Mara wydała z siebie okropny, głuchy krzyk i rzuciła się na Dolga. Znalazła się tak blisko, że chłopiec poczuł mdły odór zgnilizny. Pospiesznie odskoczył i zapytał Cienia, dlaczego ten upiór tak się boi słuchać o swoich przestępstwach.
Zaraz potem usłyszał głos Cienia.
– To dlatego, że szafir służy dobremu. Jest to święty kamień, kamień książąt Kościoła. Wspiera miłość, wiarę i przyjaźń, pomaga współczuciu, lecz przeciwdziała wszelkiemu złu. Dlatego Tomas de Torquemada nie chce, by jego straszne postępki wyszły na jaw. Bo wtedy kamień nigdy nie będzie należał do niego.
– Jedyne, co z tego można odnieść do Torquemady, to tylko to, że był księciem Kościoła, prawda?
– Tak, ale ten tytuł nie zawsze oznacza dobro. A teraz słuchaj!
Dolg przyjmował wiadomości przekazywane przez Cienia i powtarzał je głośno:
– Co najmniej dwa tysiące heretyków zostało przez was skazanych na śmierć, tortury i spalenie żywcem. Jeszcze więcej otrzymało równie straszne kary. Zachowali co prawda życie, ale byli dręczeni ponad wszelkie wy – obrażenie. Czy chcecie teraz posłuchać, jakie to metody były stosowane z waszego rozkazu?
Chłopiec znowu odskoczył, by uniknąć kolejnego ataku. Wyglądało na to, że wielki mistrz w swojej obecnej postaci nie jest specjalnie szybki w działaniu. Nietrudno było mu umknąć.
– Kiedy uznaliście, że więzień jest winien herezji, był on rozbierany i przywiązywany do stołu tortur. Ponownie wymuszano na nim przyznanie się do winy, w imię miłosierdzia Pańskiego, bo nikt nie chce patrzeć, jak cierpi, twierdzili wasi pomocnicy, którzy byli takimi samy mi nędznikami, jak wy. (Te ostatnie słowa wywołały kolejny ryk Torquemady). Jeśli nieszczęśnik w dalszym ciągu odmawiał przyznania się do winy, to na przykład wieszano go za związane na plecach ręce. Żeby bolało go jeszcze bardziej, od czasu do czasu potrząsano liną, na której wisiał. Kiedy indziej przywiązywano ofiarę do drabiny, głową w dół. Wpychano jej w usta szmatę, którą polewano wodą, Kiedy ciecz spływała do gardła i wciskała szmatę do przełyku, nieszczęśnik dostawał potwornych torsji i, bliski uduszenia, szamotał się rozpaczliwie, w wyniku czego mocno naciągnięte liny wrzynały się w ciało i… Nie, Cieniu, ja nie chcę już więcej słuchać o potwornościach tego tchórzliwego szczura.
Dolg szlochał. Był chory od tych wszystkich okropnych wizji, które Cień wywoływał w jego myślach.
– A najgorsze było to, że ten nędznik mówił ludziom, którzy nie akceptowali jego metod, że nie ma nic ważniejszego, jak służyć Panu.
– To prawda – wysyczał ochrypły głos wielkiego inkwizytora. – Wszystko to robiłem na chwalę Pana i w dniu sądu zostanę wezwany i posadzony po Jego prawicy!
– Wątpię – prychnął Dolg. – Ale kara spotkała was już za życia. Odwołano was z najwyższego stanowiska, pozbawiono również innych godności państwowych oraz tytułu biskupa. Zachowaliście jedynie tytuł wielkiego inkwizytora. Dali wam pięćdziesięciu konnych rycerzy i setkę piechurów, by odprowadzili was z powrotem do klasztoru świętego Tomasza w Segowii. Bo teraz wasza wrodzona podejrzliwość ujawniła się z największą siłą. Baliście się nieustannie, że was otrują. Wy, ważny człowiek Kościoła, żyliście w przesądach i zabobonie. Nigdy nie usiedliście do posiłku nie mając w ręce, dla ochrony przed trucizną, rogu jednorożca lub języka skropiona. Zmarliście w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat, więc musieliście przeżyć wiele lat w strachu i przerażeniu. W pełni na to zasłużyłeś, ty mały, podły gadzie!
Dolg był tak wstrząśnięty, że ostatnie słowa wykrzyczał, dławiony szlochem.
Doszedł do niego przeciągły, daleki ryk. Kiedy przetarł oczy, zobaczył, że z upiorem, który niegdyś był wielkim mistrzem, dzieje się coś bardzo złego. W momencie gdy wstrząśnięty do głębi chłopiec był niemal bezbronny, tamten próbował go zaatakować, ale wtedy rzuciły się nań błędne ogniki. Wokół mary zaroiło się od małych, niebieskich płomyków. Pełzły w stronę głowy, aż go dosłownie oblepiły. Wszystko to działo się niebezpiecznie blisko krawędzi bagna i Dolg zrozumiał, że oskarżenia osłabiły starego despotę tak, iż nie był już w stanie stawiać oporu.
Światełka elfów powlokły go na bagno i utopiły; jedyne, co Dolg zobaczył, to szara, przezroczysta ręka, wystająca ponad powierzchnię błota. Tylko tyle zostało z upiora, który kiedyś był wielkim inkwizytorem. Ręka nie zdążyła się pogrążyć w błocie, bo szybciej rozwiała się w nicość.
Dolg osunął się bez sił na trawę. Skulony szlochał rozpaczliwie jak małe dziecko, którym przecież mimo wszystko był.
– Mój chłopcze – usłyszał głos Cienia. – Ranek mija, a wielu wciąż czeka na zbawienie.
Dolg wyczyścił nos, otarł oczy i podniósł się niepewnie.
– Zapomniałem o najważniejszym – powiedział z drżeniem.
– Nie sądzę. Co masz na myśli?
– Zapomniałem tego przeklętego diabła zapytać o Zakon Świętego Słońca. On był przecież jego wielkim mistrzem.
– Nie przypuszczam, by się na tym stanowisku jakoś wyróżniał. Miał pod dostatkiem zajęcia z zagarnianiem cudzych majątków i złota oraz chronieniem swojej nędznej osoby, by nikt mu nie zrobił krzywdy.
– Tak, ale może mógłby mi odpowiedzieć, dlaczego wszyscy tak pragną zdobyć wiadomości o Słońcu. Czego w gruncie rzeczy poszukują?
Cień milczał.
Dolg nie ustępował.
– A czy ty nie mógłbyś znaleźć w księdze świata, czy jak się tam ona nazywa? Księga wieku świata, prawda? Czy nie mógłbyś znaleźć czegoś więcej na temat ich tajemniczego zakonu rycerskiego?
– Nie, nie mógłbym. Wszystko, co dotyczy tego Zakonu, jest zamknięte na siedem magicznych pieczęci. Nikt nie może posiąść tej wiedzy.
Dolg w milczeniu pociągał nosem. Gdyby był nieco bardziej uważny, dotarłyby do niego z pewnością i chęć uniknięcia tego tematu, i udana obojętność w głosie Cienia.
Zastanowiłby się też może nad faktem, że przecież i Cień nosi na piersiach znak Słońca. A jako ktoś pochodzący z najdawniejszych czasów, powinien na temat Zakonu Świętego Słońca wiedzieć więcej niż wszyscy nowi wielcy mistrzowie razem wzięci.
Rozdział 14
– Jesteś teraz bardzo zmęczony – powiedział Cień. – Ale zaraz będziesz mógł odpocząć. Musisz się tylko pospieszyć i pomóc tamtym na bagnach. Jest ich wielu i bardzo się już niepokoją. W blasku słońca bledną, a mgła, która ich chroni, niebawem się rozproszy.
Niezwykła noc! Cudowny poranek!
Dolg odchrząknął.
– Tak, naturalnie. Musisz tylko stąd odejść, bo przecież nie chciałbyś się znaleźć w pobliżu tego roziskrzonego kamienia, prawda? Jak tylko się oddalisz, postaram się spełnić najskrytsze marzenia tych nieszczęśników na bagnach.
Z całej postaci Cienia biło patetyczne cierpienie, kiedy wycofywał się na bezpieczną odległość. Dolg westchnął, że nie może pomóc swemu wiernemu przyjacielowi, i wyjął z tornistra cudowny kamień. Ujął go oburącz i wyciągnął w stronę bagien.
– Drodzy moi przyjaciele… Dzięki wam za wszelką pomoc, jaką mi okazaliście! Gdybyście tylko jeszcze po raz ostatni pomogli mi przedostać się przez te podstępne bagna, to ów niebieski szafir zwróci wam wolność, do której od tak dawna tęsknicie.
Opuścił kulę i milczał. Nic się nie działo.
– Och, oczywiście. Przepraszam. Naprawdę zaczynam być zmęczony. – Z poczuciem winy ponownie uniósł kulę. – Proszę ów szlachetny kamień, by zwrócił wam wszystkim pierwotną postać. Już teraz. Ufam, że przeprowadzicie mnie bezpiecznie na drugą stronę.