Выбрать главу

— Co do tego nasze opinie są podzielone… Zauważcie, drodzy uczniowie, jak starannie unika pierwszej osoby, oznaczającej odpowiedzialność osobistą — sugeruje to, że jego “my” należy do najgorszego rodzaju, że budzi poczucie winy. Co do diabła planują?

— …ale ten list, który wysłałaś przedwczoraj do barrayarskiego admirała Vorkosigana — uznaliśmy, że najpierw powinnaś mieć szansę sama to wyjaśnić.

— R-rozumiem.

Jak śmieli!

— To nie był oficjalny list. Niby dlaczego? Wiecie, że Vorkosigan wycofał się z czynnego życia. Ale może — przygwoździła wzrokiem Tailora — zechcielibyście wyjaśnić, jakim prawem przechwyciliście i otworzyliście moją prywatną korespondencję?

— Specjalne środki bezpieczeństwa. Na czas wojny.

— Wojna już się skończyła.

Tailor poruszył się niespokojnie.

— Ale szpiegostwo trwa dalej.

Zapewne to prawda. Często zastanawiała się, jak Ezar Vorbarra dowiedział się o istnieniu zwierciadeł plazmowych, aż do wybuchu wojny najbardziej strzeżonej nowej broni w betańskich arsenałach. Jej stopa pukała lekko o podłogę. Cordelia uspokoiła ją. Mój list. Moje serce na papierze — papier owija kamień…

— No i co? Czego się z niego dowiedzieliście, Billu? — spytała zimno.

— Cóż, w tym właśnie problem. Przez prawie dwa dni pracowali nad nim najlepsi znawcy szyfrów, najbardziej zaawansowane programy komputerowe. Zanalizowano nawet strukturę molekularną papieru. Szczerze mówiąc — zerknął na Mehtę z irytacją — nie jestem przekonany, by cokolwiek znaleźli.

Nie, pomyślała Cordelia, z pewnością nie. Cały sekret polegał na pocałunku. Czegoś takiego nie wykryje analiza molekularna. Westchnęła ponuro.

— Czy po wszystkim wysłaliście go?

— Obawiam się, że wtedy nic już z niego nie zostało.

Nożyce tną papier…

— Nie jestem agentką. D-daję wam na to słowo.

Mehta gwałtownie uniosła wzrok.

— Mnie samemu trudno w to uwierzyć — przyznał Tailor.

Cordelia próbowała spojrzeć mu w oczy. Odwrócił wzrok. A jednak wierzysz, pomyślała.

— Co się stanie, jeśli odmówię pójścia do szpitala?

— Wówczas, jako twój dowódca, będę zmuszony wydać ci taki rozkaz.

Prędzej zobaczymy się w piekle — nie. Spokojnie. Muszę zachować spokój. Pozwólmy im mówić, może zdołam jeszcze wywinąć się z tego.

— Nawet jeśli jest to sprzeczne z twoim osądem osobistym?

— To poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa. Obawiam się, że poglądy osobiste nic tu nie znaczą.

— Daj spokój. Mówią, że nawet kapitan Negri od czasu do czasu kieruje się własnymi opiniami.

Powiedziała coś nie tak. Wydało jej się, że temperatura w pokoju nagle spadła.

— Gdzie słyszałaś o kapitanie Negrim? — spytał lodowatym tonem Tailor.

— Wszyscy o nim wiedzą. — Wpatrywali się w nią bez słowa. — D-dajcie spokój. Gdybym była agentką Negriego, nigdy byście tego nie odkryli. Nie jest aż tak niezręczny.

— Wręcz przeciwnie — odparł Mehta rzeczowo. — Uważamy, iż jest tak dobry, że ty sama nic o tym nie wiesz.

— Idiotyzm — prychnęła z niesmakiem Cordelia. — Jakim cudem doszłaś do takiego wniosku?

Mehta chętnie udzieliła wyjaśnień.

— Moja hipoteza brzmi, iż jesteś kontrolowana — być może nieświadomie — przez owego złowieszczego i enigmatycznego admirała Vorkosigana. Twoje programowanie rozpoczęło się najprawdopodobniej, kiedy po raz pierwszy trafiłaś do ich niewoli. Zapewne ukończono je podczas niedawnej wojny. W zamyśle miałaś stać się zaczątkiem nowej barrayarskiej siatki szpiegowskiej, która zastąpi świeżo wykrytych agentów. Może przez lata miałaś przebywać w uśpieniu, póki ktoś cię nie uruchomi w obliczu nadchodzących kłopotów…

— Złowrogi? Enigmatyczny? Aral? Zaraz wybuchnę śmiechem. — Zaraz się rozpłaczę…

— Bez wątpienia cię kontroluje — odparła Mehta, wyraźnie zadowolona z siebie. — Zostałaś tak zaprogramowana, aby słuchać jego wszystkich rozkazów.

— Nie jestem komputerem. — Łup, łup, pukała stopa Cordelii. — A Aral to jedyny człowiek, który nigdy mnie w niczym nie krępował. Sądzę, że to dla niego kwestia honoru.

— Widzisz? — rzuciła Mehta, zwracając do Tailora. Nie patrzyła nawet na Cordelię. — Wszystkie przesłanki wskazują na jedno.

— Tylko wtedy, kiedy stoisz na głowie! — krzyknęła ze złością Cordelia, posyłając Tailorowi nieprzyjazne spojrzenie. — Nie muszę podporządkować się takim rozkazom. Mogę złożyć rezygnację.

— Nie potrzeba nam twojego pozwolenia — wyjaśniła spokojnie Mehta. — Nawet gdybyś była cywilem. Wystarczy, jeśli zgodzi się najbliższy krewny.

— Moja matka nigdy by mi tego nie zrobiła!

— Omawialiśmy już z nią tę sprawę z najdrobniejszymi szczegółami. Bardzo się o ciebie martwi.

— R-rozumiem. — Cordelia uspokoiła się nagle, zerkając w stronę kuchni. — Zastanawiałam się, czemu przygotowanie kawy trwa tak długo. Czyżby wyrzuty sumienia? — Zanuciła cicho fragment melodii, po czym ucichła. — Naprawdę wykonaliście kawał solidnej roboty. Odcięliście wszystkie drogi ucieczki.

Tailor uśmiechnął się przepraszająco.

— Nie masz się czego bać, Cordelio. Nasi najlepsi ludzie będą z tobą…

Nad tobą, pomyślała Cordelła.

— …pracować. A kiedy skończą, wrócisz do dawnego życia, jakby nic z tego się nie zdarzyło.

Wymażecie moją pamięć, tak? Wymażecie jego… Zanalizujecie na śmierć niczym mój biedny skromny list miłosny. Odpowiedziała mu smutnym uśmiechem.

— Przykro mi, Bill. D-dręczy mnie okropna wizja ludzi, obierających mnie jak cebulę, łupina po łupinie, w poszukiwaniu nasion.

Skrzywił się.

— Cebule nie mają nasion, Cordelio.

— Cóż za nowina — mruknęła sucho.

— A szczerze mówiąc — ciągnął dalej — jeśli ty masz rację, a my się mylimy, najszybszym sposobem, aby to udowodnić, jest pójść z nami.

Oto głos rozsądku. Rzeczywiście… Gdyby nie pewna drobna kwestia: możliwość wybuchu wojny domowej na Barrayarze. Ta maleńka przeszkoda, ten kamień… kamień owija papier…

— Przykro mi, Cordelio.

Dostrzegła, że mówi szczerze.

— Nie ma sprawy.

— Naprawdę zdumiewający plan — wtrąciła z namysłem Mehta. — Kto by pomyślał o ukryciu siatki szpiegowskiej pod pozorami miłosnej przygody. Może bym nawet w to uwierzyła, gdyby zainteresowani byli bardziej prawdopodobni.

— Owszem — zgodziła się serdecznie Cordelia, skręcając się w duchu. — Trudno oczekiwać, aby trzydziestoczterolatka zakochała się jak smarkula. W moim wieku to nieoczekiwany dar — domyślam się, że jeszcze bardziej nieoczekiwany dla czterdziestoczterolatka.

— Właśnie. — Mehta z radością przyjęła słowa pacjentki. — Zawodowi oficerowie w średnim wieku kiepsko pasują do romansów.

Stojący za nią Tailor otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym zamknął je ponownie. Przez cały czas uporczywie przyglądał się swoim dłoniom.

— Myślisz, że mnie z tego wyleczycie?

— O, tak.

— Ach. — Sierżancie Bothari, gdzie jesteś teraz? Za późno… — Nie pozostawiacie mi wyboru. To ciekawe. — Opóźniaj ich, szepnął głos w umyśle. Szukaj swojej szansy; jeśli jej nie znajdziesz, stwórz ją sama. Udawaj, że to Barrayar, gdzie wszystko jest możliwe. — Czy m-mogę najpierw wziąć prysznic, z-zmienić ubranie, spakować się? Zakładam, że potrwa to jakiś czas.

— Oczywiście. — Tailor i Mehta wymienili pełne ulgi spojrzenia. Cordelia uśmiechnęła się ciepło.