W końcu mieli jego opis od naocznego świadka, niezbyt dokładny, ale zawsze. Jedna z sąsiadek widziała, jak wynosił nieruchomą postać dziewczynki do samochodu. Samochód był w jasnym kolorze, powiedziała. Taki zwyczajny z wyglądu. Mężczyzna z wyglądu też był zwyczajny. Niezbyt wysoki, twarz skupiona. Spieszył się. Specjalnie mu się nie przyglądała.
Andersena wycofano ze sprawy, podobnie jak Rebusa. Teraz sprawa zyskała nowy wymiar: Dusiciel wdarł się do prywatnego domu i dopuścił się w nim morderstwa. Teraz przekroczył już wszelkie granice. Reporterzy i ekipy telewizyjne czatujące pod szpitalem żądały informacji. Komisarz Wallace obiecał zorganizowanie konferencji prasowej. Czytelnicy gazet i wszelkiego autoramentu podglądacze chcieli znać jak najwięcej szczegółów. Sprawa stała się sensacją medialną. Edynburg stał się przestępczą stolicą Europy. Syn szefa wydziału policji zamordowany, córka sierżanta policji uprowadzona, a być może też zamordowana.
Cóż mu pozostało innego, niż siedzieć i czekać na następny list? Mimo wszystko czuł się lepiej we własnym mieszkaniu, bez względu na to, jak ponuro i pusto w nim było, bez względu na to, jak bardzo przypominało mu ono celę więzienną. Gill obiecała, że po skończonej konferencji prasowej go odwiedzi. Pod jego kamienicą będzie stał nieoznakowany samochód policyjny, tak na wszelki wypadek, bo kto wie, na ile osobiste mogą się okazać dalsze działania Dusiciela.
Rebus nie wiedział, że jednocześnie w komendzie odbywa się skrupulatne przeglądanie jego akt osobistych, a cała jego przeszłość jest szczegółowo analizowana. W tej przeszłości musi być gdzieś ślad Dusiciela, po prostu musi.
Oczywiście, że musi. Rebus miał świadomość, że jedynie w jego rękach znajduje się klucz do całej zagadki. Jednak klucz zdawał się być schowany w szufladzie zamkniętej na ten sam klucz. Jedyne co mu zostało, to starać się siłą wyłamać tę zamkniętą w nim przeszłość.
Gill Templer zadzwoniła do brata Rebusa i mimo iż wiedziała, że John będzie z tego niezadowolony, zażądała by Michael natychmiast przyjechał do Edynburga i zajął się bratem. W końcu jest jedyną rodziną Rebusa. W głosie Michaela słychać było przez telefon nerwowość, ale także niepokój. Potem wróciła myślą do akrostychu. A więc jednak pan profesor się nie mylił. Próbowali go teraz odnaleźć, by go szczegółowiej przesłuchać. Też tylko na wszelki wypadek. Pomyślała, że jeżeli Dusiciel potrafił tak to zaplanować, to musiał mieć dostęp do jakiejś listy nazwisk, z której mógł wybierać pasujące mu ofiary, zatem kim on może być? Jakimś pracownikiem administracji publicznej? Nauczycielem? Kimś spokojnie siedzącym przy jakimś komputerze? Było wiele różnych możliwości i wszystkie trzeba będzie po kolei sprawdzić. W pierwszej kolejności Gill zaproponowała przesłuchanie wszystkich mieszkańców Edynburga, których brzmienie nazwisk kojarzy się z supłem albo krzyżem. Był to chybiony strzał, ale jak dotąd wszystko co dotyczyło tej sprawy, przypominało szamotaninę po omacku.
Poza tym miała na głowie konferencję prasową. Dla wygody zorganizowano ją w budynku administracji szpitalnej. Sala była tak wypełniona, że zostały już tylko miejsca stojące pod tylną ścianą. Brytyjscy widzowie i czytelnicy gazet zaczynali już rozpoznawać twarz Gill Templer, po ludzku zatroskaną i pozbawioną uśmiechu. Jej twarz stawała się równie dobrze znana jak twarze sprawozdawców telewizyjnych i reporterów prasowych. Jednak dziś wieczorem konferencję miał poprowadzić osobiście komisarz. Liczyła na to, że nie potrwa zbyt długo. Chciała odwiedzić Rebusa. A może jeszcze bardziej chciała porozmawiać z jego bratem. Ktoś przecież musi znać przeszłość Johna. Najwyraźniej nigdy nikomu z policji nie opowiadał o przeżyciach w wojsku. Czy więc klucz do zagadki leży właśnie tam? A może w jego małżeństwie? Słuchała głosu komisarza. Aparaty fotograficzne pstrykały, a salę spowijał coraz gęstszy dym.
No i ten Jim Stevens, którego teraz widziała na sali uśmiechającego się półgębkiem, jakby coś wiedział. Gill czuła coraz większy niepokój. Mimo iż pióro w jego dłoni coś pisało w notatniku, przez chwilę nie spuszczał z niej wzroku. Miała w pamięci ten nieudany wieczór, który kiedyś razem spędzili, i ten znacznie bardziej udany wieczór z Johnem Rebusem. Dlaczego wszyscy mężczyźni w jej życiu muszą być tacy skomplikowani? Może dlatego, że to ją pociąga. Ale sprawa morderstw nie stawała się coraz bardziej złożona. Stawała się coraz prostsza.
Jim Stevens bez specjalnego zainteresowania słuchał przekazywanych przez policję informacji i myślał, jak bardzo ta cała sprawa się komplikuje. Rebus i Rebus, narkotyki i morderstwa, anonimowe listy zakończone uprowadzeniem córki. Musi dowiedzieć się czegoś więcej, niż wynika to z oficjalnej wersji policji, a najlepsza droga do tego prowadzi przez Gill Templer i dokonanie z nią handlu wymiennego na informacje. Jeśli narkotyki i uprowadzenie są ze sobą powiązane, co wydaje się bardzo prawdopodobne, to znaczy, że jeden z braci Rebus łamie zasady gry. Może Gill Templer będzie wiedziała coś więcej.
Podszedł do niej od tyłu, w chwili gdy opuszczała budynek. Czuła, że to on, ale tym razem sama miała ochotę porozmawiać.
– Cześć, Jim. Podwieźć cię gdzieś?
Uznał, że to dobry pomysł. Może go wysadzić przy pubie, chyba że mógłby się na chwilę spotkać z Rebusem, co oczywiście wolałby zrobić. Nie, to trudno. Wsiadł i ruszyli.
– Ta sprawa z każdą chwilą staje się coraz bardziej tajemnicza, nie uważasz?
Z uwagą prowadziła i wydawało się, że rozważa jego pytanie. W istocie czekała, by się nieco bardziej przed nią otworzył, traktując jej milczenie jako sygnał, że coś przed nim ukrywa, że ma w zanadrzu coś, czym będzie mogła z nim pohandlować.
– Wygląda na to, że wszystko kręci się wokół Rebusa. To bardzo ciekawe.
Gill wyczuła, że szykuje się do zagrania swojej karty.
– Więc… – ciągnął, zapalając papierosa – nie przeszkodzi ci, jak zapalę?
– Nie – powiedziała spokojnie, choć w środku była jak podłączona do prądu.
– Dzięki. Więc jest to o tyle ciekawe, że Rebus zamieszany jest też w inną sprawę, nad którą aktualnie pracuję.
Zatrzymała samochód na czerwonym świetle, ale nawet przez chwilę nie spuściła wzroku z drogi.
– Czy chciałabyś coś usłyszeć o tej drugiej sprawie?
Czy chciałaby? No jasne. Tylko co w zamian…
– Tak, to bardzo ciekawa postać, pan sierżant Rebus. I ten jego brat.
– Jego brat?
– Tak, na pewno o nim słyszałaś, Michael Rebus, ten hipnotyzer. Ciekawa para braci.
– Doprawdy?
– Słuchaj, Gill, wyłóżmy karty na stół.
– Miałam nadzieję, że to zrobisz. – Wrzuciła bieg i ruszyła spod świateł.
– Czy prowadzone jest przeciwko Rebusowi śledztwo w jakiejś sprawie? To chciałbym wiedzieć. Chodzi mi o to, czy wiecie już, kto za tym wszystkim stoi, tylko tego nie ujawniacie?
Teraz spojrzała na niego.
– Tak się nie robi, Jim.
Parsknął.
– Gill, może ty tak nie robisz, ale nie udawaj, że takie rzeczy się nie zdarzają. Po prostu jestem ciekaw, czy może coś słyszałaś, może masz jakieś przecieki z góry. Na przykład coś w rodzaju, że ktoś zawalił sprawę, dopuszczając do tego, co się wydarzyło.
Jim Stevens wpatrywał się teraz bardzo uważnie w jej twarz i strzelał w ciemno, w nadziei, że któryś strzał okaże się celny. Wyglądało jednak, że nie połknęła przynęty. Trudno. Może rzeczywiście nic nie wie. To wcale nie musi znaczyć, że jego teorie są fałszywe. Może to tylko oznaczać, że cała ta rozgrywka przekracza kompetencje Gill.