Выбрать главу
* * *

Posępna muzyka organowa wypełniła pokój Katedry Komunikacji Post Mortem. Moist zgadywał, że służy tworzeniu atmosfery, choć właściwy nastrój łatwiej byłoby osiągnąć utworem innym niż „Sonata i fuga na kogoś, kto ma problemy z pedałami”.

Kiedy ostatnia nuta zmarła w ciężkich cierpieniach, Hicks obrócił się na stołku i uniósł maskę.

— Przepraszam za to, czasami mam naprawdę dwie lewe nogi. Czy moglibyście zaśpiewać coś monotonnie, kiedy ja zajmę się mistycznym wymachiwaniem? Słowami się nie przejmujcie. Zdaje się, że skuteczne jest wszystko, co brzmi odpowiednio grobowo.

Maszerując wkoło i intonując rozmaite warianty „uuum!” i „łaał!”, Moist zastanawiał się, ilu bankierów popołudniami przywołuje umarłych. Prawdopodobnie niezbyt znacząca liczba. Na pewno on także nie powinien się tym zajmować. Powinien żyć w świecie finansjery, powinien robić pieniądze. Owls… Clamp pewnie skończył już projekt i jutro będzie mógł wziąć do ręki pierwszy banknot! Jest jeszcze ten przeklęty Cribbins, który mógł przecież rozmawiać z każdym. Owszem, typ miał listę przestępstw długą jak czerwony dywan w korytarzu, ale miasto funkcjonowało w oparciu o alianse. Jeśli Cribbins spotka się z Lavishami, to życie Moista rozplącze się wstecz aż do szafotu…

— Za moich czasów staraliśmy się przynajmniej znaleźć porządną maskę — zabrzmiał starczy głos. — Zaraz, czy tamto to kobieta?

W kręgu pojawiła się jakaś postać — bez zgiełku ani zamieszania, jeśli nie liczyć zrzędzenia. Pod każdym względem była wizją prawdziwego maga — w długiej szacie, szpiczastym kapeluszu, brodatego i w poważnym wieku — z dodatkiem efektu srebrzystej monochromatyczności oraz lekkiej przejrzystości.

— Ach, profesor Flead — powiedział Hicks. — Miło, że pan do nas dołączył.

— Wiesz, że sam mnie tu ściągnąłeś, zresztą nie miałem nic innego do roboty — odparł Flead. Odwrócił się do Adory Belle i jego głos stał się niczym syrop. — Jak się nazywasz, moja droga?

— Adora Belle Dearheart.

Nuta ostrzeżenia została przez Fleada zignorowana.

— Prześlicznie — stwierdził, uśmiechając się bezzębnie. Niestety, wskutek tego cienkie nitki śliny zawibrowały w jego ustach niczym sieć bardzo starego pająka. — A uwierzysz mi, jeśli powiem, że jesteś uderzająco podobna do mojej ukochanej konkubiny Fenti, która zmarła ponad trzysta lat temu? Podobieństwo jest zadziwiające!

— Powiedziałabym, że to nieudolna zaczepka — stwierdziła krótko Adora Belle.

— Och, cóż za cynizm… — westchnął zmarły Flead. Po czym zwrócił się do szefa Katedry Komunikacji Post Mortem. — Jeśli nie liczyć cudownego śpiewu tej damy, cała reszta była zwykłą fuszerką, Hicks — rzekł surowo.

Spróbował poklepać dłoń Adory Belle, ale jego palce przeniknęły przez ciało.

— Przykro mi, profesorze, lecz ostatnio nie mamy funduszy — tłumaczył się Hicks.

— Wiem, wiem. Zawsze tak było, doktorze. Nawet za moich dni, jeśli człowiek potrzebował trupa, musiał sam go sobie znaleźć. A jeśli nie mógł znaleźć, to zwyczajnie musiał takiego zrobić! Wszystko jest teraz takie miłe, takie… ugrzecznione! Jasne, świeże jajko technicznie wystarcza, ale przecież styl też jest ważny. Słyszałem, że zrobili ostatnio machinę, która potrafi myśleć, ale oczywiście Sztuki Piękne zawsze są ostatnie w kolejce! I w efekcie sprowadza mnie tutaj jeden ledwie kompetentny komunikator postmortemalny i dwie osoby z Centrum Jęków!

— Nekromancja jest sztuką piękną? — zdziwił się Moist.

— Nie ma piękniejszej, młody człowieku. Wystarczy, że popełnisz najdrobniejszy błąd, a duchy mściwych umarłych mogą przez uszy wedrzeć ci się do głowy i nosem wydmuchać mózg.

Oczy Moista i Adory Belle skierowały się na doktora Hicksa tak jak oczy łucznika ku tarczy. Hicks nerwowo zamachał rękami i samymi wargami odpowiedział bezgłośnie:

— Niezbyt często!

— Ale co tak piękna kobieta jak ty robi w takim miejscu, hmm? — spytał Flead, ponownie usiłując chwycić Adorę Belle za rękę.

— Próbuję przetłumaczyć tekst z umniańskiego — wyjaśniła. Uśmiechnęła się sztywno i mimowolnie wytarła dłoń o sukienkę…

— To w tych czasach pozwala się kobietom na takie rzeczy? Wspaniała zabawa! Najbardziej chyba żałuję tego, że kiedy jeszcze dysponowałem ciałem, nie pozwalałem mu spędzać dostatecznie długiego czasu w towarzystwie młodych dam…

Moist rozejrzał się, szukając czegoś w rodzaju hamulca bezpieczeństwa. Przecież muszą mieć coś takiego, choćby na wypadek tej nosowej eksplozji mózgu…

Dyskretnie podszedł do Hicksa.

— Za chwilę zrobi się tu bardzo groźnie — syknął.

— Wszystko w porządku — szepnął Hicks. — W każdej chwili mogę go odesłać do Strefy Śmierci.

— Jeśli ona się rozzłości, nie będzie to dość daleko! Raz widziałem, jak tym wysokim obcasem przebiła mężczyźnie stopę, a paliła wtedy papierosa. Tutaj nie zapaliła już od ponad piętnastu minut, więc trudno przewidzieć, do czego się posunie.

Ale Adora Belle wyjęła z torby rękę golema i profesor Flead zamigotał od pokusy większej niż romans. Żądza pojawia się w wielu odmianach.

Podniósł rękę — co było drugim zaskakującym zjawiskiem. Dopiero po chwili Moist zrozumiał, że znalezisko nadal leży u stóp Fleada, a on trzyma w dłoniach perłowe, przejrzyste widmo.

— Aha… Fragment umniańskiego golema — stwierdził. — W złym stanie. Niezwykle rzadki. Prawdopodobnie wydobyty w regionie Um, tak?

— Możliwe — odpowiedziała Adora Belle.

— Hmm… Możliwe, tak? — Flead obracał w dłoniach widmowe ramię. — Spójrzcie, jakie cienkie są ścianki! Lekkie jak piórko, ale mocne jak stal, dopóki wewnątrz płonął ogień! Od tego czasu nie powstało nic, co mogłoby im dorównać.

— Może wiem, gdzie takie ognie wciąż płoną…

— Po sześćdziesięciu tysiącach lat? Nie sądzę, panienko!

— A ja sądzę.

Potrafiła mówić takie rzeczy takim tonem, a wszyscy się za nią odwracali. Emanowała absolutną pewnością. Moist przez lata ciężko pracował, by nauczyć się tak mówić.

— Chcesz powiedzieć, że umniański golem przetrwał? — zdziwił się Flead.

— Tak. Myślę, że nawet cztery.

— Potrafią śpiewać?

— Przynajmniej jeden potrafi.

— Oddałbym wszystko, żeby przed śmiercią zobaczyć takiego golema… — westchnął Flead.

— Ehm… — zaczął Moist.

— To takie powiedzenie, tylko takie powiedzenie. — Flead z irytacją machnął ręką.

— Myślę, że można to zorganizować — obiecała Adora Belle. — Tymczasem udało nam się dokonać transkrypcji jego pieśni na fonetyczne runy Boddely’ego.

Wyjęła z torby niewielki zwój. Flead wyciągnął rękę i w jego dłoniach znowu pojawił się opalizujący duch pergaminu.

— Wygląda na bełkot — stwierdził, kiedy się przyjrzał. — Choć muszę zaznaczyć, że umniański zawsze tak wygląda na pierwszy rzut oka. Potrzebuję czasu, żeby nad tym popracować. Umniański jest językiem całkowicie kontekstowym. Widziałaś te golemy?

— Nie, nasz tunel się zawalił. W tej chwili nie możemy się nawet porozumieć z tymi, które prowadziły wykopaliska. Słona woda źle przewodzi ich pieśń. Ale podejrzewamy, że to… niezwykłe golemy.

— Prawdopodobnie złote — rzucił Flead.

Te słowa pozostawiły po sobie pełną zadumy ciszę.

A potem Adora Belle powiedziała:

— Och…

Moist zamknął oczy. Po wewnętrznej stronie powiek lśniące rezerwy złota Ankh-Morpork wędrowały powoli w górę i w dół.