– Z tym powinniśmy chyba zaczekać – odparł tamten.
– O, kochany wujku Cieniu, pozwól mi – prosiła Taran błagalnym głosem – Tylko troszkę. O, tyle, mogę?
– Później – zdecydował Cień. – Powinniśmy oszczędzać magiczną siłę kamienia dla waszego taty. A później zobaczymy, może będziesz mogła potrzymać. I schowaj go, Dolg, nareszcie. Nie igraj z ogniem!
– Tak, naturalnie – zgodził się chłopiec. – Przepraszam. Nie pomyślałem, że jesteś tak blisko. Piękny jest, prawda? – zwrócił się jeszcze Dolg do rodzeństwa i schował klejnot.
– Jeszcze piękniejszy jest dla mnie – westchnął Cień. – Jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
– O, patrzcie! – zawołał Villemann. – Jadą jacyś rycerze!
Nero zaczął warczeć, dzieci wstały. Tak byli wszyscy zajęci kamieniem, że nie zauważyli, iż spory oddział rycerzy w ciężkich, pobrzękujących hełmach na głowach jest tuż – tuż.
– To musi być brat Johannes – szepnął Dolg przestraszony. – On miał przyjechać tutaj później. Co robimy? Uciekamy?
– Na nic się to nie zda – rzekł Cień.
Rycerze podjechali do nich w pełnym kłusie i tak blisko, że kępki trawy spod końskich kopyt leciały dzieciom na głowy.
– Fu! – skrzywiła się Taran, wytrząsając trawę z włosów. – A cóż to za maniery?
Rycerz Johannes, potężnej budowy pan w paradnym jaskrawym ubraniu, patrzył na nią z surową miną.
Taran nie należała do osób, które łatwo się peszą.
– Niewiarygodne, ile błyskotek i ozdób ma na sobie ten człowiek! To właśnie o czymś takim babcia zwykła mówić, że to przesada… babcia jest siostrą cesarza – oznajmiła tonem starej malutkiej.
– Dobrze o tym wiemy! – ryknął brat Johannes i przestał się zajmować Taran. Zwrócił się w stronę Dolga.
Nero stanął z groźnie wyszczerzonymi zębami, by ochraniać dzieci, a Villemann, który bał się, że obcy mogą zrobić psu krzywdę, chwycił go za obrożę i trzymał przy sobie.
– A więc jesteście, moje dzieci – zaczął brat Johannes szorstkim głosem, który bez powodzenia starał się złagodzić. – Troje małych dzieci, całkiem samych na pustkowiu. Cicho bądź, bestio! Spotkałem dopiero co jednego z ludzi hrabiego Ottona i on opowiadał mi bardzo dziwne rzeczy.
Trójka dzieci przyglądała się z niechęcią, jak rycerz próbuje zsiąść z konia. Pozostałych pięciu czy sześciu jeźdźców również zeskoczyło z siodeł. Było oczywiste, ze żaden nie zauważył obecności Cienia. Dla nich stał się z pewnością niewidzialny, myślały dzieci.
– Zrobimy z nimi porządek od razu, panie Johannesie? – zapytał jeden z ludzi. Zwracał się do Johannesa przymilnym głosem i zaglądał mu w oczy.
Brat zakonny uniósł rękę w ostrzegawczym geście.
– Najpierw chcę otrzymać pewne wyjaśnienia – zwrócił się do Dolga. – Człowiek Ottona gadał o jakichś wielkich cudach, o szlachetnym kamieniu niespotykanej wielkości i o tym, że z ośmiu ludzi tylko on jeden przeżył. A podobno ty, chłopcze, bez najmniejszej szkody przeszedłeś przez bagna tam i z powrotem, chociaż tamci wszyscy się potopili?
– Tak było. Bardzo mi przykro, że tak wielu ludzi musiało stracić życie.
Taran, która stała ukryta za starszym bratem, ponownie wtrąciła się do rozmowy:
– Tak, mój brat jest bardzo zdolny. Sam jeden przeszedł przez te bagna, tam. Możecie je zobaczyć, jeśli zmrużycie oczy.
Pokazała ręką, a brat zakonny całkiem bezwiednie skierował wzrok w tamtą stronę, lecz, oczywiście, nie zobaczył żadnych bagien.
– Taran, pozwól, bym ja załatwił tę sprawę – mruknął Dolg.
A kiedy pan Johannes pochylił się, by zetrzeć z buta bryłkę błota, Dolg szepnął do Cienia:
– Co ja mam robić? Prosić kamień, by ich zabił? Nie sądzę, żeby się to udało, a poza tym nie chcę nikogo zabijać. Czy mógłbyś mi pomóc?
– Zastanów się. Ja nic nie mogę zrobić, ale czy pamiętasz, jaką siłę dało ci dotknięcie kamienia? Spróbuj jeszcze raz.
– Taran, nie stój tak blisko mnie – szepnął Dolg do siostry.
Władczy rycerz podszedł do niego. Wyciągnął rękę.
– Człowiek, którego spotkałem, mówił mi, że znalazłeś kamień, czyniący cuda. Daj mi go! O ile dobrze się domyślam, masz go w tornistrze. Oddaj mi razem z tornistrem!
– Tego nie mogę zrobić. Życie mojego ojca zależy od tego kamienia i…
– Daj mi, powiadam! A może wolisz, żeby moi ludzie poderżnęli ci gardło? No już, oddawaj!
– Zrób to – szepnęła Taran za jego plecami. – Cały tornister!
Cień zdawał się być z nią zgodny.
– Ale mój tata…
Dolg zrozumiał, że nie ma wyboru. Przewaga tamtego była zbyt wielka.
To znaczy, że wszystko było na próżno? Z głębokim westchnieniem, ze ściśniętym gardłem zdjął drogocenny tornister z ramienia, czując ciężar kamienia, i ze łzami w oczach oddał wszystko pyszałkowatemu rycerzowi Zakonu Świętego Słońca.
Tamten szarpnął tornister ku sobie z pożądliwym spojrzeniem. Jego ludzie byli gotowi wymordować dzieci, lecz Johannes jeszcze nie skończył.
– Zaraz, zaraz, poczekajcie! A w ogóle to zlikwidować należy tylko dwoje młodszych i psa. Najstarszego zabieram do mojego przyjaciela kardynała. Eminencja z pewnością chciałby chłopaka przesłuchać. Ma on na pewno wiele interesujących rzeczy do powiedzenia, tylko najpierw, młody człowieku… Co właściwie twoja rodzina o nas wie? Hm?
Dłonią w rękawicy ujął podbródek chłopca i zmusił go, by na niego spojrzał.
I właśnie wtedy Dolg uświadomił sobie, że posiada wielką siłę, którą uzyskał poprzez wielokrotne dotykanie kamienia. Pierworodny syn Tiril i Móriego miał wiele różnych talentów, które otrzymał już przy urodzeniu, a może nawet jeszcze przed urodzeniem. Ale dopiero ten szlachetny kamień nieznanego pochodzenia wydobył wszystkie jego zdolności, a także dodał nowe.
Dolg popatrzył rycerzowi prosto w oczy i powiedział czystym głosem:
– Panie Johannesie i wy wszyscy jego pomocnicy, co jest największym błogosławieństwem i największym przekleństwem człowieka? Jest to zdolność zapominania. I teraz wy wszyscy otrzymacie ode mnie ten dar. Będzie on przekleństwem dla was, a dla nas błogosławieństwem. Miło było was spotkać, moi panowie, i spędziliśmy kilka przyjemnych chwil na rozmowie, prawda? Nie pamiętacie już, dlaczego tutaj przybyliście? To nie szkodzi. Jedźcie teraz do domu w przekonaniu, że wykonaliście wszystko, co do was należało! Żegnajcie! I pozdrowienia dla wszystkich w domu!
Patrzył po kolei na ludzi rycerza. Uniesiona ręka Johannesa opadła, a on sam patrzył na chłopca oszołomiony. Potrząsnął głową, jakby chciał rozjaśnić myśli, ale nie bardzo mu się to udało.
Jego podkomendni opuścili broń, pokłonili się uprzejmie, jeden po drugim powtarzali, że to była wielka przyjemność spotkać po drodze takie miłe dzieci, ale teraz muszą już pośpiesznie wracać do domu. Wszystkiego najlepszego, dzieciaki! Duże rośnijcie!
Zawrócili konie i odjechali w swoją stronę z dudnieniem kopyt po twardej ziemi.
Dzieci czekały, aż jeźdźcy znikną za wzgórzami, a potem odetchnęły z ulgą. Dolg nie mówił nic. Stał jak skamieniały.
– Niepamięć – powtarzał Cień z przejęciem. – Niepamięć, to jedyne, co mogło nas uratować. Ich zresztą także. Jesteś bardzo mądrym chłopcem, Dolg.
Taran i Villemann cieszyli się bardzo głośno, Nero skakał wokół Dolga. Dla zabawy pies pobiegł kawałek za jeźdźcami i naszczekał na nich swoim najgrubszym głosem, a potem wrócił i domagał się pochwał.
– Co za świnie! – prychała Taran. – Spójrzcie, jak Poplamili moją śliczną sukienkę!
Tego dnia miała na sobie swoją żółtą „wyjściową” sukienkę. Taran zmieniała stroje przynajmniej trzy razy dziennie i zarówno mama, jak i babcia prosiły j% by się tyle nie przeglądała w lustrach.