– Aresztowano go! – Żaden ze znanych mi Greków nie ma tak donośnego głosu jak Archelaos, co znaczy, że posiada on najdonośniejszy głos na świecie.
– Chodzi o Anaksagorasa – wyjaśnił młody kamieniarz. – Został aresztowany za bezbożność.
– I za medyzm! – grzmiał Archelaos. – Musisz coś zrobić.
– Ponieważ to właśnie ja jestem głównym Medem w Atenach – zacząłem łagodnie – nie sądzę, żeby cokolwiek, co powiem, wywarło pożądany wpływ na zgromadzenie. Raczej odwrotnie.
Archelaos był jednak przeciwnego zdania. Chciał, żebym wystąpił wobec władz z twierdzeniem, iż od czasu traktatu pokojowego Wielki Król nie żywi złych zamiarów wobec greckiego świata. Czego najlepszym dowodem jest fakt, że między Persją i Atenami panuje niczym nie zakłócony pokój, co świadczy o tym, że Anaksagorasowi nie można zarzucić medyzmu. Uznałem ten argument za średnio inteligentny, podobnie zresztą jak samego Archelaosa.
– Na nieszczęście, jednym z warunków traktatu jest zakaz publicznej dyskusji jego punktów – przypomniałem.
– Peryklesowi wolno to zrobić. – Jego głos odbijał się gromkim echem od ścian dziedzińca.
– Być może – odpowiedziałem – ale nie uczynię tego. Sprawa jest zbyt delikatna. Zresztą nawet gdyby traktat podlegał dyskusji, to Ateńczycy i tak mogliby oskarżyć Anaksagorasa o medyzm oraz o wszystko, co im się podoba.
– To prawda – odezwał się uczeń Archelaosa.
Ten młody kamieniarz nazywa się Sokrates. Niezwykle brzydki, lecz, jak twierdzi Demokryt, niebywale inteligentny. Ostatniego lata, aby zrobić przyjemność Demokrytowi, nająłem go do odremontowania fasady mojego domu. Spartolił tę robotę tak, że mamy teraz pełno nowych szpar, przez które wieje lodowaty wiatr. W rezultacie musiałem zrezygnować z pokoju frontowego. Sokrates skłonny był naprawić ścianę, ale obawiam się, że skoro tylko dotknie jej kielnią, cały dom zwali się nam na głowę. Cóż to za dziwny rzemieślnik. Potrafi podczas tynkowania ściany zatrzymać się nagle, zastygnąć w bezruchu i patrzeć przed siebie kilka minut, jakby wsłuchany w głos jakiegoś swojego prywatnego daimoniona – demona. Kiedy spytałem Sokratesa, co mu ten demon powiedział, roześmiał się po prostu i odparł: – Mój lubi mi stawiać pytania.
Uznałem, że to bardzo kiepski demon. Podejrzewam zresztą, że bystry Sokrates jest równie kiepskim sofistą co kamieniarzem.
Archelaos zgodził się ze mną, że ponieważ konserwatyści boją się zaatakować samego Peryklesa, będą musieli zadowolić się oskarżeniem jego przyjaciela Anaksagorasa. Ja zaś sprzeciwiłem się, kiedy Archelaos zażądał, bym oświadczył przed zgromadzeniem, że oskarżenie o medyzm jest fałszywe.
– Czemu mieliby mnie słuchać? – spytałem. – Poza tym głównym zarzutem na pewno będzie bezbożność, a on przecież rzeczywiście jest ateistą. Podobnie jak i ty, Archelaosie. Podobnie jak ja, przynajmniej w oczach motłochu i tych, którzy go oskarżają. Kto wniósł oskarżenie?
– Lysikles, handlarz owiec. – Dźwięk tego imienia zaszumiał mi złowrogo w uszach niczym potężna fala. Lysikles jest wulgarnym i nikczemnym człowiekiem, który postanowił zbić fortunę służąc Tukidydesowi i interesom konserwatystów.
– A więc wszystko jasne. Tukidydes zaatakuje na zgromadzeniu Anaksagorasa, a tym samym jego przyjaciela Peryklesa. A Perykles będzie bronić Anaksagorasa i swojej polityki.
– A ty?…
– Ja nic nie zrobię – odparłem stanowczo. – Moja pozycja tutaj jest, mówiąc łagodnie, delikatna. Z chwilą gdy konserwatyści dojdą do wniosku, że nadeszła pora na nową wojnę z Persją. skażą mnie na śmierć, chyba że czas wyprzedzi waszych polityków. – Zmusiłem się do ostentacyjnego kaszlu, a potem nie mogłem go opanować. Jestem naprawdę chory.
– Co się stanie – zapytał nagle Sokrates – kiedy umrzesz? Zaparło mi dech; minęła wieczność, zanim wreszcie udało mi się wciągnąć powietrza w płuca.
– Jedno jest pewne – odpowiedziałem. – Opuszczę Ateny.
– Ale czy sądzisz, że będziesz istniał nadal w innej postaci? – Tego młodego człowieka chyba naprawdę interesuje to, co myślę, a raczej to, co myślą wyznawcy Ahura Mazdy.
– Wierzymy, że na początku wszystkie dusze zostały stworzone przez Mądrego Pana. We właściwym czasie każda z tych dusz rodzi się, ale tylko jeden raz. Na Wschodzie zaś panuje pogląd, że dusza rodzi się, umiera i odradza tysiące razy w różnych wcieleniach.
– Pitagoras też tak uważał – rzekł Sokrates. – Kiedy byliśmy z Archelaosem na Samos, spotkaliśmy jednego z najstarszych uczniów Pitagorasa. Powiedział nam, że Pitagoras przejął tę doktrynę od Egipcjan.
– Nie – odparłem bez wahania. Sam nie rozumiem, dlaczego. Nie wiem nic o Pitagorasie. – Przejął ją od ludzi mieszkających za rzeką Indus, gdzie niegdyś dotarłem…
Archelaos zniecierpliwił się.
– To fascynujące, pośle. Lecz faktem jest, że nasz przyjaciel został aresztowany.
– Faktem jest również – powiedział chłodno Sokrates – że ludzie umierają, i bardzo nas interesuje, co dzieje się wtedy z duszą zamieszkującą ich ciało.
– Co poczniemy? – Archelaos zdawał się bliski płaczu. W młodości był uczniem Anaksagorasa.
– O to nie mnie należy pytać – powiedziałem. – Idźcie do wodza Peryklesa.
– Byliśmy u niego. Nie ma go w domu. Nie ma go też w pałacu. Ani u Aspazji. Znikł.
Uwolniłem się w końcu od Archelaosa. Tymczasem Anaksagoras jest w więzieniu i na następnych obradach zgromadzenia Tukidydes wystąpi z oskarżeniem. Przypuszczam, że Perykles podejmie się obrony.
Powiedziałem „przypuszczam”, ponieważ dzisiaj wczesnym rankiem armia spartańska przekroczyła granicę Attyki. Perykles wyruszył w pole i oczekiwana przez wszystkich od tak dawna wojna właśnie się rozpoczęła.
Jestem prawie pewny, że Ateny zostaną pokonane. Demokryta to martwi. Powiadam mu, że wszystko jedno, kto zwycięży. Świat i tak będzie istniał nadal. A w ogóle, to między Atenami i Spartą nie ma wielkiej różnicy. Oba te państwa są greckie.
Skończę ci teraz wyjaśniać, Demokrycie, to, czego nie zdążyłem powiedzieć twojemu przyjacielowi, kiedy zapytał mnie, co się dzieje po śmierci. Otóż dusza uwolniona od ciała powraca do Mądrego Pana. Najpierw jednak musi przejść przez most Czinwat. Ci, którzy podążali w życiu drogą Prawdy, pójdą do Domu Pogody i Szczęścia. Ci, którzy szli drogą Kłamstwa, a więc drogą bliźniaczego brata Mądrego Pana, Angra Mainju, zwanego po grecku Areimanios, który jest wcieleniem zła, pójdą do Domu Kłamstwa i będą tam poddani różnym udrękom. A kiedy wreszcie Mądry Pan pokona wszelkie zło, wszystkie dusze się połączą.
Demokryt chce wiedzieć, dlaczego Mądry Pan stworzył Areimaniosa. Jest to dobre pytanie, które mój dziadek raz na zawsze rozstrzygnął.
W chwili tworzenia świata Mądry Pan powiedział o swoim bracie bliźniaku: „Ani nasze myśli, ani czyny, ani sumienia, ani dusze nie są ze sobą w zgodzie.”
Demokryt twierdzi, że to nie jest wyczerpująca odpowiedź. Ja zaś, że tak. Mówisz, że to tylko sformułowanie istniejących przeciwieństw. Ja na to, że kryje się w tym głębszy sens. Mówisz, że Mądry Pan nie wytłumaczył, dlaczego stworzył złego brata. Przecież powstali równocześnie. A kto ich stworzył? Jesteś bardzo dociekliwy, jak wszyscy Grecy. Zaraz ci wszystko wytłumaczę.
W momencie stworzenia świata istniał tylko nieskończony czas. Wtedy Mądry Pan postanowił zastawić pułapkę na Areimaniosa. I stworzył w obrębie nieskończonego czasu czas długiego panowania. Rodzaj ludzki trwa teraz w czasie długiego panowania niczym mucha w bryle bursztynu. Pod koniec długiego panowania Mądry Pan pokona bliźniaka i wszelką ciemność strawi światło.