– To ma sens – przyznał Hurst.
– Gdy tu przyszłam, frontowe drzwi nie były zamknięte na klucz, tak jak te z tyłu domu – dodała Holly.
– To ma sens – powtórzył Hurst. – Zwłaszcza jeśli to był szef.
– Myślisz, że szef zabił Hanka Doherty’ego?
Hurst pokręcił głową.
– Nie, ale mogę się mylić. To jego strzelba. Daisy znała go i ufała mu, wiedziała, że jest przyjacielem.
– Ja też sądzę, że to nie szef, ale od czegoś musimy zacząć.
– Zgadza się.
– Opowiedz mi o zeszłej nocy.
– Odebrałem telefon o jedenastej czternaście, na miejscu byłem sześć minut później. Szef leżał na plecach, w świetle reflektorów swojego wozu. Był przy nim jakiś facet z Vero Beach. Próbował mu pomóc. O jedenastej trzydzieści dwie przyjechało pogotowie i zabrało rannego do szpitala. Zabezpieczyłem miejsce przestępstwa, zrobiłem odlewy opon samochodu, który wcześniej stał przed wozem szefa. Opony typu Goodyear Eagle, bardzo pospolite, niewskazujące na markę samochodu. Było tam parę odcisków stóp, ale nie nadawały się do zrobienia odlewu. Hurd Wallace pojawił się zaraz po odjeździe ambulansu i razem obeszliśmy miejsce przestępstwa. Nie znaleźliśmy żadnych innych śladów.
– A znalazłeś broń szefa?
– Nie.
– Dobry raport – pochwaliła Holly. – Teraz na podstawie znalezionego materiału dowodowego zrekonstruuj przebieg wydarzeń.
– Moim zdaniem szef zatrzymał jakiś samochód, może za naruszenie przepisów, a może dlatego, że coś wzbudziło jego podejrzenia, i sytuacja wymknęła się spod kontroli. Strzelili do niego, zabrali mu broń i odjechali.
– Tak po prostu?
– Tak po prostu.
– Użyłeś liczby mnogiej. Był więcej niż jeden sprawca?
– Jeden, może dwóch. Nie można określić.
– Myślisz, że ich znał?
– Możliwe, ale nie ma na to dowodów.
– Kiedy ty kogoś zatrzymujesz, jak to się zwykle odbywa? Czy zatrzymany wysiada z samochodu?
– Na ogół nie. Zwykle tylko opuszcza szybę.
– Co byś zrobił, gdybyś zatrzymał samochód z kierowcą i pasażerem i obaj by wysiedli?
– Cofnąłbym się i kazał im położyć ręce na masce.
– Czy szef nie postąpiłby podobnie?
– Chyba że ich znał. Rozumiem, do czego pani zmierza.
– Doszło do szamotaniny.
– Nie zauważyłem niczego, co by na to wskazywało.
– Maska wozu została porysowana. Podejrzewam, że przez kajdanki, które szef nosił przy pasie. Ktoś go uderzył, pchnął na samochód, a szef się bronił.
– Jak pani do tego doszła?
– Szef ma siniaki na twarzy i piersiach, jak po bijatyce. I dwa złamane paznokcie. Nie złamałby sobie paznokci, gdy uderzył kogoś pięścią. Prawdopodobnie w czasie szamotaniny złapał napastnika za ubranie.
– A dlaczego nie użył pistoletu?
– Bo znał tych ludzi i nie spodziewał się kłopotów.
– Więc jest pani pewna, że było ich dwóch?
– Znasz szefa. Czy sądzisz, że jeden facet zdołałby pobić go i postrzelić?
– Racja – mruknął Hurst z zakłopotaną miną. – To naprawdę twardy gość.
– Rozmawiałam z nim wczoraj wieczorem o wpół do ósmej. Powiedział, że jest z kimś umówiony.
– Ale czemu miałby się z tym kimś umawiać na poboczu drogi?
– To bez sensu, prawda? Może jechał na spotkanie i ktoś go zatrzymał – ktoś znajomy.
– To możliwe.
– Potem wzięli strzelbę z jego wozu, przyjechali tutaj i zabili Hanka Doherty’ego.
– Możliwe.
– Bob, czy znasz jakieś powody, dla których ktoś chciałby zabić szefa?
Pokręcił przecząco głową.
– Nie. Nie słyszałem, żeby miał z kimś na pieńku.
– A może prowadził jakieś dochodzenie, które mogłoby się okazać niebezpieczne?
Hurst znów zaprzeczył ruchem głowy.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Ale szef nigdy nie mówił o sprawach, które sam prowadził.
– Czy mógł się komuś zwierzyć?
– Może Hankowi Doherty’emu.
– Dobrze. Możesz wracać i sporządzić raport. Przejrzę go później i dodam to, co uznam za ważne.
– To na razie. – Hurst wstał i wyszedł.
Holly sięgnęła po list od córki Hanka Doherty’ego i zadzwoniła pod numer umieszczony w nagłówku. Odebrała kobieta.
– Słucham?
– Pani Warner?
– Tak.
– Czy Hank Doherty to pani ojciec?
– Tak. Kto mówi?
– Holly Barker, zastępca komendanta policji z Orchid Beach na Florydzie. Przykro mi, mam złe wieści.
8
Holly i Jimmy wrócili na komisariat. Zabrali ze sobą Daisy. Suka siedziała sztywno na tylnym siedzeniu i wyglądała przez okno. Wysiadając z samochodu, Holly zwróciła się do Jimmy’ego:
– Zostań z Daisy, dobrze? Wydaje się, że twoje towarzystwo dobrze jej robi, a nie chcę zostawiać jej samej w aucie.
– Jasne, szefie, z przyjemnością. Ona mi wcale nie przeszkadza.
Ledwie Holly zdążyła usiąść za biurkiem, do gabinetu weszli Jane Grey i Hurd Wallace. Opowiedziała im, co zaszło w domku Hanka Doherty’ego. Hurd tylko pokiwał głową i wrócił do swojego biura, a Jane rozpłakała się.
– To potworne – wyjąkała przez łzy. – Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
– Tak, to straszne – powiedziała Holly. – Masz już jakieś wiadomości z balistyki?
– Nie, powinny nadejść jutro po południu.
– A od doktora Harpera?
– Jeszcze nic.
– Znasz numer do szpitala?
– Połączę cię.
Kiedy Jane uzyskała połączenie, podała słuchawkę Holly.
– Mogę mówić z doktorem Greenem? Tu Holly Barker, zastępca komendanta z policji Orchid Beach.
Po chwili usłyszała głos lekarza:
– Tak?
– Czy zaszły jakieś zmiany w stanie Cheta Marleya?
– Na razie nie. I prawdę mówiąc, zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Nadal jest w śpiączce. Środki znieczulające już dawno przestały działać.
– Dziękuję, doktorze. Proszę mnie informować na bieżąco. – Odłożyła słuchawkę.
– I co? – zapytała Jane.
– Jeszcze nic. Nadal jest w śpiączce. Jane, przygotuj komunikat dla prasy i przefaksuj do wszystkich lokalnych mediów. Napisz, że poszukujemy osób, które między jedenastą a jedenastą dwadzieścia ubiegłej nocy przejeżdżały trasą A1A i widziały dwa samochody na poboczu.
– Rozumiem. Ach, byłabym zapomniała, dzwonił Charlie Peterson. Radni przeznaczyli dziesięć tysięcy dolarów na nagrodę za informacje, które doprowadzą do aresztowania i skazania sprawcy.
– Doskonale, umieść to w komunikacie.
– Hank Doherty miał córkę.
– Już z nią rozmawiałam, będzie tu jutro. Jeśli pojawi się pod moją nieobecność, znajdź mnie. Chciałabym się z nią spotkać.
– Co się stało z Daisy?
– Jest na parkingu z Jimmym Weathersem. Zabiorę ją do domu na noc. Nie chciałabym oddawać jej do schroniska. To bardzo bystre i wrażliwe stworzenie.
– Jest cudowna. Hank często przyprowadzał ją na komisariat, choć ostatni raz był tu całe miesiące temu.
Holly zerknęła na zegarek.
– Myślę, że na dziś wystarczy. Ty też idź do domu, gdy tylko przygotujesz oświadczenie.
– Dobrze.
Zabrzęczał telefon na biurku. Holly podniosła słuchawkę.
– Doktor Harper do pani.
– Dziękuję. – Przełączyła rozmowę. – Doktorze?
– Dobry wieczór, szefie. Właśnie skończyłem.
– I co?
– Zginął późnym wieczorem albo w nocy, powiedzmy między dwudziestą trzecią a trzecią. Śmierć nastąpiła natychmiast.
– Jakieś ślady szamotaniny? Coś pod paznokciami?
– Tylko brud. Żadnych obrażeń, pomijając ranę postrzałową. To wystarczyło.
– Czy jeszcze o czymś powinnam wiedzieć?
– Miał dwa i dwie dziesiąte promila alkoholu we krwi, ale u Hanka nie było to niczym niezwykłym. Miał wątrobę wielkości arbuza i twardą jak marmur, co też mnie nie dziwi. Za parę miesięcy i tak by umarł z powodu marskości.
– Dziękuję, doktorze. – Holly odłożyła słuchawkę i zwróciła się do Jane: – Autopsja niczego nie wniosła. Czy znasz sprzątaczkę Hanka?