Выбрать главу

– A co pan tu robi? – spytała, zmuszając go do rozmowy.

– Przyszedłem tylko na występ, tak jak pani. – Nie odważył się przyznać, że hipnotyzer jest jego bratem. To stworzyłoby zbyt wiele nowych tematów do konwersacji.

– Lubi pan takie przedstawienia?

– Nigdy przedtem na czymś takim nie byłem.

– Ja też nie. – Znów się uśmiechnęła, tym razem porozumiewawczo. Właśnie okazało się, że mają ze sobą coś wspólnego. Na szczęście światła przygasły – choć od początku nie świeciły zbyt jasno – a na estradę rzucony został punktowiec. Ktoś zapowiadał występ. Kobieta otworzyła torebkę, wyjęła z niej szeleszczące opakowanie landrynek i wyciągnęła je w kierunku Rebusa.

Rebus stwierdził z zaskoczeniem, że występ mu się podoba, choć bez porównania mniej niż kobiecie siedzącej obok. Kwiczała ze śmiechu, kiedy jeden z ochotników z widowni zdjął na estradzie spodnie i udawał, że pływa przejściem między fotelami. Innej ofierze eksperymentu wmówiono, że jest głodna jak wilk. Jeszcze innej, że jest zawodową striptizerką i ma występ. Kolejnej, że właśnie układa się do snu.

Mimo iż z zaciekawieniem oglądał występ, w pewnym momencie poczuł, że oczy mu się zamykają i ogarnia go senność. Był to rezultat zbyt dużej ilości wypitego alkoholu i zbyt małej ilości snu, a także ciepłej i dusznej atmosfery panującej na sali. Obudził go dopiero końcowy aplauz publiczności. Michael, nieco spocony w swym połyskliwym estradowym stroju, pławił się w oklaskach, jakby nie mógł się od nich oderwać i wracał na estradę, robiąc kolejny ukłon w chwili, gdy już niemal wszyscy opuszczali salę. Przed występem uprzedził Johna, że tuż po spektaklu musi szybko wracać do domu i nie zdążą się zobaczyć, wobec tego zadzwoni do niego później, by wysłuchać opinii brata na temat występu.

A John większość występu przespał.

Poczuł się jednak teraz odświeżony i sam siebie zaskoczył, przyjmując zaproszenie kobiety na „rozchodniaka” w miejscowym pubie. Wyszli z sali ramię w ramię, oboje uśmiechnięci. Rebus czuł się rozluźniony, jakby znów był dzieckiem. Kobieta traktowała go właściwie jak własnego syna, a on z zadowoleniem poddawał się jej serdecznościom. Jednego drinka i trzeba będzie wracać do domu. Na dziś wystarczy.

Jim Stevens widział, że wychodzą z sali. Wszystko robiło się coraz dziwniejsze. Najwyraźniej Rebus opuścił teraz brata, a w jego towarzystwie pojawiła się kobieta. Co to wszystko ma znaczyć? Na pewno trzeba będzie przy najbliższej okazji o wszystkim opowiedzieć Gill. Uśmiechając się do swych myśli, Stevens dopisał to sobie w głowie do listy rzeczy do zrobienia. Jak dotąd, dzisiejszy wieczór okazywał się całkiem owocny.

A więc, w którym momencie wieczoru ta relacja matka-syn przemieniła się w kontakt fizyczny? Może w tym pubie, kiedy jej krwawoczerwone paznokcie wbiły się w pewnej chwili w jego udo? A może już po wyjściu, kiedy w chłodnym powietrzu wieczoru zarzucił jej ręce wokół szyi i niezdarnie spróbował ją pocałować? Czy też dopiero tu, w tym jej nieco zatęchłym mieszkaniu z wiszącą w nim wciąż wonią jej męża, kiedy półleżąc na starej kanapie, wzajemnie wpychali sobie języki do ust?

Nieważne. Teraz za późno już żałować, i za wcześnie. Więc kiedy ona podąża w kierunku sypialni, on człapie za nią. Rzuca się na ogromne dwuosobowe łoże, sprężyste i zarzucone grubymi kołdrami i kapami. Patrzy, jak w ciemności się rozbiera. Łoże przypomina mu trochę jego dziecinne łóżko, tyle że wtedy do zagrzania miał jedynie termofor, stertę zapiaszczonych koców i jakąś ciężką kołdrę. Ciężką i duszącą, powodującą, że natychmiast czuł się zmęczony.

Nieważne.

Rebus nie był zachwycony jej ciężkim, klocowatym ciałem i zmuszał się do myślenia bardziej abstrakcyjnego. Jego dłonie na jej mocno już zwiędłych piersiach przywiodły mu na pamięć końcowe noce z Rhoną. Łydki miała grube, inne niż Gill, a jej twarz była zniszczona zbyt intensywnym życiem. Ale była kobietą i była z nim, więc uczynił z niej w myśli przedmiot pożądania i starał się obojgu dać chwilę szczęścia. Jednak obfitość i ciężar pościeli stłamsiły go, omotały jak klatka, spowodowały, iż poczuł się mały, schwytany w potrzask i wyrwany ze świata. Próbował to zwalczyć, obraz tego jak z Gordonem Reeve siedzą w izolatce i słuchają wrzasków dookoła, ale mimo to trzymają się, cały czas się trzymają, wreszcie znów razem. Zwycięscy. Zwyciężeni. Straciwszy wszystko. Jego serce biło w rytm jej pojękiwania, teraz dochodzącego jakby z oddali. Poczuł, jak pierwsza fala absolutnej odrazy uderza go w żołądek, jakby dostał cios pałką, a jego dłonie zamykają się wokół miękkiego, poddającego się uciskowi gardła, które miał tuż pod sobą. Jej jęki nie przypominały już głosu ludzkiego, a bardziej marcowe wrzaski kota. Przesunął nieco dłonie, jego palce zacisnęły się. Zamknęli go wtedy i wyrzucili klucz. Popychali ku śmierci i podtruwali. Nie powinien wtedy przeżyć. Powinien umrzeć, tam w tej zwierzęcej klatce, polewany z węża ciśnieniowego i poddawany wiecznym przesłuchaniom. Mimo to przeżył. Przeżył. A teraz przyszła pora.

On sam, zupełnie sam

I te wrzaski

Wycie.

Rebus zdał sobie sprawę z chrapliwych dźwięków wydobywających się spod niego, a zaraz potem jego głowa stanęła w płomieniach. Upadł na ciężko dyszącą pod nim postać i stracił przytomność. Jakby ktoś pstryknął wyłącznik.

16

Obudził się w pomieszczeniu, gdzie wszystko było białe. Z wyglądu przypomniało mu to salę szpitalną, w której znalazł się wiele lat temu po załamaniu nerwowym. Z zewnątrz dochodziły jakieś przytłumione głosy. Usiadł i poczuł pulsujący ból w głowie. Co się stało? Chryste, ta kobieta, ta biedna kobieta. Próbował ją zabić! Był pijany, zbyt pijany. Dobry Boże, chyba próbował ją udusić. Dlaczego, na litość boską, zrobił coś takiego? Dlaczego?

Drzwi się otworzyły i stanął w nich lekarz.

– Aa, pan Rebus. Świetnie, że już się pan obudził. Właśnie przenosimy pana na inny oddział. Jak się pan czuje?

Zmierzył mu puls.

– Myślimy, że to zwykłe wyczerpanie. Stan wyczerpania nerwowego. Pańska przyjaciółka, ta która zadzwoniła po pogotowie…

– Moja przyjaciółka?

– Tak, powiedziała nam, że pan zemdlał. A z tego, co nam mówią pańscy pracodawcy, wynika, że ostatnio pracował pan bardzo intensywnie przy śledztwie w sprawie tych strasznych morderstw. Jest pan po prostu wyczerpany. Potrzebny panu wypoczynek.

– A gdzie jest… ta moja przyjaciółka?

– Nie mam pojęcia. Pewnie w domu.

– I według niej po prostu zemdlałem?

– Tak jest.

Rebus poczuł jak ogarnia go ogromna fala ulgi. Nic im nie powiedziała. Nic im nie powiedziała. A potem znów mu zaczęło pulsować w głowie. Dłonie lekarza były owłosione i wyszorowane do czysta. Uśmiechając się, wsunął mu termometr do ust. Czy lekarz wiedział, co się działo tuż przed utratą przytomności? Czy ta kobieta ubrała go, zanim wezwała karetkę? Musi się z nią skontaktować. Nie znał jej dokładnego adresu, tylko orientacyjnie, ale kierowca karetki będzie wiedział, więc się od niego dowie.

Wyczerpanie. Rebus wcale nie czuł się wyczerpany. Zaczynał czuć się wręcz wypoczęty. Może nieco podenerwowany, ale z optymizmem patrzący w przyszłość. A może dali mu jakieś środki, kiedy spał?

– Czy mógłbym dostać gazetę? – wybełkotał przez termometr.

– Powiem salowej, żeby panu przyniosła. Czy jest ktoś, kogo powinniśmy powiadomić? Ktoś z rodziny albo z przyjaciół?

Przyszedł mu do głowy Michael.