Выбрать главу

Rozstanie zakłóciło nieco radość dzieci, wkrótce jednak spotkały ludzi z pałacu i triumfalny pochód się rozpoczął.

Erling wjechał na dziedziniec od strony łąk w chwili, gdy pomagano dzieciom zsiąść z koni.

– Słyszałem dworski dzwon. Czy oni…? Och, są wszyscy! Cała trójka! I jak widzę, w dobrym zdrowiu. I Nero, no dobrze, już dobrze, przecież widzę, że jesteś, Nero! Co się stało? Skąd oni wracają? Gdzie się podziewali?

– Nie wiem więcej niż ty – roześmiała się Theresa. Była teraz podwójnie szczęśliwa. – Musimy czym prędzej zabrać ich do domu i wypytać o wszystko.

Księżna zwróciła się do służby i ludzi z sąsiedztwa.

– Chciałam wam wszystkim podziękować za nieocenioną pomoc! – zawołała. – Właściwie powinniśmy uczcić powrót dzieci, ale jeszcze nie możemy. Jak wiecie, oboje rodzice moich wnuków znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie, i dopóki ich nie odnajdziemy, nie mamy, niestety, powodu do świętowania.

Wszyscy rozumieli to bardzo dobrze.

– Jeśli jeszcze moglibyśmy w czymś pomóc… – powiedział najbliższy współpracownik księżnej w Theresenhof, a inni mu przytakiwali.

– Dziękuję. Bardzo możliwe, że będziemy potrzebować waszej pomocy, kiedy dowiemy się czegoś więcej. Bo na razie, to…

Theresa rozłożyła bezradnie ręce.

Nareszcie udało się posadzić dzieci przy stole w jadalni i podać im ciepły posiłek. Nero wszedł pod stół na wypadek, gdyby tam coś od czasu do czasu spadło. Zawsze czuwał przy krzesłach dzieci, które rozpieszczały go nieprzyzwoicie. W jadalni znaleźli się też babcia Theresa i jej pokojówka oraz wuj Erling i z rosnącym przerażeniem słuchali opowiadania Dolga. Młodsze dzieci, które nie znały jeszcze całej historii jego wyprawy na bagna, wprost połykały słowa starszego brata, a Villemann krzywił się gniewnie.

– Dlaczego mnie nie obudziłeś, Dolg? Przecież bym ci pomógł.

Dolg położył dłoń na ręce brata.

– Wiem, Villemann, ale to nie była moja decyzja.

– Mówisz o istotach podobnych do ciebie – wtrąciła Theresa. – Czy wiesz, kim one są?

– Niestety, nie dowiedziałem się – odpad Dolg ze smutkiem. – Niczego nie żałuję bardziej niż tego, że ich nie spytałem, kiedy był na to czas. A potem po prostu zniknęły.

Erling starał się wyciągać wnioski z informacji przekazanych przez chłopca.

– Sądzisz więc, że kula może przywrócić waszego tatę do życia?

– O, tak! Ona posiada niewiarygodną siłę.

– Ja jej dotykałam – oznajmiła Taran, która zdążyła się przebrać w różową „popołudniową” sukienkę. – I to ja ją uratowałam z rąk rycerza – rozbójnika.

– Już o tym słyszeliśmy, Taran – rzekła Theresa z uśmiechem. – A poza tym nie ma już rycerzy – rozbójników.

– Ale on wyglądał właśnie tak.

– W to wierzę. Mów dalej, Erlingu!

– Cóż, Dolg, z tego wszystkiego, co powiedziałeś, wynika, iż zdaniem Cienia nie mamy do stracenia ani chwili. Móri potrzebuje jak najszybciej naszej pomocy, ale ponad wszystko ty potrzebujesz snu. W takim razie ja wezmę kulę i pojadę do Szwajcarii co koń wyskoczy. Będę tam jeszcze dzisiaj wieczorem.

Dolg potrząsnął przecząco głową.

– Cień powiedział, że nie wolno mi nikomu oddawać kuli. I to ja mam udzielić pomocy tacie.

Przy stole powstało zamieszanie, wszyscy mówili, co, ich zdaniem, należałoby zrobić, w końcu księżna rozstrzygnęła sprawę.

– Wyruszycie zaraz powozem, a kilku naszych ludzi będzie wam towarzyszyć aż do świtu. Zarówno Dolg, jak i Erling powinni spać tej nocy, ale mogą to zrobić w powozie i w ten sposób nie stracą czasu. Weźmiecie ze sobą konie wierzchowe i rano pojedziecie dalej, a ludzie wrócą z powozem do domu.

– Znakomity pomysł, Thereso – powiedział Erling. – Z jedną tylko poprawką… Później również będziemy potrzebowali powozu, żeby przywieźć Móriego do domu. Zatem wszyscy będziemy musieli pojechać aż do końca. Ja będę wskazywał drogę. Zgodzisz się na to?

– Nie! Nie! – wołali Taran i Villemann jedno przez drugie. – My też chcemy jechać!

– Co to, to nie, moi kochani! – zaprotestowała Theresa. – Tym razem nic z tego nie będzie.

– Ale Dolg jest od nas starszy tylko o dwa lata. To niesprawiedliwe – upierał się Villemann.

– W powozie nie będzie dla was miejsca, jeśli Erling i Dolg mają w nim spać.

Trudny problem rozwiązał Dolg.

– Villemann i Taran, posłuchajcie mnie! Cień zwierzył mi się, że przyjdzie też kolej i na was. Za kilka lat każde z was otrzyma swoje zadanie. Tym razem jestem zmuszony jechać sam, bez was, chociaż Cień powiedział, że wspaniale było mieć was podczas wczorajszej wyprawy.

Rodzeństwo patrzyło na niego zdumione.

– Swoje zadanie? – zapytał Villemann.

– Tak. I Taran również.

Villemann patrzył na brata zachwycony.

– To ja sobie wtedy dam radę tak samo dobrze jak Dolg.

– I ja też! – krzyknęła Taran.

– Ale jednak chciałbym mieć wtedy Dolga przy sobie – ciągnął Villemann.

– I ja też – powtarzała za nim Taran.

– Dziękuję wam – rzekł Dolg ze śmiechem. – Jesteście najcudowniejszym rodzeństwem, jakie mam.

Malcy długo jeszcze się cieszyli tym komplementem, dopóki nie odkryli, że nie jest on wcale taki wspaniały, jak się początkowo wydawało.

Erling spojrzał na Dolga z uznaniem, jakby chciał powiedzieć: Nadzwyczajnie poradziłeś sobie z kłopotem. Wszyscy przecież wiedzieli, że gdyby Taran i Villemann musieli bez specjalnego uzasadnienia zostać W domu, to dorośli ani na sekundę nie mogliby spuścić ich z oczu, bo malcy natychmiast wyruszyliby w ślad za bratem. Dolg oddalił takie niebezpieczeństwo.

– Dolg, a czy teraz możemy obejrzeć magiczną kulę? No i twoje rysunki? – zapytał Erling.

Chłopiec wahał się.

– Boję się tak pokazywać kulę, bo ona ma bardzo silne działanie na ludzi, a przecież nie wiemy, jakie są tego ewentualne skutki. Pamiętajcie więc, że nie wolno jej wam dotykać, żeby nie wyzwolić w sobie jakichś nieznanych sił…

– A ja jej dotykałam – wtrąciła Taran pośpiesznie.

– Wiemy o tym i ja, i Cień, ale nie orientujemy się jeszcze, jakie to może pociągnąć za sobą konsekwencje.

– Och, to niezwykłe – powiedziała Taran zachwycona.

– No tak. Musimy też pamiętać, że kula sprawiła, iż wielkie rzesze błędnych ogników wróciły do swojej pierwotnej postaci, a potem całkiem zniknęły. I to tylko dzięki temu, że na nią patrzyły.

– Och, ja za nic nie chciałabym zniknąć – rzekła pośpiesznie stara pokojówka.

– Nie, na pewno do tego nie dojdzie – zapewnił ją Dolg z powagą. – Ale przecież od dawna cierpisz na dotkliwe bóle ramion i bioder, prawda?

– Niestety tak. Strasznie dokucza mi reumatyzm.

Dolg zastanawiał się.

– Ja nigdy nie dotykałem kuli – informował Villemann. – Ale patrzyłem na nią i wcale nie zniknąłem.

Wszyscy dorośli myśleli to samo. Widzieli, że w oczach Villemanna pojawił się nowy blask oraz że i tak bardzo ładne rysy bliźniaków mają teraz w sobie jakieś eteryczne piękno. A najwyraźniejsze zmiany obserwowali u Dolga, było w nim coś podniosłego, niezwykle szlachetnego.

Zastanawiali się, co takiego chłopiec w sobie ma. To siła, której jeszcze nie zdążył wypróbować.

Użył jej dotychczas tylko raz wobec tych złych ludzi, na których zesłał zapomnienie.

– Nie tak mało wymagamy od tej kuli – powiedział po dłuższym zastanowieniu. – Żądamy, by przywróciła tatę do życia, może więc powinniśmy najpierw wykonać próbę?

Zapytał pokojówkę, czy może dotknąć kulą jej ramienia. Zapewnił, że nie jest to w najmniejszym stopniu niebezpieczne, a może tak się zdarzy, że magiczna moc pomoże na jej reumatyczne bóle.