzymujesz, jak to się zwykle odbywa? Czy zatrzymany wysiada z samochodu?
– Na ogół nie. Zwykle tylko opuszcza szybę.
– Co byś zrobił, gdybyś zatrzymał samochód z kierowcą i pasażerem i obaj by wysiedli?
– Cofnąłbym się i kazał im położyć ręce na masce.
– Czy szef nie postąpiłby podobnie?
– Chyba że ich znał. Rozumiem, do czego pani zmierza.
– Doszło do szamotaniny.
– Nie zauważyłem niczego, co by na to wskazywało.
– Maska wozu została porysowana. Podejrzewam, że przez kajdanki, które szef nosił przy pasie. Ktoś go uderzył, pchnął na samochód, a szef się bronił.
– Jak pani do tego doszła?
– Szef ma siniaki na twarzy i piersiach, jak po bijatyce. I dwa złamane paznokcie. Nie złamałby sobie paznokci, gdy uderzył kogoś pięścią. Prawdopodobnie w czasie szamotaniny złapał napastnika za ubranie.
– A dlaczego nie użył pistoletu?
– Bo znał tych ludzi i nie spodziewał się kłopotów.
– Więc jest pani pewna, że było ich dwóch?
– Znasz szefa. Czy sądzisz, że jeden facet zdołałby pobić go i postrzelić?
– Racja – mruknął Hurst z zakłopotaną miną. – To naprawdę twardy gość.
– Rozmawiałam z nim wczoraj wieczorem o wpół do ósmej. Powiedział, że jest z kimś umówiony.
– Ale czemu miałby się z tym kimś umawiać na poboczu drogi?
– To bez sensu, prawda? Może jechał na spotkanie i ktoś go zatrzymał – ktoś znajomy.
– To możliwe.
– Potem wzięli strzelbę z jego wozu, przyjechali tutaj i zabili Hanka Doherty’ego.
– Możliwe.
– Bob, czy znasz jakieś powody, dla których ktoś chciałby zabić szefa?
Pokręcił przecząco głową.
– Nie. Nie słyszałem, żeby miał z kimś na pieńku.
– A może prowadził jakieś dochodzenie, które mogłoby się okazać niebezpieczne?
Hurst znów zaprzeczył ruchem głowy.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Ale szef nigdy nie mówił o sprawach, które sam prowadził.
– Czy mógł się komuś zwierzyć?
– Może Hankowi Doherty’emu.
– Dobrze. Możesz wracać i sporządzić raport. Przejrzę go później i dodam to, co uznam za ważne.
– To na razie. – Hurst wstał i wyszedł.
Holly sięgnęła po list od córki Hanka Doherty’ego i zadzwoniła pod numer umieszczony w nagłówku. Odebrała kobieta.
– Słucham?
– Pani Warner?
– Tak.
– Czy Hank Doherty to pani ojciec?
– Tak. Kto mówi?
– Holly Barker, zastępca komendanta policji z Orchid Beach na Florydzie. Przykro mi, mam złe wieści.
8
Holly i Jimmy wrócili na komisariat. Zabrali ze sobą Daisy. Suka siedziała sztywno na tylnym siedzeniu i wyglądała przez okno. Wysiadając z samochodu, Holly zwróciła się do Jimmy’ego:
– Zostań z Daisy, dobrze? Wydaje się, że twoje towarzystwo dobrze jej robi, a nie chcę zostawiać jej samej w aucie.
– Jasne, szefie, z przyjemnością. Ona mi wcale nie przeszkadza.
Ledwie Holly zdążyła usiąść za biurkiem, do gabinetu weszli Jane Grey i Hurd Wallace. Opowiedziała im, co zaszło w domku Hanka Doherty’ego. Hurd tylko pokiwał głową i wrócił do swojego biura, a Jane rozpłakała się.