Nie pomyślał jednak, że on sam też urodził się ze znakiem czarnoksiężnika na barku. Jego z pewnością też czeka ten sam tragiczny los po śmierci.
Ale Dolg rzadko myślał o sobie.
Wuj Erling przystanął. Wielokrotnie mówił Dolgowi~ że nie musi się do niego zwracać per wuj, traktował chłopca jak dorosłego. Ale stare przyzwyczajenia dawały o sobie znać.
– To było tutaj – rzekł Erling z drżeniem. – Jeszcze są ślady tam, gdzie mnie ciągnęli.
Jeden z woźniców podszedł do krawędzi i spojrzał w dół.
– Jezus Maria – jęknął.
Nawet Nero odskoczył od urwiska. Woźnice słyszeli o uratowaniu Erlinga i początkowo nie chcieli w to wierzyć. Czy teraz uwierzyli?
– Tutaj są ślady wielu ludzi – oznajmił drugi.
– Tak, było nas tu przecież kilkoro – zgodził się Erling. – Ci, którzy na nas napadli… Nie, to chyba za dużo śladów! Aż tylu to nas nie było.
– Gdzie jest tata? – dopytywał się Dolg pobladłymi wargami.
Erling spojrzał na niego i pomyślał, że chyba nigdy jeszcze nie widział nic bardziej wzruszającego niż ten dwunastolatek o ogromnych przestraszonych oczach.
Wciągnął głęboko powietrze.
– Ostatnie, co widziałem, to jak Móriego przeszywa miecz. Stał wtedy tam. Dość daleko pod lasem, jak widzicie. A tutaj są ślady, jakby wleczono coś ciężkiego… Wygląda na to, że mordercy ukryli go w lesie. 0, tam, ten stos gałęzi! Chodźcie! Zaczekaj, Nero, zaczekaj!
Pobiegli do gałęzi, ale kiedy znaleźli się blisko, wszystko stało się dla nich jasne. Gałęzie zostały najwyraźniej odrzucone na bok, natomiast na trawie w dalszym ciągu widoczny był odcisk ludzkiego ciała, które musiało tam leżeć dosyć długo.
Popatrzyli jeden na drugiego, gdy Nero obwąchał gałęzie i wydał z siebie przeciągłe wycie.
– Jego tu nie ma – stwierdził Dolg głucho.
– Jak widać.
– Te wszystkie ślady… – wtrącił woźnica.
– Tak. Ktoś tutaj był i zabrał ciało – potwierdził Erling. – Dużo ludzi.
– Czyżby wysłannicy kardynała zdołali tu dotrzeć? – zapytał Dolg ze łzami w głosie. – Czy przyszliśmy za późno? Teraz go już nie odnajdziemy. Nie wiemy zupełnie nic, co z nim zrobili!
– Nie, dlaczego mieliby to być słudzy kardynała? Przecież zatarli za sobą ślady. Po co mieliby tu wracać? – zastanawiał się Erling.
I jakby nagle wszyscy pomyśleli to samo. Patrzyli na siebie jak oniemiali.
– Ludzie ze wsi – powiedział w końcu woźnica niepewnie.
– Pogrzeb! – jęknął Erling. – O mój Boże, pogrzeb!
Dolg w największej rozpaczy zaczął się głośno żalić:
– O, nie! Oni nie mogą pochować mojego ukochanego taty! To największy czarnoksiężnik na świecie!
Chyba nigdy ludzie nie biegli tak szybko, jak ci czterej spod ruin zamku Graben. A najszybciej pędził Nero. Jakby wiedział, o co chodzi.
Margit Sandemo