— Dni! Jak długo o tym myślałeś?
— Po raz pierwszy zrozumiałem, kiedy ujrzałem cię w jarze.
— Wymiotującą w błocie?
Uśmiechnął się szeroko.
— Z zimną krwią i godnością. Do czasu pogrzebu twojego oficera wiedziałem już na pewno.
Potarła dłonią wargi.
— Czy ktoś mówił ci już kiedyś, że jesteś wariatem?
— Nie przy takiej okazji.
— Ja… zaskoczyłeś mnie.
— Nie obraziłem?
— Nie. Oczywiście, że nie.
Odprężył się odrobinę.
— Rzecz jasna, nie musisz od razu odpowiadać tak albo nie. Do domu dotrzemy dopiero za kilka miesięcy. Ale nie chciałem, żebyś myślała… Fakt, że jesteś moim więźniem, stawia nas w dość niezręcznej sytuacji. Nie chciałem, byś sądziła, że zamierzałem cię urazić.
— Ależ nie — odparła słabo.
— Jest jeszcze kilka rzeczy, które powinnaś wiedzieć — dodał, znów wbijając wzrok w czubki butów. — To nie byłoby łatwe życie. Odkąd cię poznałem, myślałem o tym, że sprzątanie po politycznych klęskach, jak to określiłaś, może jednak nie jest aż tak honorowe. Być może powinienem zapobiegać owym klęskom u źródeł. To znacznie niebezpieczniejsze niż żołnierka… zawsze istnieje możliwość zdrady, fałszywych oskarżeń, zabójstwa, może nawet wygnania, biedy, śmierci. Bolesne kompromisy ze złymi ludźmi, które w najlepszym razie przyniosą skromne efekty. Niezbyt zachęcające życie, ale gdybyśmy mieli dzieci… cóż, lepiej my niż oni.
— Stanowczo potrafisz zainteresować dziewczynę — odparła bezradnie, uśmiechając się i gładząc podbródek.
Vorkosigan spojrzał na nią niepewny, lecz pełny nadziei.
— Jak można rozpocząć karierę polityczną na Barrayarze? — spytała, delikatnie drążąc temat. — Zakładam, że zamierzasz podążyć w ślady twojego dziadka, księcia Xava, ale jeśli się nie jest potomkiem cesarza, jak można uzyskać stanowisko?
— Na trzy sposoby: poprzez cesarskie mianowanie, dziedziczenie albo też szybki awans. Tej ostatniej metodzie Rada Ministrów zawdzięcza swych najlepszych ludzi. To ich wielka siła, ale dla mnie ta droga jest zamknięta. Rada Książąt — dzięki dziedziczeniu — to najpewniejsza metoda, ale musiałbym czekać na śmierć ojca. Jeśli o mnie chodzi, mogę czekać wiecznie. To zresztą i tak dogorywająca instytucja, dotknięta chorobą przeraźliwego konserwatyzmu, pełna starych pryków zainteresowanych jedynie ochroną własnych przywilejów. Wątpię, by na dłuższą metę dało się coś z nimi zrobić. Może najlepiej byłoby pozwolić im spokojnie wymrzeć. Nie powtarzaj tego nikomu — dodał po namyśle.
— To dziwaczna konstrukcja rządu.
— Nikt go nie konstruował. Powstał sam.
— Może potrzebna wam konstytuanta.
— Powiedziane jak na Betankę przystało. Istotnie, to możliwe, choć w naszym przypadku oznaczałoby wojnę domową. Pozostaje jeszcze cesarskie mianowanie — sposób niewątpliwie najszybszy, lecz upadek może być równie gwałtowny, co wzlot, jeśli obrażę starego, albo w przypadku jego śmierci. — Oczy Vorkosigana zapłonęły bitewnym blaskiem, kiedy tak planował swoją przyszłość. — Mam jedną przewagę nad pozostałymi. Cesarz lubi, kiedy ktoś mówi do niego bez ogródek. Nie wiem, skąd wzięło się u niego to upodobanie, ponieważ rzadko ma okazję tego zakosztować.
— Wiesz, mam wrażenie, że spodoba ci się polityka, przynajmniej na Barrayarze. Może dlatego, że tak bardzo przypomina to, co na innych planetach nazywamy wojną.
— Istnieje jednak pilniejszy problem polityczny, związany z twoim statkiem i jeszcze innymi sprawami… — urwał, jakby naraz stracił wątek. — Może… może nie da się go rozwiązać. Zapewne wszelkie dyskusje o małżeństwie są przedwczesne, przynajmniej do czasu, póki nie dowiem się, jak to się skończy. Ale nie chciałem byś sądziła… a tak właściwie, co w ogóle myślałaś?
Potrząsnęła głową.
— Nie wydaje mi się, abym w tej chwili chciała ci to powiedzieć. Może kiedyś. Ale nie ma w tym nic, co mogłoby ci uchybić.
Przyjął te słowa skinieniem głowy, po czym ciągnął dalej.
— Twój statek…
Cordelia niespokojnie zmarszczyła czoło.
— Nie będziesz miał kłopotów z powodu ich ucieczki, prawda?
— Wysłano nas tu właśnie po to, aby zapobiec podobnym wydarzeniom. Fakt, że w owym czasie byłem nieprzytomny, powinien zostać uznany za okoliczność łagodzącą. Na drugiej jednak szali znajdą się bez wątpienia moje poglądy, wyrażone podczas posiedzenia cesarskiej Rady. Zapewne pojawią się podejrzenia, że celowo pozwoliłem im uciec, aby zapobiec wojnie, która od początku budzi mój głęboki sprzeciw.
— Kolejna obniżka stopnia?
Roześmiał się.
— Byłem najmłodszym admirałem w historii naszej floty, możliwe, że skończę jako najstarszy podporucznik. Ale nie — otrzeźwiał nagle. — Niemal na pewno stronnictwo wojenne z ministerstw postawi mi zarzut zdrady. Póki sprawa nie zostanie rozstrzygnięta w taki czy inny sposób, trudno będzie rozwiązać jakiekolwiek problemy osobiste.
— Czy na Barrayarze zdrada jest karana śmiercią? — spytała Cordelia z niezdrową ciekawością.
— O, tak. Zdrajcy są wystawiani na widok publiczny i głodzeni na śmierć. — Widząc malujące się na jej twarzy obrzydzenie, pytająco uniósł brwi. — Jeśli stanowi to dla ciebie jakąkolwiek pociechę, zdrajcy z wyższych sfer dziwnym trafem zawsze znajdują sposób na wcześniejsze popełnienie samobójstwa. Dzięki temu unika się niepotrzebnego publicznego współczucia dla skazanych. Ja jednak chyba nie dałbym im takiej satysfakcji. Niech wszystko odbędzie się publicznie i wywoła możliwie najwięcej szumu. — Sprawiał wrażenie niepokojąco zdeterminowanego.
— Czy gdybyś mógł, spróbowałbyś nie dopuścić do inwazji?
Potrząsnął głową, spoglądając w przestrzeń.
— Nie. Zawsze jestem posłuszny rozkazom mojego władcy. To właśnie oznacza sylaba przed moim nazwiskiem. Póki jeszcze toczą się dyskusje, mogę przedstawiać własne argumenty, kiedy jednak cesarz wyda rozkaz, nigdy go nie zakwestionuję. Alternatywę stanowi ogólny chaos, a tego w ostatnich latach mieliśmy aż nadto.
— Czym ta inwazja różni się od innych? Musiałeś popierać plan ataku na Komarr, w przeciwnym razie nie mianowaliby cię dowódcą.
— Komarr stanowił unikalną okazję, niemal podręcznikowy przykład. Kiedy opracowywałem strategię jego podbicia, wykorzystałem owe szanse do maksimum. — Zaczął odliczać na swych mocnych palcach. — Niewielka populacja skupiona w miastach o kontrolowanym klimacie, brak miejsca dla ewentualnych partyzantów, żadnych sprzymierzeńców… nie tylko nasz handel cierpiał z powodu ich zbójeckich opłat. Musiałem jedynie zorganizować przeciek informacji, że w razie zwycięstwa obniżymy stawkę celną z dwudziestu pięciu do piętnastu procent i sąsiedzi, którzy powinni ich wspomóc, znaleźli się w naszej kieszeni. Żadnego ciężkiego przemysłu, tłuści i leniwi mieszkańcy, spasieni dzięki zyskom, na które nie zapracowali… Nawet do walki wynajęli kogoś innego — tyle że ich obdarci najemnicy odkryli wkrótce, kto ma być ich przeciwnikiem, podkulili pod siebie ogon i uciekli. Gdyby dano mi wolną rękę i trochę więcej czasu, sądzę, że zdobyłbym planetę bez jednego wystrzału. Byłaby to idealna wojna, gdyby nie niecierpliwość Rady Ministrów. — Przed oczami przepłynęła mu wizja dawnych frustracji. Vorkosigan zmarszczył brwi. — Natomiast ich najnowszy plan… cóż, chyba wszystko stanie się jasne, jeśli ci powiem, że chodzi o Escobar.
Cordelia wyprostowała się, wstrząśnięta.
— Znaleźliście przejście stąd na Escobar? — Nic dziwnego, że Barrayarczycy nie zawiadomili nikogo o swym odkryciu. Tej ewentualności Cordelia w ogóle nie wzięła pod uwagę. Escobar był jednym z najważniejszych centrów planetarnych w łączącej rozproszoną ludzkość sieci tuneli przestrzennych. Wielki, stary, bogaty świat miał wielu potężnych sąsiadów, a wśród nich — samą Kolonię Beta. — Zupełnie powariowali!