Выбрать главу

Reeve też sobie o tym przypomniał. Zrobił krok do tyłu i wymierzył potężnego kopniaka w szczękę Rebusa. Rebusowi udało się zrobić niewielki unik – wciąż funkcjonowały w nim jakieś odruchy – i cios trafił go w policzek, odrzucając w bok. Leżąc w pozycji embrionalnej, usłyszał śmiech Reeve’a i poczuł, jak jego dłonie zaciskają się na jego szyi. Przypomniał sobie tamtą kobietę i swoje dłonie na jej gardle. Więc tak wygląda wymierzanie sprawiedliwości. Zatem niech się stanie. Jednak zaraz potem przypomniał sobie Sammy, Gill, Andersena i jego zamordowanego syna, i wszystkie te nieszczęsne dziewczynki. Nie, nie może pozwolić, by Gordon Reeve wygrał. To nie byłoby w porządku. To nie byłoby sprawiedliwe. Czuł, jak mu język i oczy wychodzą na wierzch. Wsunął dłoń do kieszeni i usłyszał głos Gordona Reeve, który mówił do niego szeptem:

– Chyba cieszysz się, że już po wszystkim, prawda John? Chyba naprawdę czujesz ulgę.

A potem usłyszał potężną eksplozję, która wypełniła korytarz i spowodowała, że mu zaczęło dzwonić w uszach. Szarpnięcie spowodowane odrzutem przebiegło boleśnie przez rękę do ramienia, a on poczuł słodkawą woń, znowu trochę jak jabłka w karmelu. Reeve zupełnie się tego nie spodziewał i zamarł na chwilę w bezruchu, a potem złożył się jak podcięty i runął na Rebusa, całkowicie go przygniatając. Rebus, nie mogąc nawet drgnąć, doszedł do wniosku, że teraz może się już spokojnie zdrzemnąć…

EPILOG

Na oczach zdumionych sąsiadów kopnięciem wywalili drzwi wejściowe do małego, parterowego domku Iana Knotta na spokojnym przedmieściu i wewnątrz znaleźli Samanthę Rebus. Była przywiązana do łóżka, usta miała zaklejone taśmą i obłożona była wokół fotografiami zamordowanych dziewczynek. Potem, kiedy wciąż przerażoną i płaczącą Samanthę wyprowadzono z domu, rozpoczęło się profesjonalne śledztwo. Wysoki żywopłot osłaniał podjazd od strony sąsiadów, tak więc nikt nie widział przyjazdów i odjazdów Reeve’a. Sąsiedzi zeznali, że był człowiekiem bardzo spokojnym. Wprowadził się siedem lat temu, kiedy rozpoczął pracę w bibliotece.

Jim Stevens czuł się w pełni usatysfakcjonowany takim zakończeniem sprawy. Dało mu ono materiał na całotygodniową serię artykułów. Tylko jak to się stało, że tak bardzo się pomylił co do Johna Rebusa? Zupełnie nie mógł tego zrozumieć. Dobrze, że chociaż jego prywatne śledztwo w sprawie narkotykowej dobiegło końca i w rezultacie Michael Rebus trafi za kratki. Co do tego nie było wątpliwości.

W poszukiwaniu własnych wersji historii Dusiciela, w mieście pojawili się też ludzie z prasy londyńskiej. W barze hotelu „Caledonian” Stevens spotkał się z jednym ze stołecznych dziennikarzy, który starał się kupić historię Samanthy Rebus. Reporter klepnął się po kieszeni i zapewnił Stevensa, że ma przy sobie książeczkę czekową wydawcy. Stevensowi wydało się to przejawem ogólniejszej choroby toczącej media. Media nie tylko były gotowe tworzyć rzeczywistość pod własne potrzeby, ale również zmieniać ją potem do woli. W podtekście tego wszystkiego było coś jeszcze, coś, co wykraczało poza ramy zwykłych brudów, nędzy i podłości wyciąganych przez media, coś znacznie bardziej wieloznacznego. I tym czymś wcale nie był zachwycony. Nie podobało mu się także, jaki to ma wpływ na niego. Podjął dyskusję z londyńczykiem o takich pryncypiach, jak sprawiedliwość, zaufanie i bezstronność. Rozmawiali przez kilka godzin, popijając przy tym whisky i piwo, ale wątpliwości nie ustępowały. Edynburg ukazał się Stevensowi takim, jakim go nigdy wcześniej nie znał, jakby Skała Zamkowa rzuciła cień na całe miasto, a ono kryło się w tym cieniu, przed czymś się chowając. Turyści odwiedzający Edynburg oglądali jedynie wspomnienia historii, jednak współczesne miasto wyglądało zupełnie inaczej. To też mu się wcale nie podobało, podobnie jak przestało mu się podobać jego zajęcie i związane z nim godziny pracy. Propozycje z Londynu wciąż były aktualne. Wybrał najbardziej obiecującą i ruszył na południe.

PODZIĘKOWANIA

Ogromnej pomocy w napisaniu tej powieści udzielili mi pracownicy Wydziału Kryminalno-Śledczego dzielnicy Leith w Edynburgu, którzy z cierpliwości podeszli do moich licznych pytań i mojej ignorancji w sprawach procedur policyjnych. Mimo, iż książka ta jest dziełem mojej wyobraźni i zatem obciążona wszelkimi jej niedomaganiami, moją wiedzę na temat Special Air Service znacznie wzbogaciła doskonała monografia Who Dares Wins autorstwa Tony’ego Geraghyt’ego (Fontana, 1983)

Ian Rankin

***