Wchodził na teren, który nie był przeznaczony dla niego?
Trudno. Wierzył w pierwszą myśl, jaka mu przyszła do głowy. Niespokojnie spoglądał na pochodnię, lecz sprawiała wrażenie, że jeszcze trochę mu poświeci.
Od tej chwili był całkowicie pewien, iż znajduje się poniżej powierzchni bagnisk i jest w drodze do jednej z podziemnych ścian dawnego wulkanu. Przez cały czas jego droga mniej lub bardziej wiodła w dół. Poza tym raz zeskoczył na niższy poziom.
Pragnął, by nie znana istota ukazała się ponownie, ale nie doczekał się tego.
Natomiast Dolg zaczął się powoli domyślać, na czym ma polegać jego tajemnicze zadanie.
Było słowo na oznaczenie tego…
Cóż, najpierw chciał zobaczyć, czy będzie w stanie je wykonać.
W korytarzu, który wskazała mu zjawa, nie musiał posuwać się po omacku. Nie wiedział, gdzie się podział jego przewodnik, było tu mnóstwo różnych przejść, ale dla niego zadanie było oczywiste. Wszystko wskazywało na to, że Dolg zbliża się do celu.
Chłopiec zdawał sobie sprawę z tego, że innemu człowiekowi nie poszłoby to tak gładko jak jemu. Ta nieznana istota, która przyprawiła go o szalone bicie serca, poumieszczała niezdarne i wzruszające, ale bardzo skuteczne ostrzeżenia wszędzie tam, gdzie Dolgowi mogło grozić niebezpieczeństwo. Jeśli na przykład nadepnął na specjalny kamień, który właśnie mijał, została wprawiona w ruch jakaś broń. Ale Dolg widział jedynie czubek broni wbijający się w skalną szczelinę. Zdążył się zorientować, że to strzała z jakiegoś metalu, choć nie wiedział z jakiego. I nie zamierzał tego sprawdzać.
Przy tym kamieniu istota zdołała położyć liść. To wystarczyło, by zwrócić uwagę Dolga. W korytarzu znajdowało się wiele takich suchych liści i Dolg uważał, żeby na nie nie nadepnąć. Nie chciał wiedzieć, przed czym go ostrzegają.
Przez cały czas starał się iść ku końcowi korytarza. Przypuszczał, że tam znajduje się kres jego wędrówki, cel, dla którego tutaj przyszedł. Korytarz zamykał dość duży, okrągły kamień, mniej więcej wysokości Dolga.
Zza kamienia sączyło się słabe, niebieskawe światło.
Czy to znowu błędne ogniki?
Nie, zdawało mu się, że kolor tego światła ma nieco inny odcień.
Tym razem znajdował się w końcowym punkcie, co do tego nie mogło być wątpliwości. Serce chłopca biło tak, że o mało nie rozsadziło piersi, czuł pulsowanie w całym ciele, na szyi, w głowie, w rękach, kolana się pod nim uginały. W ustach zaschło mu do tego stopnia, że bał się, iż już nie zdoła oderwać języka od podniebienia.
Ale jeśli to krypta grobowa? Czy starczy mu sił, by tam wejść? Sam?
Jednak musiał. Teraz już nie było odwrotu.
Tatuś… Muszę pomóc tacie.
Dolg czuł, że ze strachu za chwilę zacznie płakać. Przygoda może być zabawna, kiedy się ją przeżywa z innymi, tak że można się nawzajem wspierać. Ale nie w ten sposób, głęboko pod ziemią nie wiedząc zupełnie, o co w tym wszystkim chodzi, nie mogąc przekazać wiadomości nawet najbliższym, gdzie mały Dolg się znajduje. Tak, bo teraz czuł się naprawdę mały i bezradny.
– Pomóżcie mi – powiedział cicho.
Z wahaniem dotknął kamienia. Potem odłożył na bok pochodnię i ujął głaz obiema rękami. Pociągnął mocno ku sobie.
Kamień lekko drgnął. Dolg popatrzył na swoje drobne ręce i zapragnął mieć teraz nieposkromioną energię i siłę pięści swego młodszego brata Villemanna. Villemann nie bał się niczego. Nawet rzeczy i zjawisk, których nie znał. Dolg zawsze był bardziej opanowany, skupiony. i ostrożny. Znakami rozpoznawczymi Dolga były łagodność i smutek. Dolg był marzycielem.
Ale teraz sytuacja wymagała zdecydowanego działania. Dolg nie znał swej siły fizycznej, ale teraz musiał ją wypróbować.
Chwycił głaz tak mocno, jak tylko mógł. Był przecież zaledwie dwunastolatkiem, a tu potrzeba było chyba kilku rosłych mężczyzn.
Kamień się poruszył. Zachęcony Dolg szarpnął jeszcze raz i odskoczył w tył.
Kamień potoczył mu się pod nogi i o mało nie zgasił pochodni. Chłopiec w ostatniej chwili zdołał pochwycić palący się jeszcze kawałek drewna.
Otwór był wolny.
Dolg zamknął oczy i przełknął ślinę. Następnie otworzył oczy i postanowił, że się odważy. Przeszedł przez otwór i znalazł się w niewielkim pomieszczeniu, była to naturalna grota w górze pochodzenia wulkanicznego.
Znajdowała się tam tylko jedna jedyna rzecz: kamienny słupek pośrodku izby. A na samym czubku, tak wysoko, że Dolg wyciągniętymi rękami ledwie mógł jej dotknąć, spoczywała kula. Promiennie niebieska, przezroczysta kula albo, dokładniej mówiąc, kamień.
To błękitne, mieniące się światło sączyło się przez maleńki otworek w skalnej ścianie. Brzask wczesnego poranka padał wprost na kulę i odbijał się od niej migotliwie.
Dolg wstrzymał oddech i stał bez ruchu. W domu widział naszyjnik z szafirami. Ten kamień tutaj to szafir nieprawdopodobnej wprost wielkości, pięknie szlifowany. Ani jedna najmniejsza plamka nie skaziła jego urody.
W głowie chłopca pojawiła się pewna myśl, a właściwie wspomnienie. Co to powiedział cesarz, brat babci Theresy?
„Niedokładnie zapamiętałaś, Thereso. To było o wiele więcej. Oni mieli nie tylko złote słońce, mieli także dwie kule! Jedną czerwoną i jedną niebieską!” „To prawda”, przypomniała sobie babcia. „Ale czy to były kule? A może kamienie?”
Kule albo kamienie… Oboje mieli rację. To musi być największy szafir na świecie. Dolg zdawał sobie sprawę, że nie potrafi go ukryć, nawet gdyby go ujął w obie ręce. Nie tylko on, ale i dorosły mężczyzna by tego nie zrobił.
Kamień był tak niewypowiedzianie piękny na swoim postumencie. Jego uroda nie robiła jednak zbyt wielkiego wrażenia na Dolgu. Coś całkiem innego sprawiało, że czuł mrowienie na skórze.
Znalazł oto od dawna poszukiwane połączenie pomiędzy Zakonem Świętego Słońca a baśnią o morzu, które nie istnieje!
Rozdział 10
Dolg długo stał, nie mogąc się zdecydować, czy wolno mu dotknąć takiej świętości.
Na tym jednak przecież polegało jego zadanie: miał przynieść kamień.
To oczywiste, że dla ludzi, którzy ukryli go w tym niedostępnym miejscu, kamień był świętością. I zrozumiale, że trwali w przekonaniu, iż klejnot posiada wyjątkowe właściwości. Ale długa jest droga od przesądów i wiary w tak zwane kamienie szczęścia do rzeczywistości i do tego, by naprawdę posiadały wyjątkową moc i magiczną energię.
Wiedział na przykład, że pewien kryształ górski jest w stanie wzmocnić siły człowieka, przekazać mu specjalne wibracje. Wiedział też, że istnieje cała dziedzina wiedzy na temat, jak różne kamienie mogą wzmacniać lub ochraniać człowieka, ale szczegółów znal niewiele. Nie zajmował się bliżej tym zagadnieniem, a już zwłaszcza o szafirach nie wiedział nic.
Cóż, ten szafir z pewnością jest wyjątkowy. Ma większe zdolności, niż szlachetne kamienie zazwyczaj miewają. W każdym razie ktoś, kto go tutaj umieścił, na pewno tak sądził.
Jednej właściwości Dolg się domyślał, nie było to specjalnie trudne, można było przypuszczać, że chodzi o uwolnienie. Uwolnienie zaczarowanych dusz.
Dolg wyciągnął ręce w górę i szepnął spontanicznie:
– Wybacz mi, jeśli zrobię teraz coś niewłaściwego. – Następnie objął oburącz stojącą na postumencie przezroczystą, mieniącą się niebieskim blaskiem kulę. – Bądź tak dobry, nie zabijaj mnie!
Jeśli oczekiwał, że stanie się coś dramatycznego, kiedy jego ręce dotkną kuli albo ruszą ją z miejsca, którym trwała, to się mylił. Nie wydarzyło się nic złego, wszystko dokonało się w ciszy i spokoju. Zdawało mu się nawet, że słyszy coś jakby pełen smutku szum, idący ku niemu nie wiadomo skąd. Ale to tylko przywidzenie, wywołane pewnie uroczystym nastrojem chwili.