– Doskonale. Zajmij się tym. – Odwróciła się do Holly. – Czy jest tu coś, co mogłoby ci się przydać?
– Dziękuję, Eleanor, ale mieszkam w już zagraconej przyczepie. – Popatrzyła na komputer na biurku Hanka, nowy na oko laptop z drukarką. – Choć może chciałabyś sprzedać komputer? Mógłby się u mnie zmieścić.
– Pozwolisz, że ci go podaruję. W naszym domu jest mnóstwo sprzętu komputerowego, więc i tak nie mielibyśmy z niego żadnego pożytku.
– Czułabym się lepiej, gdybym go kupiła.
– W takim razie sprzedam go za sto dolarów, ani centa więcej.
– Dziękuję. Muszę wracać do pracy. Może pożyczyć wam mój samochód? Mam do dyspozycji wóz policyjny. Kiedy będziecie odlatywać, zostawicie dżipa na lotnisku.
– Dzięki, to miło z twojej strony. Zabierzemy stąd parę drobiazgów i od razu wystawimy dom na sprzedaż. Muszę jeszcze zająć się pogrzebem, ale jutro wieczorem powinniśmy być gotowi do odlotu.
– Doskonale. – Holly zadzwoniła na komisariat i poprosiła, by przyjechał po nią Jimmy Weathers. – Muszę lecieć. Proszę, zadzwońcie do mnie przed wyjazdem i dajcie mi znać, czy mogę coś dla was zrobić. – Podała Eleanor smycz Daisy. W tym momencie poczuła łzy napływające do oczu i musiała szybko zamrugać, żeby się nie rozpłakać.
Eleanor cofnęła się.
– Och, nie, nie możemy zabrać Daisy do Atlanty. Mamy czworo dzieci, w wieku od siedmiu do piętnastu lat, dwa labradory retrievery i kota. Jeszcze jeden pies to byłaby przesada. Może znasz kogoś, u kogo znalazłaby dom? A może ty ją weźmiesz?
– Eleanor, Daisy to wyjątkowy pies. I na pewno bardzo cenny.
– Wiem o niej wszystko z listów taty. To prawda, że jest wyjątkowa, ale nie nadaje się do dzieci. To typowy pies jednego pana. A teraz – jak mi się wydaje – jednej pani. Kamień spadłby mi z serca, gdyby przygarnął ją ktoś, kto ją lubi.
Holly nie zastanawiała się długo.
– Dobrze, ale jeśli pozwolisz mi ją kupić.
– Sto dolarów, ani centa więcej – roześmiała się Eleanor. Zapisała adres i podała kartkę Holly. – Możesz przysłać mi czek za Daisy i komputer, ale nie ma pośpiechu.
Jimmy zapakował komputer i drukarkę do bagażnika policyjnego samochodu. Holly pożegnała się z Warnerami i odjechała, zostawiając dżipa Warnerom.
– Zabiorą Daisy do Atlanty? – spytał Jimmy.
– Nie. – Holly podrapała psa za uchem. – Daisy zostaje ze mną. Kupiłam ją, razem z komputerem Hanka.
– Świetnie. Dobrze wiedzieć, że Daisy będzie w pobliżu.
– Jasne. – Holly od dawna nie czuła się taka szczęśliwa.
Kiedy wrócili na komisariat, na ich spotkanie wyszła rozpromieniona Jane Grey.
– Przyszły testy balistyczne. Wszystko pasuje. Mamy właściwych ludzi.
– To świetnie – rzekła Holly z westchnieniem ulgi. – Zrobili badanie, o które prosiłam?
– Odwołałam je. Uważałam, że już nie trzeba go przeprowadzać. Ponowić prośbę?
– Nie. Masz rację, mamy sprawców. Powiedz Bobowi Hurstowi, żeby natychmiast ściągnął tu prokuratora okręgowego.
Gdy tylko Jane wyszła, Holly zadzwoniła do ojca i przekazała mu najnowsze wieści.
11
W drodze do domu Holly zrobiła zakupy. Ominęła interesująco wyglądające delikatesy, które oferowały gotowe dania, bo postanowiła sama przyrządzać sobie posiłki. Jeśli z tego zrezygnuje, myślała, tylko się rozleniwi i przybierze na wadze.
Nakarmiła Daisy, potem zrobiła sobie dżin z tonikiem, nastawiła telewizor i sącząc drinka, obejrzała wiadomości. Miała kiepski nastrój. Spotkanie z córką Hanka Doherty’ego zmęczyło ją bardziej, niż się spodziewała. Humoru nie poprawiło jej nawet to, że została nową właścicielką Daisy. Po wiadomościach rozpaliła grill i zrobiła sobie cheeseburgera z tłustym bekonem. Może, pomyślała, jedząc go, byłoby lepiej, gdybym przyniosła coś z delikatesów. Zmyła naczynia i zrobiła następnego drinka. Postanowiła nie myśleć o pracy. Przebrała się w domowe ciuchy, nastawiła film na którymś z kanałów satelitarnych. Nalała sobie jeszcze jednego drinka. Już dawno zauważyła, że w samotności pije więcej niż w towarzystwie. Będę musiała na to uważać, pomyślała, wyciągając się na łóżku. Zgasiła światło, dokończyła drinka i spróbowała skupić się na filmie.
Obudziło ją warczenie psa. Dopiero po dłuższej chwili przypomniała sobie, że rzeczywiście ma psa i że to Daisy warczy. Holly usiadła na łóżku, opuściła nogi na podłogę i zaczęła nasłuchiwać. Po chwili zdało jej się, że usłyszała metaliczne brzęknięcie, ale bardzo ciche. Daisy nie przestawała warczeć.
Holly sięgnęła po pilota i ściszyła głos. Jeśli ktoś był na zewnątrz przyczepy, nie chciała go spłoszyć, wyłączając telewizor. Znów usłyszała brzęk.
Pochyliła się i wyszeptała suce do ucha:
– Cicho, Daisy.
Suka natychmiast zamilkła.
– Leżeć.
Położyła się.
– Zostań. – Holly wstała i ostrożnie podeszła do krzesła, na którym powiesiła mundur. Z kieszeni spodni wyjęła pistolet. – Zostań – powtórzyła.
Boso podeszła do drzwi przyczepy i wychyliła głowę, żeby spojrzeć przez moskitierę. Nie zdołała nic zobaczyć, a szum wiatru w drzewach zagłuszał możliwe odgłosy.
Odbezpieczyła broń, cicho otworzyła siatkowe drzwi i wyszła w noc z pistoletem w dłoni. Nie chciała nikogo zastrzelić, zwłaszcza Bogu ducha winnego przechodnia, ale zachowywała czujność, by w razie potrzeby się bronić. Wolno obeszła małą polanę, zerkając między ciemne drzewa. Niczego nie zobaczyła ani nie usłyszała.
Uspokojona, zawróciła do przyczepy i wtedy niemal w jednej chwili usłyszała gdzieś w pobliżu cichy stuk i poczuła woń gazu. Czyżby nie zgasiła grilla? Spojrzała w stronę, gdzie powinien stać, ale grilla nie było. Dostrzegła go może sekundę później – stał pod narożnikiem przyczepy. Dziwne, zdążyła pomyśleć, zanim nocne niebo rozbłysło.
Poderwała głowę do góry i zobaczyła, jak z wysokości kilkudziesięciu metrów spada kula jaskrawoczerwonego ognia. Patrzyła zdumiona, jak płynie w jej stronę. Flara na spadochronie, pomyślała. Pewnie jakiś wioślarz na rzece ma kłopoty. Potem znów poczuła gaz.
– Cholera jasna! – zaklęła i pobiegła ku przyczepie.
Rzuciła pistolet i opadła na kolana przed grillem, jakby to był jakiś pogański ołtarz. Chciała przekręcić gałki, ale wszystkie były w pozycji „zakręcone”. Zanurkowała pod grill i sięgnęła do gumowego węża biegnącego do butli, ale namacała tylko luźny koniec przewodu. Podniosła głowę; flara była nie więcej niż dwadzieścia metrów nad nią i spadała prosto na przyczepę. Ogarnięta paniką, sięgnęła do zaworu, żeby zamknąć zbiornik, ale w miejscu zaworu był tylko otwór, przez który uciekał gaz.
Raptem gaz przestał się ulatniać. Holly zerwała się na nogi, chwyciła krzesło i walnęła nim we flarę, posyłając ją w kierunku brzegu polany. Flara z sykiem spadła na ziemię. Holly jak zahipnotyzowana patrzyła, jak się wypala. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że trzyma pistolet i celuje w gasnącą racę.
Odetchnęła głęboko. Już nie czuła gazu. Weszła do przyczepy i zapaliła światło. Daisy leżała na podłodze, przypatrując się jej w skupieniu.
– Dobra dziewczynka. Zostań. – Wróciła do grilla i zapaliła latarkę. Zawór zbiornika leżał na ziemi, wygięty z jednej strony.
Było jasne, że ma przed sobą dowód sabotażu. Ktoś odłączył wąż od zbiornika, odkręcił gaz, a potem zniszczył rączkę zaworu, żeby nie można było go zamknąć. Przypomniała sobie, że kiedy robiła burgera, zbiornik wydał jej się prawie pusty. Dzięki Bogu, pomyślała. Gaz w powietrzu plus flara na spadochronie… Odłamki eksplodującego zbiornika zamieniłyby jej przyczepę w dymiące zgliszcza, a ona zginęłaby w wybuchu.
W pierwszej chwili chciała zadzwonić na komisariat i zameldować o tym incydencie, ale zmieniła zdanie. Usiadła na schodkach przyczepy i zastanowiła się. Na razie zachowa wszystko dla siebie.
Daisy przypomniała o swojej obecności cichym skomleniem.