— Pan Lipwig jest naczelnym poczmistrzem, Hubercie — poinformował Bent.
— Tak? Och, ostatnio nie wychodzę zbyt często z piwnicy.
— Doprawdy? — Uśmiech Moista nieco stężał.
— Nie, bo widzi pan, jesteśmy już tak bliscy perfekcji… — zapewnił Hubert. — Naprawdę uważam, że niewiele nam brakuje…
— Pan Hubert wierzy, że to… ten aparat jest czymś w rodzaju kryształowej kuli do pokazywania przyszłości — wyjaśnił Bent i przewrócił oczami.
— Możliwych przyszłości. Czy pan Lipstick chciałby obejrzeć go w działaniu? — Głos Huberta wibrował entuzjazmem i gorliwością.
Tylko człowiek o sercu z kamienia powiedziałby „nie”. Dlatego Moist wykonał wspaniałą próbę zademonstrowania, że oto spełnia się jego marzenie.
— Bardzo bym chciał — zapewnił. — Ale co on właściwie robi?
Zbyt późno zauważył objawy. Hubert złapał się za klapy marynarki, jakby przemawiał do publiczności, i aż urósł od pragnienia, by wytłumaczyć, a przynajmniej długo o tym mówić, co uważał za to samo.
— Chluper, jak go pieszczotliwie określamy, jest tym, co ja nazywam otworzyć cudzysłów maszyną analogową zamknąć cudzysłów. Rozwiązuje problemy nie metodą rozważania ich w trybie numerycznym, ale bezpośrednio je duplikując w formie, którą możemy manipulować. W tym przypadku przepływ pieniędzy i jego skutki w naszym społeczeństwie stają się wodą płynącą przez szklaną matrycę, czyli Chlupera. Geometryczny kształt pewnych naczyń, działanie zaworów oraz, jak nieskromnie oceniam, pomysłowo przechylające się wiadra i rotory tempa przepływu pozwalają Chluperowi na symulowanie całkiem złożonych transakcji. Możemy też zmieniać warunki początkowe, aby poznać działające w systemie reguły. Na przykład ustawiając kilka zaworów, możemy sprawdzić, co się stanie, jeśli w mieście o połowę zmniejszymy dostępną siłę roboczą. Nie musimy wychodzić na ulicę i mordować ludzi.
— To wielki postęp! Brawo! — zawołał rozpaczliwie Moist i zaczął klaskać.
Nikt się nie przyłączył. Wcisnął ręce do kieszeni.
— Ehm… A może wolałby pan, no… mniej dramatyczny przykład? — zaproponował Hubert.
Moist kiwnął głową.
— Tak. Proszę mi pokazać… pokazać, co się stanie, jeśli ludzie zaczną mieć dosyć banków.
— A tak, znajoma kwestia. Igorze, nastaw program numer pięć! — krzyknął Hubert do jakiejś postaci w szklanym gąszczu.
Po chwili rozległ się zgrzyt przekręcanych śrub i bulgot napełnianych rezerwuarów.
— Igor? — zdziwił się Moist. — Macie tu Igora?
— O tak — potwierdził Hubert. — Dzięki temu dysponujemy takim wspaniałym oświetleniem. Igory znają tajemnicę przechowywania błyskawic w słojach. Ale niech pana to nie martwi, panie Lipspick. To, że zatrudniam Igora i pracuję w piwnicy, nie znaczy przecież, że jestem szaleńcem, ha, ha, ha!
— Ha, ha — zgodził się Moist.
— Ha, hah, hah! — rzekł Hubert. — Hahahahahaha! Ahahahaphahah!!!!!
Bent trzepnął go w plecy. Hubert zakaszlał.
— Przepraszam za to — wymamrotał. — To powietrze.
— Z pewnością to pańskie urządzenie wygląda… na skomplikowane — zapewnił Moist, szukając normalności.
— Eee… No tak. — Hubert był dość poruszony. — Cały czas je doskonalimy. Na przykład pływaki sprzężone z pomysłowymi nakręcanymi wrotami śluz w innym miejscu w Chluperze mogą pozwolić, by zmiana poziomu w jednej kolbie automatycznie regulowała przepływ w kilku innych punktach systemu…
— A to po co? — zapytał Moist, wskazując pierwszy z brzegu okrągły pojemnik wiszący między rurkami.
— Zawór fazy księżyca — wyjaśnił natychmiast Hubert.
— Księżyc wpływa na to, jak krążą pieniądze?
— Nie wiemy. Może. Pogoda wpływa na pewno.
— Naprawdę?
— Oczywiście. — Hubert się rozpromienił. — I przez cały dzień dodajemy nowe wpływy. Nie będę zadowolony, dopóki moja cudowna maszyna nie zdoła całkowicie odwzorować każdego szczegółu cyklu gospodarczego naszego wspaniałego miasta! — Zadźwięczał dzwonek, a Hubert dodał: — Dziękuję ci, Igorze. Uruchamiaj!
Coś brzęknęło, kolorowe ciecze zaczęły się pienić i pluskać w większych rurach. Hubert podniósł nie tylko głos, ale i długą wskazówkę.
— Otóż jeśli zredukujemy zaufanie ludności do systemu bankowego… proszę spojrzeć na tę rurkę, o tutaj… zobaczymy przepływ gotówki od banków do Kolby 28, w tej chwili oznaczonej jako Stara Skarpeta pod Materacem. Nawet całkiem zamożni ludzie wolą mieć pieniądze pod kontrolą… Widzi pan? Materac robi się większy, czy może należałoby powiedzieć… grubszy?
— To bardzo wiele materaców — przyznał Moist.
— Wolę o nim myśleć jak o pojedynczym materacu wysokim na całą milę.
— Naprawdę? — zdziwił się Moist uprzejmie.
Plusk! Gdzieś otworzyły się zawory i woda pomknęła nową ścieżką.
— Teraz proszę popatrzeć, jak bankowe pożyczki się opróżniają, kiedy pieniądze spływają do Skarpety. — Bul, bul… — Niech pan spojrzy na Rezerwuar 11, o tam. To znaczy, że zwalnia rozwój firm… Jeszcze moment, jeszcze…
Kap!
— A teraz niech pan obserwuje Wiadro 34! Przechyla się, przechyla… już! Skala po lewej stronie Kolby 17 pokazuje upadające firmy, poprzez tempo przybierania wody w Kolbie 9. To przejęcia. Zwolnienie z pracy to Kolba 7… A teraz zawór w Kolbie 28, kiedy ludzie wyciągają skarpety… — Chlups! — Ale co pozostało do kupienia? Tam widać, że Kolba 11 także jest pusta…
Kap!
Wszelki ruch wody ustał, tylko z rzadka coś bulgotnęło.
— W końcu osiągamy pozycję, kiedy nie możemy się ruszyć, ponieważ stoimy sobie na głowach, jak to mówią — oświadczył Hubert. — Znikają miejsca pracy, ludzie bez oszczędności głodują, spadają pensje, farmy zmieniają się w pustkowia, rozszalałe trolle schodzą z gór…
— Już zeszły — wtrącił Moist. — Niektóre trafiły nawet do Straży Miejskiej.
— Jest pan pewien? — spytał niepewnie Hubert.
— Tak. Mają hełmy i całą resztę… Widziałem je.
— W takim razie sądzę, że zechcą w szale wrócić do gór. Ja bym chyba tak zrobił na ich miejscu.
— Wierzy pan, że wszystko to może się naprawdę wydarzyć? — spytał Moist. — Kupa szklanych rurek i kubłów może to przewidzieć?
— Są bardzo starannie skorelowane z wydarzeniami, panie Lipswick — odparł Hubert z urazą. — Korelacje są wszystkim. Wie pan, że ustalonym faktem jest wędrówka spódnic w górę podczas kryzysu?
— To znaczy…? — zaczął Moist, niepewny, jak zakończyć to zdanie.
— Damskie suknie stają się krótsze — wyjaśnił Hubert.
— I to powoduje kryzys gospodarczy? Naprawdę? A jak wysoko wędrują?
Pan Bent odchrząknął grobowo.
— Myślę, że powinniśmy chyba już iść, panie Lipwig — rzekł. — Jeśli widział pan już wszystko, co pan chciał zobaczyć, na pewno spieszy się panu do wyjścia.
Ostatnie słowo padło z pewnym naciskiem.
— Co? Ach… tak. Chyba faktycznie na mnie pora. No cóż, dziękuję, Hubercie. To było bardzo kształcące, muszę przyznać.
— Nie mogę wyeliminować przecieków — oświadczył załamany Hubert. — Przysięgam, że każde złącze jest całkiem szczelne, a jakoś nigdy na końcu nie zostaje tyle wody, ile mieliśmy na początku.
— Oczywiście, że nie, Hubercie. — Moist poklepał go po ramieniu. — A to dlatego, że jesteś już bliski doskonałości.
— Naprawdę? — Hubert szeroko otworzył oczy.
— Oczywiście. Każdy wie, że pod koniec tygodnia nigdy nie ma tylu pieniędzy, ile jego zdaniem powinien mieć. To powszechnie znany fakt.