Выбрать главу

Ależ, na Boga! – zawołał cesarz zdumiony. – To przecież klejnot Habsburgów, który zaginął chyba w poprzednim pokoleniu! Skąd go macie?

Ponieważ księżna nie mówiła, że okoliczności znalezienia kielicha mają pozostać w tajemnicy, opowiedzieli, co się wydarzyło.

Cesarz słuchał z błyskiem w oku.

– Engelbert von Graben? Nie mówicie tego poważnie!

Obaj zaklinali się, że to wszystko prawda.

– Biskup? Nie, przedstawiliście mi to w zbyt wielkim skrócie. Poproszę o szczegóły!

Kiedy już wyjaśnili wszystko bardzo dokładnie, cesarz oparł łokcie na okiennym parapecie i w zamyśleniu, z uśmiechem na wargach wyglądał na dwór.

– Nigdy nie umiałem rozgryźć tego człowieka – powiedział w końcu… Już jako dziecko był nijaki i za dużo paplał. Z jego strasznym wujem, kardynałem, nic nie mogę zrobić. To Szwajcar. Ale Engelbert… Będzie to dla mnie prawdziwa przyjemność pozbawić go biskupiego tytułu.

Zwrócił się do gwardzistów.

– Bo przecież nie możemy mieć za biskupa drobnego złodziejaszka?

– Oczywiście, wasza cesarska mość! – odpowiedzieli, obaj w pozycji na baczność.

Cesarz spoważniał.

– Ale co to za straszne kłopoty, w jakie popadła moja siostra i jej rodzina?

– Wasza cesarska mość – wtrącił jeden z gwardzistów. – Czy wolno mi coś powiedzieć? Chciałbym podziękować waszej cesarskiej mości, że mogliśmy służyć księżnej pani. Obaj żywimy dla niej najwyższy szacunek. To niezwykle szlachetna i czarująca dama. Tak wspaniałej osoby nie spotkaliśmy jeszcze nigdy w życiu.

– Tak, Theresa to nadzwyczajny człowiek – przyznał brat nieobecny myślami.

– No i księżna poleciła nam przekazać waszej cesarskiej mości, że gdyby musiała jechać pod hiszpańską granicę, to chciałaby nas mieć przy sobie. Jeśli wasza cesarska mość me będzie nas akurat potrzebował w domu.

Karol VI, cesarz Austrii i Węgier, uśmiechnął się do nich smutno.

– Czasami godność cesarska bywa niewygodą. Sam bym jej chętnie towarzyszył, ale akurat mnie tego nie wolno. Jeśli Theresa was potrzebuje, to zawsze będziecie do jej dyspozycji.

Obaj rozpromienili się z radości, zasalutowali, stukając ostrogami, i wycofali się z pokoju.

Karol długo siedział pogrążony w myślach.

– Biskup Engelbert von Graben – szepnął. – Coś mi mówi, że to ty jesteś ojcem córki Theresy. Nigdy sobie nie zasłużyłeś na tę lojalność, jaką ona ci przez tyle lat okazywała, nie ujawniając prawdy. Ale teraz się zemściła. I ja też, za całe to twoje wstrętne gadanie na mnie i na moje rodzeństwo, kiedy byliśmy mali. Za twoją pychę w dorosłym życiu. Teraz zedrę z ciebie wszystko, tak jak się skubie kurę. I to będzie moja największa radość!

Rozdział 20

Nieznośny ból przeszył głowę Tiril. Próbowała zaciskać powieki, by słońce nie świeciło jej w oczy, lecz ono raziło ją i tak, przyprawiając o utratę zmysłów.

Dzień za dniem w najbardziej upokarzający sposób wieziono Tiril na zachód.

Od dawna już nie było mowy o podróżowaniu powozem. Bo też i nie jechała żadnym powozem, tylko starą, rozklekotaną, skrzypiącą furą, jaką zwykle ciągną woły. Ta, choć zaprzężona w dwa konie, i tak była bezlitosna dla obolałego ciała Tiril, a poza tym nadal śmierdziała gnojem, który niegdyś na niej wożono. Tiril musiała leżeć związana na dnie fury, przykryta cuchnącą końską derką.

Czuła się potwornie od tego trzęsienia, nie mogła do niego przywyknąć.

Przewodnicy się zmieniali. Teraz jest Francuz. Strażnicy jednak wciąż byli ci sami. Nieokrzesane typy posługujące się ordynarnym językiem, mówiący wyłącznie o kontaktach z kobietami. Tiril uważała, że nie może już doznać większego upokorzenia niż na dnie tej furki, gdzie leżała związana, brudna, a pchły i inne paskudztwo łaziło po niej stadami. Włosów nie czesała od wielu dni. Pozwalali jej załatwiać potrzeby fizjologiczne tylko rano i wieczorem, poza tym nigdy. Zdarzało się więc, że godzinami musiała leżeć w udręce, bo nie chciała zmoczyć ubrania, skoro i tak nie mogła w żaden sposób dbać o czystość. Każdego ranka dawali jej wodę do picia i trochę chleba, prócz tego nic więcej. Często pod tym piekącym słońcem doskwierało jej straszne pragnienie, a knebel w ustach jeszcze je powiększał, poza tym porobiły jej się rany na wargach. Skórę miała spaloną słońcem i popękaną od nocnego lodowatego deszczu. Bo również nocami musiała leżeć na dnie tej fury, mocno przywiązana, żeby nie mogła uciec, a strażnicy dbali zawsze, żeby furka była dobrze ukryta i nikt niepowołany jej nie widział.

W tej sytuacji wielką pociechą było odczuwać bliskość Nidhogga i Zwierzęcia. Nie mogły wprawdzie nic dla niej zrobić, ale przynajmniej przy niej były i to czyniło życie Tiril na tyle znośnym, że udawało jej się powstrzymywać płacz. Bo płacz teraz, w tym palącym słońcu, z kneblem w ustach, wyczerpałby ją ostatecznie.

Dzień za dniem furka skrzypiała na drogach.

Czy człowiek może zostać bardziej upokorzony?

Owszem, może. Tiril omal tego nie doświadczyła pewnego wieczora, kiedy pozwolili jej wyjść za potrzebą, co już samo w sobie było straszne, bo zawsze byli przy niej strażnicy.

Tego wieczora jej strażnicy wypili zbyt dużo. Powinna przewidzieć, co się może stać, kiedy wracała do furki. Powinna się tego domyślić na podstawie ich rozmów.

– Ale przecież nie pozwolili nam – mówił jeden.

– Ech, kto się będzie przejmował taką tam. Tak daleko od domu. I niech mnie diabli, jeśli jeszcze kiedyś do niego wróci, tyle sam pojmujesz, nie?

– Nikt się o niczym nie dowie – warknął trzeci. – Bo i komu mogłaby nagadać?

Tak więc wszyscy trzej się w zasadzie zgadzali. A kiedy czwarty, który ją odprowadzał na stronę, dowiedział się, o co chodzi, natychmiast się do nich przyłączył.

Woźniców akurat nie było.

Ten, który odprowadzał Tiril do lasu, polecił jej wejść na furkę, po czym związał jej ręce i nogi, ale knebla nie zdążył założyć, bo taki był ciekawy, o czym rozmawiają pozostali.

– Przecież ona może naskarżyć – powtarzał jeden, który w dalszym ciągu miał wątpliwości.

– Komu? Teraz jesteśmy już bardzo daleko od kardynała, a ona nigdy nie wróci.

– Starzec podróżuje tędy, i to dwa razy do roku!

– Już nie. Za bardzo schorowany.

– Nie bądź taki pewien. Ostatnio bardzo się ożywił.

– Czemu się z nią tak cackają? Co ona taka ważna? Przeważnie kardynał nie ma żadnych skrupułów.

– Jego bratanek protestował, że ją złapali. Kardynał cos mu tam obiecywał.

– Głupie gadanie – burknął czwarty. – Który zaczyna?

– Ja. Szlachetne panie mają taką delikatną skórę. Chcę ją mieć świeżą i zdrową.

Wtedy do Tiril dotarło, co te dranie mają na myśli.

– Nie! – poprosiła cichutko. – Nidhogg, nie pozwól!

Jej niewidzialni przyjaciele byli najwyraźniej zaniepokojeni.

– My nie możemy nic zrobić – szepnął Nidhogg. – Tamtym razem, kiedy złapaliśmy Mondsteina i von Kaltenhelma, Móri znajdował się w pobliżu, działaliśmy w jego imieniu. Ty jesteś poza naszym zasięgiem, chociaż uwielbiamy cię tak samo jak jego.

Uwielbiamy? Jakie dziwne i… jakie piękne określenie!

– A poza tym te potwory nie mogą nas widzieć – szeptał Nidhogg – ale poczekaj, ja pomyślę.

– Musisz myśleć szybko – ponaglała Tiril w panice, bo pierwszy już się zbliżał do furki. Rozdziawiaj gębę w obrzydliwym uśmiechu i klęknął przy niej, żeby rozwiązać rzemienie krępujące jej nogi. Tiril kopnęła go z rozmachem.

– No, no, popatrzcie, ona kopie! – zwrócił się do kamratów, zgromadzonych obok.

Śmiali się paskudnie i pomagali mu rozwiązać jej ręce po to, by przywiązać je do boków fury. Tiril broniła się jak szalona, ale miała przeciwko sobie czterech silnych mężczyzn.