Выбрать главу

— To niezupełnie tak. Pamiętaj, że również z nią sypiał i mam powody sądzić, że nie ograniczał swej fantazji małżeńskiej jedynie do słów. Przypuszczam, że wiem, dlaczego. Czy wyobrażasz sobie, żeby w normalnych okolicznościach Bothari znalazł się w promieniu stu kilometrów od takiej dziewczyny?

— Niespecjalnie. Escobarczycy wysłali przeciw wam najlepszych z najlepszych.

— Jak sądzę, to właśnie próbował zapamiętać z Escobaru. Z pewnością wymagało to niezwykłej siły woli. Jego terapia trwała kilka miesięcy.

— O rany — westchnęła Cordelia, prześladowana wizją wywołaną słowami Vorkosigana. Cieszyła się, że ma kilka godzin, aby się uspokoić, zanim znów zobaczy Bothariego. — Chodźmy teraz na drinka, dobrze?

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Lato chyliło się już ku końcowi, kiedy Vorkosigan zaproponował jej wyprawę do Bonsaklaru. Umówionego ranka byli już w połowie pakowania, kiedy Cordelia wyjrzała przez okno frontowej sypialni i powiedziała zduszonym głosem:

— Aralu, przed domem właśnie wylądował lotniak i wyszło z niego sześciu uzbrojonych mężczyzn. Rozeszli się po całej posiadłości.

Zaalarmowany Vorkosigan podbiegł do niej, ale na widok mężczyzn odprężył się wyraźnie.

— Wszystko w porządku. To ludzie księcia Vortali. Zapewne zamierza złożyć wizytę ojcu. Jestem zaskoczony, że znalazł czas, by wyrwać się ze stolicy. Słyszałem, że cesarz nie daje mu ani chwili wytchnienia.

W kilka minut później obok pierwszego lotniaka wylądował drugi i Cordelia po raz pierwszy ujrzała nowego barrayarskiego premiera. Opis księcia Serga, określający go mianem pomarszczonego błazna, był nieco przesadzony, ale trafny, zobaczyła szczupłego, skurczonego ze starości mężczyznę, który jednak nadal poruszał się żwawo i pewnie. W ręce miał laskę, lecz ze sposobu, w jaki nią gestykulował, Cordelia domyśliła się, że nie wynikało to z konieczności, lecz z przyzwyczajenia. Krótko przycięte białe włosy okalały łysą, pokrytą plamami wątrobowymi czaszkę, która połyskiwała w słońcu, kiedy premier w asyście dwóch pomocników, czy może ochroniarzy — Cordelia nie była pewna — ruszył przed siebie. Po sekundzie zniknął jej z oczu, kierując się do frontowych drzwi.

Cordelia i Vorkosigan zeszli na dół do hallu. Dwaj mężczyźni stali tam, rozmawiając przyjaźnie.

— Właśnie idzie — powiedział generał.

Vortala zmierzył ich wzrokiem, w którym czaiły się iskierki przenikliwego humoru.

— Aralu, mój chłopcze, miło cię widzieć w tak dobrym stanie. Czy to twoja betańska Pentesilea? Gratuluję schwytania tak pięknego jeńca. Milady. — Ukłonił się i ucałował jej dłoń w ekstrawaganckim pokazie dobrego wychowania.

Cordelia wzdrygnęła się, słysząc podobny opis własnej osoby, zdołała jednak wykrztusić w odpowiedzi:

— Witam pana.

Vortala z namysłem spojrzał jej w oczy.

— To miłe, że zdołał się pan wyrwać z miasta, by złożyć nam wizytę — powiedział Vorkosigan. — Jednak o mały włos się nie minęliśmy. Moja żona i ja… — dodał, podkreślając te słowa i napawając się nimi niczym łykiem wina o wspaniałym bukiecie — przyrzekłem, że zabiorę ją dziś nad ocean.

— Rozumiem. Tak się jednak składa, że nie jest to wizyta towarzyska. Występuję tu jako chłopiec na posyłki mojego władcy. I mam niestety bardzo mało czasu.

Vorkosigan skłonił się lekko.

— Zatem, panowie, zostawię was samych.

— Ha. Nie próbuj się wykręcać, chłopcze. To, co mam do powiedzenia, jest przeznaczone dla ciebie.

Twarz Vorkosigana przybrała czujny wyraz.

— Nie sądzę, abyśmy mieli sobie z cesarzem coś jeszcze do powiedzenia. Zdaje się, że stwierdziłem to dostatecznie wyraźnie, składając rezygnację.

— Owszem. No cóż, był bardzo zadowolony, że mógł pozbyć się ciebie ze stolicy na czas rozgrywek wokół Ministerstwa Edukacji Politycznej. Jednakże mam obowiązek cię poinformować — lekko skłonił głowę — że cesarz domaga się, abyś go odwiedził. Dziś po południu. Z żoną — dodał po sekundzie namysłu.

— Czemu? — spytał bez ogródek Vorkosigan. — Szczerze mówiąc, wizyta u Ezara Vorbarry nie leżała dziś w moich planach, jak również w planach na dającą się przewidzieć przyszłość.

Vortala spoważniał nagle.

— Brak mu czasu, by czekać na chwilę, kiedy znudzi ci się wiejskie życie. On umiera, Aralu.

Vorkosigan gwałtownie wypuścił powietrze.

— Trwa to od jedenastu miesięcy. Czy nie mógłby umierać jeszcze trochę dłużej?

Vortala zachichotał.

— Pięć miesięcy — poprawił odruchowo, po czym zmarszczył brwi, przyglądając się z namysłem młodszemu mężczyźnie. — Hm. Dobrze mu to zrobiło. W ciągu ostatnich pięciu miesięcy wywabił z nor więcej szczurów, niż przez poprzednie dwadzieścia lat. Można było przewidywać kolejne wstrząsy w ministerstwach na podstawie biuletynów o jego stanie zdrowia. W jednym tygodniu stan bardzo ciężki, w następnym kolejny wiceminister zostaje oskarżony o malwersacje czy coś podobnego. — Ponownie spoważniał. — Ale tym razem to już nie przelewki. Musisz zobaczyć się z nim dzisiaj. Jutro może być za późno. Za dwa tygodnie będzie zdecydowanie za późno.

Usta Vorkosigana zacisnęły się.

— Czego ode mnie chce? Czy powiedział?

— Cóż… Z tego, co mi wiadomo, przeznaczył dla ciebie urząd w rządzie regencyjnym. Ten, o którym ostatnio w ogóle nie chciałeś słyszeć.

Vorkosigan potrząsnął głową.

— Nie sądzę, aby istniało stanowisko rządowe, które mogłoby mnie skusić do powrotu na arenę. No, może… nie. Nawet Ministerstwo Wojny. To zbyt niebezpieczne. Tu prowadzę ciche, przyjemne życie. — Jego ręka ochronnym gestem objęła talię Cordelii. — Założyliśmy rodzinę. Nie zamierzam narażać moich najbliższych, wstępując znów pomiędzy politycznych gladiatorów.

— O, tak. Wyobrażam sobie ciebie wkraczającego w smugę cienia w wieku czterdziestu czterech lat. Ha! Zbierającego winogrona, żeglującego po jeziorze. Ojciec opowiedział mi o twojej żaglówce. A tak przy okazji, słyszałem, że mieszkańcy wioski chcą na twoją cześć zmienić nazwę na Osiadłość Vorkosigana.

Vorkosigan prychnął i skłonił się z ironią. Premier odpowiedział podobnym ukłonem.

— W każdym razie sam będziesz musiał mu o tym powiedzieć.

— Chyba chciałabym zobaczyć tego człowieka — mruknęła Cordelia. — Jeśli to naprawdę ostatnia okazja.

Vortala uśmiechnął się do niej i Vorkosigan ustąpił niechętnie. Wrócili do jego sypialni, aby się przebrać. Cordelia założyła najbardziej uroczystą ze swych popołudniowych sukien, Vorkosigan — galowy zielony mundur, którego nie widziała od dnia ich ślubu.

— Czemu jesteś taki nerwowy? — spytała. — Może po prostu chce się z tobą pożegnać czy coś takiego.

— Mówimy o człowieku, który nawet własną śmierć potrafi zaprząc do swych politycznych celów. Pamiętaj o tym. Jeśli istnieje jakikolwiek sposób rządzenia Barrayarem zza grobu, mogę się założyć, że on go znalazł. Nigdy nie udało mi się wyjść zwycięsko z żadnej dyskusji z cesarzem.

Oboje w mieszanych nastrojach dołączyli do premiera i polecieli do Vorbarr Sultany.

Rezydencja cesarska była starym budynkiem o niemal muzealnych walorach, oceniła Cordelia, wspinając się wraz z towarzyszami po wytartych przez niezliczone stopy granitowych schodach, prowadzących do wschodniego portyku. Długą fasadę ozdabiały ciężkie kamienne rzeźby, każda postać stanowiła odrębne dzieło sztuki. W sumie pałac był dokładnym przeciwieństwem nowoczesnych, pozbawionych wszelkiego wyrazu ministerstw, wyrastających na wschodzie parę kilometrów dalej.