Czyli ten typ, ten Lipwig wierzy, że kieruje bankiem, tak? Ale nie można kierować bankiem bez Mavolio Benta, a jutro o tej porze Mavolio Bent stanie się własnością Cosmo Lavisha. Hmm… Tak… Lepiej poczekać jeszcze trochę. Kolejny dzień tej dziwacznej beztroski Lipwiga skręci biednego pana Benta tak bardzo, że specjalne umiejętności perswazyjne Żurawiny wcale nie będą potrzebne.
O tak…
Pchnął brew w górę. Szło mu coraz lepiej, był pewny. Tam, z nimi, zachowywał się całkiem jak Vetinari, prawda? Tak, prawda. Ależ mieli miny, kiedy kazał Józefinie się zamknąć! Samo wspomnienie budziło rozkoszny dreszcz na karku.
Czy to odpowiednia pora? Tak, może chociaż na minutkę. Zasłużył przecież…
Otworzył szufladę, sięgnął do wnętrza i przycisnął ukrytą dźwignię. Po drugiej stronie biurka otworzył się ukryty schowek, a Cosmo wyjął z niego czarną myckę. Wyglądała jak nowa… Dotychczas to prawdziwy geniusz.
Z wielką powagą Cosmo ułożył myckę na głowie.
Ktoś zapukał do drzwi gabinetu. Całkiem niepotrzebnie, ponieważ natychmiast otworzyły się z trzaskiem.
— Znowu się zamykasz w swoim pokoju, braciszku?! — zawołała tryumfalnie Pucci.
Przynajmniej zdążył powstrzymać odruch, by zerwać myckę z głowy, całkiem jakby siostra przyłapała go na czymś wstydliwym.
— Drzwi nie były przecież zamknięte, jak sama mogłaś się przekonać — powiedział. — I nie wolno ci się do mnie zbliżać bardziej niż na trzydzieści łokci. Mam nakaz.
— A tobie nie wolno przebywać bliżej niż czterdzieści łokci ode mnie, więc ty pierwszy naruszyłeś wyrok — odparta Pucci i przysunęła sobie krzesło. Usiadła na nim okrakiem, kładąc ręce na oparciu. Drewno zatrzeszczało.
— Nie ja tu przyszedłem, mam wrażenie.
— W skali kosmicznej to i tak wszystko jedno. Wiesz, że ta twoja obsesja może być niebezpieczna?
Dopiero teraz Cosmo ściągnął myckę.
— Po prostu staram się wejść w jego wnętrze — wyjaśnił.
— Bardzo niebezpieczna obsesja.
— Wiesz, o co mi chodzi. Chcę wiedzieć, jak działa jego umysł.
— A to? — Pucci wskazała duży obraz na ścianie naprzeciw biurka.
— „Mężczyzna z psem” Williama Poutera. To portret Vetinariego. Zwróć uwagę, jak jego oczy podążają za tobą po pokoju.
— Nos psa podąża za mną po pokoju! Vetinari ma psa?
— Miał. Wuffles zdechł jakiś czas temu. Leży w małym grobie na tyłach pałacu. Patrycjusz chodzi tam raz w tygodniu i kładzie na nim psiego chrupka.
— Vetinari?!
— Tak.
— Vetinari, opanowany, wyrachowany i pozbawiony serca tyran? — zdumiała się Pucci.
— Istotnie.
— Okłamujesz swoją ukochaną słodką siostrzyczkę, tak?
— Możesz w to wierzyć, jeśli masz ochotę. — W głębi serca Cosmo nie posiadał się z radości. Uwielbiał widzieć na jej twarzy tę wściekłą minę rozgniewanego kurczaka.
— Taka informacja warta jest sporo pieniędzy — stwierdziła.
— Oczywiście. Przekazuję ci ją dlatego, że jest bezużyteczna, jeśli nie wiesz, dokąd chodzi, o której i w jaki dzień tygodnia. Może się okazać, ukochana słodka Pucci, że ta moja obsesja ma w rzeczywistości istotne zastosowania praktyczne. Obserwuję, studiuję i się uczę. I wierzę, że Moista von Lipwiga i Vetinariego łączy jakiś niebezpieczny sekret, który może nawet…
— Ale ty się wtrąciłeś i zaproponowałeś Lipwigowi łapówkę!
Trzeba przyznać, że łatwo było zwierzać się Pucci, ponieważ nigdy nie chciało jej się słuchać. Wykorzystywała ten czas, by wymyślać, co powie za chwilę.
— Śmiesznie niską. A także groźbę. On teraz uważa, że wie o mnie wszystko. — Cosmo nie próbował nawet udawać, że nie jest z siebie dumny. — I że ja nic o nim nie wiem, co jest nawet bardziej interesujące. Jakim cudem pojawił się nagle znikąd i od razu uzyskał jedno z najwyższych stanowisk w…
— Co to takiego, do demona? — spytała Pucci, której straszliwą ciekawość ograniczał okres skupienia uwagi małego kotka. Teraz wskazywała niewielką dioramę przed oknem.
— To? Och…
— Wygląda jak taka ozdobna gablota! Zabawkowe miasto? O co tu chodzi? Wytłumacz mi natychmiast!
Cosmo westchnął. To nie tak, że nie lubił swojej siostry — to znaczy bardziej niż wynikało z tej naturalnej niechęci, jaką wszyscy Lavishowie odczuwali wobec siebie nawzajem — ale trudno było polubić ten głośny, nosowy, wiecznie zirytowany głos, który wszystko, czego Pucci nie rozumiała od razu — to znaczy praktycznie wszystko — traktował jak osobistą obrazę.
— To próba uzyskania, poprzez modele redukcyjne, widoku zbliżonego do tego, jaki roztacza się przed oknem Podłużnego Gabinetu lorda Vetinariego — wyjaśnił. — Pomaga mi się skupić.
— Wariactwo! Jakie psie chrupki?
Po ścieżkach zrozumienia Pucci informacje wędrowały z różnymi prędkościami. To pewnie przez te włosy, uznał Cosmo.
— Mniamki Tracklementa — odparł. — Te w kształcie kości, które robią w pięciu różnych kolorach. Ale nigdy nie zostawia żółtego, ponieważ Wuffles ich nie lubił.
— A wiesz? Mówią, że Vetinari jest wampirem. — Pucci jak zwykle przeskakiwała z tematu na temat.
— Wierzysz w to?
— Bo jest wysoki i ubiera się na czarno? Myślę, że trzeba czegoś więcej!
— Jest też tajemniczy i wyrachowany?
— Ty przecież nie wierzysz, prawda?
— Nie, ale nawet gdyby, nie robiłoby to specjalnej różnicy, prawda? Są jednak inni ludzie, mający groźniejsze tajemnice. Dla nich groźniejsze.
— Pan Lipwig?
— Może być jednym z nich, rzeczywiście.
Oczy Pucci błysnęły.
— Wiesz coś, tak?
— Niezupełnie, ale wiem, gdzie może się znajdować coś, co warto wiedzieć.
— Gdzie?
— Naprawdę chcesz się dowiedzieć?
— Oczywiście!
— No cóż, nie mam najmniejszego zamiaru ci mówić — oświadczył Cosmo z uśmiechem. — Nie pozwól mi cię zatrzymywać! — dodał, gdy Pucci wyszła wściekła.
Nie pozwól cię zatrzymywać… Cóż za wspaniałą frazę wymyślił Vetinari. To brzmienie podwójnego znaczenia wzbudzało drgnienia niepokoju nawet w najbardziej niewinnych umysłach. Ten człowiek odkrywał metody bezkrwawej tyranii, które salę tortur czyniły śmieszną.
Co za geniusz! I tą drogą, gdyby nie uniesienie brwi, już by szedł Cosmo Lavish.
Będzie musiał jakoś nadrobić ograniczenia okrutnej natury. Tajemniczy pan Lipwig jest kluczem do Vetinariego, a kluczem do Lipwiga…
Czas już na rozmowę z panem Bentem.
Rozdział piąty
Gdzie można wypróbować bankowy pomysł? Nie w banku, to jasne. Trzeba go testować tam, gdzie ludzie poświęcają pieniądzom więcej uwagi, gdzie żonglują swoimi finansami w świecie bezustannego ryzyka, gdzie podejmowane w ułamku sekundy decyzje określają różnicę między tryumfalnym zyskiem a haniebną stratą. Generycznie nazywa się to realnym światem, ale jedną z zastrzeżonych nazw jest „ulica Dziesiątego Jajka”.
Sklep Boffo przy ulicy Dziesiątego Jajka, najlepsze kostiumy i sztuczki, własność J. Prousta, był rajem dla każdego, kto uważał, że proszek na pierdzenie to ostatnie słowo w dziedzinie humoru, którym — pod wieloma względami — jest. Uwagę Moista zwrócił jednak jako źródło materiałów na przebrania oraz innych użytecznych rzeczy.