Wprowadzono ich do komnaty stanowiącej połączenie sali szpitalnej i wystawy antyków. Wysokie okna wyglądały na eleganckie ogrody i trawniki po północnej stronie rezydencji. Mieszkaniec komnaty leżał w wielkim rzeźbionym łożu, odziedziczonym po rozmiłowanych w splendorze przodkach. Jego ciało w kilkunastu miejscach przebijały pospolite plastykowe rurki, które utrzymywały go przy życiu.
Ezar Vorbarra był najbielszym człowiekiem, jakiego Cordelia kiedykolwiek widziała. Białym niczym prześcieradła, białym jak jego włosy. Jego skóra na zapadniętych policzkach była biała i pomarszczona, białe ciężkie powieki opadały na orzechowe oczy. Cordelia widziała już kiedyś podobne oczy, a raczej ich niewyraźne odbicie w lustrze. Śnieżnobiałe dłonie pokrywała siatka niebieskich żyłek. Zęby, widoczne gdy się odzywał, zdawały się żółte na tle ogólnej bieli.
Vortala i Vorkosigan uklękli przed łóżkiem na jednym kolanie; Cordelia po sekundzie wahania poszła w ich ślady. Cesarz gestem bardziej przypominającym drgnięcie ręki odesłał doglądającego go lekarza, który skłonił się i wyszedł. Przybysze wstali, Vortala sztywno, Vorkosigan swobodnie.
— Witaj, Aralu — powiedział cesarz. — Powiedz mi, jak wyglądam.
— Bardzo źle.
Vorbarra zachichotał, jednak po sekundzie śmiech przeszedł w kaszel.
— Jakież to odświeżające. Pierwsza szczera opinia od wielu tygodni. Nawet Vortala owija wszystko w bawełnę. — Jego głos załamał się i cesarz wypluł wielką kulę flegmy. — W zeszłym tygodniu wysikałem resztkę melaniny. Ten przeklęty doktor nie pozwala mi już nawet za dnia wychodzić do ogrodu. — Prychnął; trudno stwierdzić, czy miał to być wyraz dezaprobaty, czy próba głębszego oddechu. — A więc to jest ta Betanka, tak? Podejdź tu, moja panno.
Cordelia zbliżyła się do łóżka ł biały starzec zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
— Komandor Illyan opowiadał mi o tobie. Kapitan Negri także. Wiesz, oglądałem twoje akta ze Zwiadu oraz raporty, zawierające zdumiewające wymysły twojej pani psychiatry. Negri chciał nawet ją zaangażować po to, by dostarczała jego sekcji nowych pomysłów. Vorkosigan jak to Vorkosigan, powiedział mi znacznie mniej. — Cesarz urwał, jakby zabrakło mu powietrza. — Wyznaj mi, tylko szczerze. Co właściwie w nim widzisz? Załamanego — jak to brzmiało? — aha, płatnego mordercę?
— Wygląda jednak na to, że Aral coś panu powiedział — odparła, ze zdumieniem słysząc własne słowa w jego ustach. Przyjrzała mu się z ciekawością dorównującą jego własnej. Pytanie wymagało szczerej odpowiedzi i Cordelia sformułowała ją z wysiłkiem.
— Przypuszczam, że widzę w nim samą siebie albo kogoś bardzo podobnego. Oboje szukamy tego samego, choć nazywamy to inaczej i czerpiemy z różnych źródeł. Mam wrażenie, że on nazywa to honorem. Ja określiłabym to jako łaskę Boga. Zazwyczaj jednak z naszych poszukiwań wracamy z pustymi rękami.
— Ach, tak. Przypominam sobie z twoich akt, że wyznajesz rodzaj teizmu — stwierdził cesarz. — Osobiście jestem ateistą. To prosta wiara, ale w ostatnich czasach stanowiła dla mnie wielką pociechę.
— Mnie także nieraz pociągała jej prostota.
— Hm — uśmiechnął się na te słowa. — Bardzo interesująca odpowiedź w świetle tego, co mówił o tobie Vorkosigan.
— A co to było? — spytała Cordelia zaciekawiona.
— Musisz zapytać jego. To była poufna rozmowa. Określił cię bardzo poetycko. Zaskoczył mnie. — Najwyraźniej zadowolony odprawił ją i wezwał z kolei Vorkosigana, który stanął przed nim w agresywnej postawie na baczność. Jego usta wykrzywiały się ironicznie, lecz w oczach Cordelia dostrzegła wzruszenie.
— Jak długo mi służysz, Aralu? — spytał cesarz.
— Dwadzieścia sześć lat od chwili otrzymania patentu. Czy może masz na myśli ciało i krew?
— Zawsze uważałem, że wszystko zaczęło się od dnia, kiedy oddział starego Yuriego zamordował twoją matkę i wuja. Tej nocy, gdy twój ojciec i książę Xav przybyli do mnie, do sztabu Zielonej Armii, aby przedstawić swoją osobliwą propozycję. Pierwszego dnia Wojny Domowej Yuriego Vorbarry. Zastanawiam się, czemu nie nazwano jej Wojną Domową Piotra Vorkosigana? Cóż, trudno. Ile miałeś wtedy lat?
— Jedenaście.
— Jedenaście. Ja byłem w wieku, w którym ty jesteś teraz. Dziwne. Zatem służysz mi swym ciałem i krwią przez… a niech to, przez te wszystkie lekarstwa nie potrafię jasno myśleć…
— Trzydzieści trzy lata.
— Boże. Dziękuję ci. Nie zostało już zbyt wiele czasu.
Z cynicznego wyrazu twarzy męża Cordelia domyśliła się, iż Vorkosigana nie przekonały słowa cesarza na temat jego słabnących mocy umysłowych.
Starzec ponownie odchrząknął.
— Od dawna zamierzałem spytać cię, co powiedzieliście sobie z Yurim dwa lata później, kiedy wreszcie dorwaliśmy go w tamtym starym zamku. Ostatnio bardzo interesują mnie ostatnie słowa cesarzy. Książę Vorhalas uważał, że się z nim bawiłeś.
Vorkosigan na moment przymknął oczy, jakby poczuł dawno zapomniany ból.
— Bynajmniej. Najpierw nie mogłem się doczekać zadania mu pierwszego ciosu, kiedy jednak rozebrano go i położono przede mną, poczułem nagłe pragnienie, by uderzyć prosto w gardło i skończyć z nim, szybko i czysto. Mieć to już za sobą.
Cesarz uśmiechnął się kwaśno nie otwierając oczu.
— Wywołałoby to niezłą awanturę.
— Mmm. Myślę, że dostrzegł w mojej twarzy gnębiący mnie strach, bo zaczął drwić: “Uderzaj, chłopczyku. Jeśli się ośmielisz — nosisz przecież mój mundur. Dziecko w moim mundurze.” Powiedział tylko tyle. Ja zaś odparłem: “Zabiłeś wszystkie dzieci w tej komnacie”. To dość niemądre, ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Następnie zadałem mu cios w brzuch. Później często żałowałem, że nie powiedziałem czegoś innego. Przede wszystkim żal mi było, że nie starczyło mi odwagi, by postąpić zgodnie z pierwotnym impulsem.
— Wyglądałeś wtedy dość niepewnie, stojąc na parapecie w deszczu.
— Zaczął krzyczeć. Żałowałem, że wrócił mi słuch.
Cesarz westchnął.
— Tak, pamiętam.
— Sam to zorganizowałeś.
— Ktoś musiał to zrobić. — Urwał, zbierając resztkę sił, po czym dodał: — No cóż, nie wezwałem cię tutaj, aby gawędzić o dawnych czasach. Czy premier uprzedził, czego od ciebie chcę?
— Wspominał coś o jakimś stanowisku. Powiedziałem, że nie jestem zainteresowany, ale odmówił przekazania ci tej wiadomości.
Vorbarra ze znużeniem przymknął powieki i przemówił, zwracając się do sufitu.
— Powiedz mi, mój lordzie Vorkosiganie, kto powinien zostać regentem Barrayaru?
Vorkosigan wyglądał, jakby właśnie ugryzł coś absolutnie wstrętnego, lecz dobre wychowanie nie pozwala mu tego wypluć.
— Vortala.
— Jest za stary. Nie przeżyje szesnastu lat.
— A zatem księżniczka.
— Sztab generalny pożarłby ją żywcem.
— Vordarian?
Oczy cesarza otwarły się nagle.
— Na miłość boską! Chłopcze, myśl rozsądnie.
— Ma przecież trening wojskowy.
— Możemy omówić dokładnie wszystkie jego wady, jeżeli lekarz da mi jeszcze tydzień życia. Zostały ci jakieś zabawne pomysły, czy może zaczniemy rozmawiać serio?
— Quintillan z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. To nie dowcip.
Cesarz uśmiechnął się, ukazując pożółkłe zęby.
— A zatem masz jednak coś dobrego do powiedzenia o moich ministrach. Słyszałem już wszystko; teraz mogę spokojnie umrzeć.
— Książęta nigdy nie zagłosują na kogoś bez słówka Vor przed nazwiskiem — wtrącił Vortala. — Nawet gdyby stąpał po wodzie.