Выбрать главу

— Nie ma powodów, żeby tak histeryzować!

— Owszem, są. Nie ma powodów do zachowywania spokoju!

— Tak, ale przecież właśnie w takich sytuacjach żyjesz naprawdę! Wtedy twój mózg najlepiej działa. Zawsze znajdujesz wyjście, tak?

Nic nie można było poradzić na taką kobietę. Zwyczajnie zmieniała się w młot i człowiek wpadał prosto na nią.

Na szczęście…

Dotarli do uniwersytetu, znaleźli się w Głównym Holu i wyrosła nad nimi groźna figura Alberta Malicha, założyciela. Miała na głowie nocnik. Sprawiło to pewien kłopot gołębiowi, który — zgodnie z rodzinną tradycją — spędzał większość czasu na głowie Alberta, a teraz na własnej głowie nosił miniaturową wersję tego samego glinianego naczynia.

Znowu juwenalia, pomyślał Moist. Ech, studenci… Można ich kochać albo nienawidzić, ale nie wolno walić łopatą po głowach…

— Wiesz co? Golemy czy nie, może zjemy dziś razem kolację, tylko ty i ja, w bankowym apartamencie? Aimsbury będzie zachwycony. Nieczęsto ma okazję gotować dla ludzi i na pewno poprawi mu to samopoczucie. Przygotuje wszystko, czego zażądasz. Jestem pewien.

Adora Belle spojrzała na niego z ukosa.

— Tak pomyślałam, że zaproponujesz coś takiego — stwierdziła. — Dlatego zamówiłam barani łeb. Był uradowany.

— Barani łeb? — powtórzył zniechęcony Moist. — Wiesz przecież, że nie znoszę jedzenia, które na mnie patrzy. Nawet szprotce nie potrafię spojrzeć w oczy.

— Obiecał, że da mu opaskę.

— No świetnie…

— Moja babcia robiła doskonały barani łeb w galarecie. Wiesz, trzeba wziąć świńskie raciczki, żeby zagęścić wywar, a kiedy wystygnie…

— Czasami występuje coś takiego jak nadmiar informacji — przerwał jej Moist. — Czyli jesteśmy umówieni. A teraz chodź, porozmawiamy z twoim martwym magiem. Powinno ci się spodobać. Na pewno będą tam czaszki.

Były czaszki. Były czarne kotary. Były wyrysowane na podłodze skomplikowane symbole. Były smużki dymu z czarnych kadzielnic. A pośrodku tego wszystkiego stał kierownik Katedry Komunikacji Post Mortem w przerażającej masce i majstrował przy świecy.

Przerwał, kiedy usłyszał, jak wchodzą, i wyprostował się pospiesznie.

— Och, jesteście wcześniej — powiedział głosem tłumionym trochę przez kły. — Przepraszam. To te świece… Powinny być z taniego łoju, żeby dawały odpowiednio czarny dym, ale ciągle dostaję woskowe. Tłumaczę, że samo kapanie nie wystarczy, potrzebuję gryzącego dymu, a raczej oni potrzebują. Przepraszam… Jestem John Hicks, szef katedry. Myślak mówił mi o was.

Zdjął maskę i wyciągnął rękę. Wyglądał, jakby próbował — wzorem wszystkich szanujących się nekromantów — zapuścić kozią bródkę, ale ze względu na jakiś zasadniczy niedostatek złośliwości charakteru, wyrosła mu trochę barania. Po kilku sekundach zrozumiał, na co tak patrzą, i ściągnął z ręki sztuczną gumową dłoń z czarnymi szponami.

— Wydawało mi się, że nekromancja jest zakazana — odezwał się Moist.

— Och, my tutaj nie zajmujemy się nekromancją — zapewnił Hicks. — Skąd ten pomysł?

Moist rozejrzał się znacząco i wzruszył ramionami.

— No więc pierwszy raz przyszedł mi chyba do głowy, kiedy zauważyłem, że na drzwiach łuszczy się farba, przez co można zobaczyć rysunek czaszki i litery NEKR…

— Och, to stara historia, bardzo stara — zapewnił Hicks nerwowo. — Jesteśmy Katedrą Komunikacji Post Mortem. Siła dla dobra, rozumiecie. Przeciwnie niż nekromancja, która jest bardzo złą formą magii, uprawianej przez złych magów.

— A że nie jesteście złymi magami, więc tego, co robicie, nie można nazwać nekromancją?

— No właśnie!

— A tego, no… co określa złego maga? — spytała Adora Belle.

— No cóż, zajmowanie się nekromancją byłoby stanowczo na szczycie listy.

— A może pan nam przypomnieć, co chcemy tutaj zrobić?

— Zamierzamy porozmawiać ze zmarłym profesorem Fleadem — wyjaśnił Hicks.

— Który jest martwy, tak?

— Zdecydowanie tak. Bardzo stanowczo martwy.

— Czy nie jest to troszeczkę podobne do nekromancji?

— Ale widzicie, nekromancja wymaga czaszek, kości i ogólnego nekropolitalnego nastroju — oświadczył doktor Hicks. Spojrzał na ich miny. — Och, widzę, co sobie teraz myślicie. — Parsknął lekkim śmieszkiem, który jednak pruł się na krawędziach. — Ale nie dajcie się zwieść pozorom. Ja tego wszystkiego nie potrzebuję. Natomiast profesor Flead owszem. Jest raczej tradycjonalistą i nie wyszedłby ze swojej urny dla niczego poniżej pełnego Rytuału Dusz, kompletnego, łącznie ze Straszliwą Maską Przywołania.

Brzdęknął groźnym kłem.

— A to właśnie jest Straszliwa Maska Przywołania — domyślił się Moist.

Mag wahał się przez moment, nim przyznał:

— Oczywiście.

— Bo wygląda całkiem jak maska Przerażającego Czarnoksiężnika, jakie sprzedają w sklepie Boffo przy Dziesiątego Jajka. Zawsze uważałem, że za pięć dolarów to prawdziwa okazja.

— Ja, ehm… sądzę, że się pan pomylił — rzekł Hicks.

— Nie wydaje mi się — odparł Moist. — Zostawił pan etykietę.

— Gdzie? Gdzie? — Wcale-Nie-Nekromanta-Skąd chwycił maskę i zaczął obracać ją w dłoniach, szukając…

Zauważył uśmiech Moista i przewrócił oczami.

— No dobrze, zgadł pan — mruknął. — Prawdziwą gdzieś zgubiliśmy. Wszystko tutaj ginie, normalnie trudno uwierzyć. Nie sprzątają porządnie po zaklęciach. Czy na korytarzu była taka wielka kałamarnica?

— Teraz nie — uspokoiła go Adora Belle.

— A właściwie jaka jest przyczyna tej kałamarnicy? — spytał Moist.

— Och, chętnie wam opowiem o kałamarnicy! — zawołał Hicks.

— Tak?

— Nie chcecie o niej wiedzieć!

— Nie chcemy?

— Możecie mi wierzyć. Na pewno jej tam nie było?

— Coś takiego raczej trudno przeoczyć — stwierdziła Adora Belle.

— To może mamy szczęście i się w końcu wyczerpało. — Hicks odetchnął z ulgą. — To się naprawdę robi nie do wytrzymania. W zeszłym tygodniu wszystko w mojej kartotece ułożyło się pod W. Nikt nie wie dlaczego.

— Ale pan miał nam opowiedzieć o czaszkach — przypomniała Adora Belle.

— Wszystkie sztuczne — stwierdził krótko Hicks.

— Co takiego?! — zabrzmiał z mrocznego kąta oschły, zgrzytliwy głos.

— Oprócz Charliego, oczywiście — poprawił się nerwowo Hicks. — Jest z nami od wieków…

— Jestem podporą tej katedry — oznajmił głos z pewną dumą.

— Słuchajcie, może zaczniemy? — zaproponował Hicks, grzebiąc w czarnym worku. — Na haczyku przy drzwiach znajdziecie parę czarnych szat z kapturami. To tylko na pokaz, naturalnie, ale w nee… w komunikacji post mortem liczy się przede wszystkim teatr. Większość tych, z którymi się komunikujemy, to magowie, a oni, szczerze mówiąc, nie lubią zmian.

— Ale nie będziemy tu robić niczego… upiornego, prawda? — upewniła się Adora Belle, zerkając z powątpiewaniem na czarną szatę.

— Poza rozmową z kimś, kto nie żyje od trzystu lat — dodał Moist.

Nie czuł się swobodnie w obecności czaszek. Ludzie są genetycznie zaprogramowani, by w takiej sytuacji nie czuć się dobrze, już od czasów małp, ponieważ: a) to, co zmieniło tę czaszkę w czaszkę, może nadal gdzieś tu być, więc należałoby biec na drzewo, ale szybko, oraz b) czaszki wyglądają, jakby się z patrzącego naśmiewały.