Выбрать главу

– Wróciłeś? Czy coś się stało? – pytała zaniepokojona. – Czy to coś z…?

– Nie, wasza miłość, wszystko jest dobrze. Ja wróciłem tylko, żeby przekazać list i wiadomość od pana Müllera. To bardzo ważne. I zaraz potem muszę wracać.

– Powinieneś najpierw coś zjeść, poza tym trzeba ci zmienić konia – powiedziała Theresa zdenerwowana, odbierając list od posłańca. – A jaką wiadomość masz jeszcze dla mnie?

– Pewnie źle się wyraziłem. Wiadomość jest w liście.

– Rozumiem – Theresa uśmiechnęła się. – Idź teraz do kuchni i powiedz, żeby ci dali jedzenie z pańskiego stołu!

Nie czekając otworzyła list. Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że ledwie mogła utrzymać arkusik

Moja najdroższa Przyjaciółko, przeczytała pierwsze słowa i uznała, że to bardzo piękny początek. Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Dopiero co spotkaliśmy po drodze kardynała i wielu innych purpuratów. Kardynałowi towarzyszy ów wioski pan z blizną, jeśli go pamiętasz. Zdaje mi się, że ma na imię Lorenzo.

Przestraszyłem się bardzo, że oni jadą do Theresenhof, więc wypytałem w pierwszej gospodzie po drodze. Dowiedziałem się, że kardynał zdąża do Heiligenblut. Ma się tam podobno odbyć jakieś ważne spotkanie kościelnych dostojników.

Jest jednak inna sprawa, która mnie niepokoi. Nasza Tiril zniknęła, jak wiesz, bez śladu. I jeśli mówię „bez śladu”, to dokładnie to mam na myśli. Mijaliśmy pałac biskupa Engelberta i pozwoliłem sobie przeprowadzić dyskretne poszukiwania w okolicy jego domostwa. Udało nam się spotkać kobietę pracującą w pałacowej kuchni, ale ona nie słyszała nawet pogłosek o kimś w tajemnicy trzymanym w pałacu. Z tego wnoszę, że Tiril tam nie ma. Poważnie się o nią martwię. Nie mam teraz czasu na gruntowniejsze poszukiwania, najpierw musimy pomóc Móriemu, ale boję się, że czas zatrze nawet te nikle ślady, jakie jeszcze gdzieś istnieją.

Co robić? Rzecz jasna nie oczekuję od Ciebie odpowiedzi na to pytanie, ale tylko Ty zrozumiesz mój niepokój!

Dolg serdecznie pozdrawia babcię i rodzeństwo. Przez cały czas o Was myślimy.

Twój przyjaciel na zawsze, Erling.

Theresa oddychała pospiesznie. Już podczas czytania listu podjęła decyzję. Teraz była pewna, że tak właśnie należy postąpić.

Cesarz zaczynał się przygotowywać do odjazdu, nie miał już więcej czasu.

– Karl – zaczęła Theresa stanowczym głosem. – Na ogół nie mam zwyczaju zamęczać cię prośbami, prawda?

– Tak rzeczywiście jest. – Cesarz uśmiechnął się ciepło. – Czasami mam nawet z twojego powodu wyrzuty sumienia.

– Teraz jednak chciałam cię o coś prosić. Jak wiesz, mojej córki, Tiril, nie ma w domu. Właśnie otrzymałam wiadomość, że znalazła się w tarapatach. Chodzi o okup i temu podobne. Nie, nie mam czasu wyjaśniać ci szczegółów. Czy mógłbyś mi pożyczyć czterech twoich wspaniałych gwardzistów? Tylko na jeden dzień. Odeślę ich jutro rano. Będziesz tak dobry?

– Czy Tiril dostała się w ręce złych ludzi? W takim razie ja mogę…

– Nie teraz, Karl. Czas nagli. Ja wiem, jak można ją z tego wydostać bez okupu, ale, jak mówię, do tego potrzeba mi czterech gwardzistów.

Po długim wahaniu i licznych napomnieniach cesarz ustąpił. Zresztą spieszył się i właściwie nie miał wyboru.

Potrząsał jednak zatroskany głową, kiedy wraz z całym orszakiem opuszczał dwór.

Czterej ludzie zostali w Theresenhof. Taran zdążyła już wystroić się bardzo pięknie i zabawiała ich radosnym szczebiotaniem.

Dwaj gwardziści otrzymali polecenie pozostania w domu, by za cenę własnego życia ochraniać wnuki księżnej. Dzieciom nie wolno na krok opuścić dworu. I co najważniejsze: nie wolno im pod żadnym pozorem zbliżyć się do schodów werandy.

– Trzeba wam wiedzieć – powiedziała Theresa do gwardzistów – że ja nie wierzę ani odrobinę ich niewinnym oczom. Jeśli wbiją sobie do głowy, że chcą przeżyć przygodę, to na pewno wprowadzą ten pomysł w życie. Muszę mieć pewność, że są bezpieczni i że nie powinnam się o nich martwic.

Żołnierze rozumieli, twierdzili jednak, że chyba wystarczy mieć dzieci na oku.

– Ha! – rzekła Theresa z goryczą. – Bo wy nie znacie moich ukochanych wnucząt!

Zabrała pozostałych dwóch gwardzistów i wkrótce wszyscy troje opuścili dwór.

Dokąd się udajemy, wasza wysokość? – zapytał jeden.

– Na spotkanie dostojników Kościoła w Heiligenblut.

Gwardziści popatrzyli po sobie. Na kościelne spotkanie nie jest chyba potrzebna osobista ochrona?

– Niestety, muszę was uprzedzić, że starcie może być bardzo ciężkie. Nie o spotkanie dostojników mi, oczywiście, chodzi, ale proszę was, użyjcie broni, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Uznała, że powinna jednak wprowadzić ich trochę w całą historię.

– Cesarz, mój brat, nic o tym nie wie, bo nie chciałam składać na jego barki moich zmartwień. Otóż istnieje tajny zakon, którego członkami są osobistości z najwyższych sfer całej Europy. Zresztą jest ich bardzo niewielu, słyszałam, że zaledwie dwudziestu jeden mężczyzn, ale nie jestem pewna. Bracia zakonni poszukują czegoś, co przez fatalny przypadek stało się własnością mojej córki. I muszę powiedzieć, że nie przebierają w środkach. Teraz pojmali moją córkę, ale ja mam pomysł, jak się dowiedzieć, gdzie ją przetrzymują. Tylko że to, co zamierzam uczynić, wymaga wielkiej odwagi, zarówno z mojej, jak i z waszej strony. Pójdziecie ze mną?

Jeden z gwardzistów roześmiał się.

– Wszystko, co wasza wysokość mówi, brzmi podniecająco! To o wiele ciekawsze od stania na warcie przed pałacem cesarskim. Czy moglibyśmy otrzymać trochę bardziej szczegółowe informacje?

Theresa wahała się.

– No, nie wiem… Mogę powiedzieć tylko tyle, że członkowie zakonu zamordowali mojego zięcia, ojca dzieci, które widzieliście.

– Czarujące dzieciaki – wtrącił drugi z gwardzistów. – Ale, jak rozumiem, istnieje ryzyko, że biedactwa mogłyby zostać pełnymi sierotami

– Bardzo duże ryzyko. Tylko ja się chyba wyraziłam nieściśle, mój zięć znajduje się na granicy pomiędzy życiem a śmiercią. Jego syn, najstarszy z moich wnuków, jest teraz w drodze do niego; będzie próbował przywrócić go do życia.

– Mały chłopiec? W jaki sposób zdoła…?

Theresa przerwała mu.

– Będzie najlepiej, jeśli dowiecie się wszystkiego. Otóż mój zięć i jego najstarszy syn posiadają… ponadnaturalne zdolności. Ponadto oni znaleźli jedną z tych trzech rzeczy, których poszukują bezwzględni członkowie rycerskiego zakonu. Przedmioty owe obdarzone są wielką mocą, wierzymy, że to, co ma ze sobą mój wnuk, może przywrócić do życia jego ojca.

Żołnierze milczeli.

– Tak, rozumiem, że to może brzmieć jak baśń, ale gdybyście przeżyli choćby małą cząstkę tego, co ja doświadczyłam, to byście mi uwierzyli. To, co my, Habsburgowie, zawsze uważaliśmy za związaną z naszym rodem legendę, okazało się rzeczywistością! Nie chcemy, żeby zły zakon chwycił w swoje szpony przedmioty, których poszukuje. Ja myślę, że to by oznaczało kata, strofę dla ludzkości i dla całej ziemi.

– Wasza wysokość, my jesteśmy oficerami gwardii Jego Cesarskiego Majestatu. Bardzo poważnie traktujemy naszą przysięgę na wierność. Będę szczery i powiem, że wasza wysokość tym większą wzbudza w nas ciekawość, im więcej szczegółów się dowiadujemy. Czy księżna pani mogłaby powiedzieć nam coś jeszcze?

Po krótkim wahaniu Theresa rzekła:

– Poczekajcie, aż przybędziemy do Heiligenblut! Jeśli wtedy uznam, że to potrzebne, dowiecie się więcej.

Musieli ustąpić. Obiecali jednak słuchać jej rozkazów i bronić jej życia, narażając swoje, jeśli się to okaże konieczne.