W wodzie było jakieś poruszenie, fale wznosiły się wyżej zalewając nabrzeże, co zmusiło trzech mężczyzn do cofnięcia się. Nawet w tym minimalnym oświetleniu mogli dojrzeć wynurzający się na powierzchnię duży przedmiot.
— Padnij! — rzucił Simon. Nie mieli już czasu dobiec do windy, jedyną nadzieję stanowiło przyłączenie się do leżących ciał.
Simon, z głową w ramionach, pistoletem gotowym do strzału, obserwował wodę. Teraz mógł już odróżnić ostry dziób i podobnie spiczastą rufę. Jego domysły okazały się słuszne, to jeden ze statków Kolderu wracał do przystani.
Zastanawiał się, czy sam oddycha równie głośno jak leżący obok mężczyźni. Wszyscy trzej byli ubrani, w przeciwieństwie do leżących obok trupów, czy jakieś bystre oko wypatrzy błysk ich zbroi i zaatakuje ich którąś z broni Kolderu, zanim zdążą się poruszyć?
Lecz srebrny statek, wypłynąwszy na powierzchnię, nie wykonał już żadnego ruchu unosząc się na wodzie w jaskini, jakby był równie martwy co ciała na nabrzeżu. Simon przyglądał mu się badawczo i podskoczył zaskoczony, kiedy leżący obok żołnierz coś wyszeptał i dotknął jego ramienia.
Simon nie potrzebował jednak tej informacji. Sam dostrzegł owo kolejne wybrzuszenie się fal, które pchnęło pierwszy statek na nabrzeże. Teraz było jasne, że statku nikt nie prowadził. Nie mogąc w pełni w to uwierzyć. Gwardziści pozostali w ukryciu. Dopiero kiedy wynurzył się trzeci statek i fale zepchnęły dwa poprzednie, Simon uwierzył własnym oczom i podniósł się. Statki albo nie miały załogi, albo zostały uszkodzone. Dryfowały bezładnie, dwa zderzyły się z sobą.
W kadłubach i na pokładzie nie widać było żadnych otworów, żadnych śladów, że na statkach znajdowała się załoga czy pasażerowie. Ale wygląd nabrzeży wskazywał na coś innego. Sugerował pospieszne ładowanie statków, przygotowywanych albo do ataku, albo do opuszczenia Gormu.
A gdyby celem miał być atak, czy niewolnicy zostaliby zabici?
Wchodzenie na pokład którejś z tych srebrnych łupin bez specjalnego przygotowania byłoby szaleństwem. Lepiej jednak nie spuszczać z nich oka. Wszyscy trzej powrócili do kabiny, która ich tu przywiozła. Jeden ze statków uderzył o nabrzeże, odbił się od niego i podryfował dalej.
— Czy zostaniecie tutaj? — Simon zwrócił się do swoich podwładnych raczej z pytaniem niż z rozkazem. Gwardziści Estcarpu mogą być przyzwyczajeni do niezwykłych widoków, ale nie było to miejsce, w którym można było zostawić kogoś wbrew jego woli.
— Te statki, powinniśmy poznać ich tajemnice — odpowiedział jeden z żołnierzy. — Ale wydaje mi się, kapitanie, że już stąd nie odpłyną.
Simon zaakceptował tę wymijającą odmowę. We trzech opuścili podziemny port, pozostawiając w nim jedynie uszkodzone łodzie i zmarłych. Zanim winda ruszyła w górę, Simon oglądał jej ściany w poszukiwaniu przycisków. Chciał znaleźć się na takiej kondygnacji, żeby spotkać się z oddziałami Korisa, a nie wracać z powrotem do pokoju z mapą.
Niestety, ściany kabiny były zupełnie gładkie. Rozczarowany Simon zamknął drzwi czekając, aż winda ruszy. Wibracja ścian świadczyła o tym, że kabina się posuwa, i w tym momencie Simon przypomniał sobie laboratorium i zapragnął znaleźć się na tym piętrze.
Kabina zatrzymała się, po otwarciu drzwi trójka mężczyzn stanęła twarzą w twarz z przestraszonymi, ale czujnymi ludźmi Korisa. Jedynie te sekundy wahania uratowały obydwa oddziały od popełnienia fatalnego błędu, ponieważ ktoś z tamtej grupki zawołał Simona po imieniu. Simon rozpoznał Brianta. Wtedy do przodu przepchała się charakterystyczna postać, która mogła być tylko Korisem.
— Skąd się wzięliście? — zapytał. — Wyszliście ze ściany? Simon znał korytarz, w którym zgromadziły się siły Estcarpu, o tym miejscu właśnie myślał. Ale dlaczego winda właśnie tu się zatrzymała, jakby w odpowiedzi na jego życzenia? Jego życzenie!
— Znaleźliśmy wiele rzeczy, lecz niewiele z nich ma jakikolwiek sens. Ale dotąd nie znaleźliśmy żadnego Kolderczyka. A wy?
— Jednego i już nie żyje, ale może nie żyją wszyscy! — Simon pomyślał o statkach w przystani i o tym, co może kryć się w ich wnętrzach. — Nie przypuszczam, żebyśmy teraz musieli się obawiać spotkania z nimi.
W ciągu następnych godzin okazało się, że Simon był prawdziwym prorokiem. Poza oficerem w metalowym kasku w całym Sipparze nie można było znaleźć innego członka tej nieznanej rasy. A z niewolników Kolderu nikt nie żył. Znaleziono ich całe kompanie, a także dwójki czy trójki strażników w korytarzach i pomieszczeniach cytadeli. Wszyscy leżeli tam, gdzie upadli, tak jakby nagle przestała istnieć siła, która sprawiała, że działali na pozór jak ludzie i zapadli się w nicość, która powinna być ich udziałem znacznie wcześniej, wkroczyli w krainę pokoju, której dotychczas odmawiali im ich panowie.
Gwardziści znaleźli innych więźniów w pomieszczeniu obok laboratorium, wśród nich także niektórych towarzyszy niedoli Simona. Z trudem budzili się z narkotycznego snu, nie pamiętając niczego od chwili zagazowania, ale dziękując swoim bogom, że przywieziono ich na Gorm za późno, by poszli w ślady tych wszystkich, których Kolder pochłonął.
Koris i Simon zaprowadzili sulkarskich marynarzy do podziemnego portu i tam w małej łódce opłynęli grotę. Odkryli tylko skalne ściany. Wejście do basenu musiało się znajdować pod wodą i przypuszczali, że musi być zamknięte, skoro uszkodzone statki dryfują w obrębie jaskini.
— Jeżeli kontrolował to ten, który nosił kask — domyślił się Koris — to jego śmierć musiała też zamknąć wjazd. A ponieważ już wcześniej za pośrednictwem Mocy stoczyłeś z nim pojedynek, niewykluczone, że wydawał potem sprzeczne rozkazy, które doprowadziły do kompletnego zamieszania.
— Być może — zgodził się Simon myśląc o czymś innym. Zastanawiał się, czego się dowiedział od tamtego Kolderczyka w ostatnich minutach jego życia. Jeżeli reszta sił Kolderu
Została zamknięta na tych statkach, to istotnie Estcarp ma się z czego cieszyć.
Zarzucili linę na jeden ze statków i przyciągnęli go do nabrzeża. Ale nie mogli sobie poradzić z zamknięciem pokrywy luku, więc Koris i Simon powrócili do twierdzy pozostawiając Sulkarczykom ten problem do rozwiązania.
— To kolejna ich magiczna sztuczka. — Koris zasunął za sobą drzwi windy. — Ale najwyraźniej nie kontrolowana przez tego w kasku, skoro jeszcze działa.
— Możesz kontrolować ją równie dobrze jak on — kompletnie wyczerpany Simon oparł się o ścianę kabiny. Ich zwycięstwo nie było decydujące, a Tregarth przeczuwał, że czeka go niełatwe zadanie, ale czy mieszkańcy Estcarpu uwierzą w to, co ma im do powiedzenia? — Pomyśl o korytarzu którym się spotkaliśmy, przypomnij go sobie dokładnie.
— I co? — Koris zdjął hełm, oparł się plecami o przeciwległą ścianę i zamknął oczy koncentrując się.
Drzwi się otworzyły. Mieli przed sobą korytarz, na którym znajdowało się laboratorium i Koris zaśmiał się jak chłopiec podniecony nową zabawką.
— Takimi czarami również ja mogę się posługiwać. Ja, Koris zwany Pokracznym. Mogłoby się wydawać, że wśród Kolderczyków Moc należy nie tylko do kobiet.
Simon raz jeszcze zamknął drzwi, przywołał w pamięci obraz pokoju z mapą na wyższej kondygnacji. Odpowiedział swemu towarzyszowi dopiero, kiedy znaleźli się na górze.
— Może tego właśnie powinniśmy się teraz obawiać z ich strony, kapitanie. Mają swoją formę Mocy i widziałeś, jak się nią posługują. Gorm może stanowić teraz skarbiec ich wiedzy.