Выбрать главу

Kiedy wyjeżdżali z garażu, Rydell dostrzegł dwóch gliniarzy stojących obok wielkiego napisu z nierdzewnej stali, głoszącego: METRO. Nosili klimatyzowane hełmy z przezroczystymi plastikowymi wizjerami. Szturchali pałkami jakiegoś starca, chociaż nie wyglądało na to, żeby je włączyli. Stary miał dziury na kolanach dżinsów i wielkie kawały plastra na obu policzkach, co niemal zawsze oznacza raka skóry. Miał tak spalone ciało, że trudno było powiedzieć, czy to biały, czy kolorowy. Tłum ludzi płynął po schodach za starcem i gliniarzami, pod napisem METRO, omijając ich.

— Witamy w Los Angeles — powiedziała. — Ciesz się, że nie jedziesz metrem.

Tego wieczoru zjedli kolację z samym Aaronem Pursleyem, w teksańsko-meksykańskiej restauracji przy Norm Flores Street, która według Karen należała do Hollywood. Mieli tam najlepsze teksańsko-meksykańskie żarcie, jakie Rydell kiedykolwiek kosztował. Mniej więcej miesiąc później próbował zabrać tam Subletta z okazji urodzin, żeby poprawić mu humor domowym posiłkiem, ale portier nie wpuścił ich.

— Komplet — powiedział.

Rydell widział przez szybę wiele pustych stolików. Było wcześnie i lokal ział pustkami.

— A co z tym? — spytał, wskazując na wszystkie te wolne stoliki.

— Zarezerwowane — odparł portier.

Sublett stwierdził, że ostre przyprawy i tak by mu nie posłużyły.

Krążąc Gunheadem, najbardziej lubił jeździć po wzgórzach i kanionach, szczególnie w jasne księżycowe noce. Czasem widywało się tam takie rzeczy, że człowiek nie był potem pewny, czy naprawdę je widział. W jedną taką noc Rydell skręcił Gunheadem za róg i chwycił w światła reflektorów nagą kobietę, zastygłą jak drżący jeleń na wiejskiej drodze. Stała tam tylko przez sekundę, dostatecznie długo, aby Rydellowi wydało się, że miała na głowie srebrne różki albo jakiś kapelusik z półksiężycem i była Japonką, co natychmiast uznał za najdziwniejsze. Gdy go dostrzegła — zauważył to od razu — uśmiechnęła się. A później zniknęła.

Sublett też ją zobaczył, ale to tylko wprawiło go w jakiś rodzaj rozgadanej, religijnej ekstazy, łączącej wszystkie straszliwe horrory, jakie oglądał w telewizji, z tyradami wielebnego Fallona o wiedźmach, czcicielach szatana i potężnej mocy diabła. Zużył całotygodniowy zapas gumy, gadając bez przerwy, aż w końcu Rydell powiedział mu, żeby się, kurwa, zamknął. Ponieważ teraz, kiedy już zniknęła, chciał o niej pomyśleć. Jak wyglądała, co mogła tu robić i gdzie się podziała. Podczas gdy Sublett ponuro milczał na fotelu obok, Rydell usiłował przypomnieć sobie, jak zdołała tak doskonale i nagle zniknąć. A najzabawniejsze było, że widział to jakby dwukrotnie, podczas gdy wcale nie pamiętał, jak zastrzelił Kennetha Turveya, chociaż tyle razy słyszał, jak mówili o tym asystenci reżysera i prawnicy sieci telewizyjnej, że zdawało mu się, jakby to oglądał — przynajmniej w wersji „Gliniarzy w opałach” (nigdy nie nadanej). Przypominał sobie, że po prostu oddaliła się w dół zbocza obok drogi, chociaż nie potrafił powiedzieć, czy zbiegła tam, czy spłynęła. Jednocześnie pamiętał, że przeskoczyła — choć to niezbyt odpowiednie słowo — na szczyt zbocza po drugiej stronie drogi, jakimś cudem przelatując nad wysrebrzoną kurzem i blaskiem księżyca roślinnością, żeby zniknąć w niewiarygodny sposób, pokonawszy jednym susem dwunastometrową odległość. I czy Japonki miewają takie długie, kręcone włosy? I czy cienista kępka jej włosów nie wyglądała jak wygolona w kształcie wykrzyknika?

W końcu kupił Sublettowi cztery paczki tej jego specjalnej gumy w całonocnej rosyjskiej aptece przy Wilshire, zdumiony ceną, jaką za nią zapłacił.

Widział w tych kanionach również inne rzeczy, szczególnie kiedy przypadała mu ostatnia zmiana. Najczęściej ogniska, maleńkie, w miejscach gdzie nie mogło ich być. A czasami światełka na niebie, ale Sublett nasłuchał się w tym swoim obozowisku tylu głupot o kontakcie, że kiedy Rydell zauważał czasem jakieś błyski, wolał o tym nie wspominać. Jednak czasem, kiedy tam jeździł, myślał o niej. Wiedział, że nie ma pojęcia, czym była, i w pewien przedziwny sposób nie dbał o to, czy była człowiekiem, czy nie. Jednak nie czuł też, aby uosabiała zło — była po prostu inna.

Teraz jechał, gadając o duperelach z Sublettem, na nocnej zmianie, która miała okazać się jego ostatnim patrolem w IntenSecure. Ani śladu księżyca, tylko niezwykle czyste niebo z kilkoma gwiazdami. Pięć minut do pierwszej rutynowej kontroli, a potem zawrócą do Beverly Hilis. Rozmawiali o tej sieci japońskich sal gimnastycznych zwanych „Body Hammer”. Nie uprawiano w nich tradycyjnej gimnastyki; prawdę mówiąc, wprost przeciwnie. Uczęszczały tam głównie dzieciaki, którym podobał się pomysł wstrzykiwania sobie brazylijskich tkanek płodowych i wzmacniania szkieletu czymś, co w ogłoszeniach nazywano „materiałami wspomagającymi”.

Sublett orzekł, że to dzieło Szatana.

Rydell stwierdził, że japońska koncesja.

Gunhead oznajmił:

— Wielokrotne zabójstwo, wzięto zakładników, prawdopodobnie nieletnie dzieci subskrybenta. Benedict Canyon. Macie zezwolenie IntenSecure na użycie wszelkich, powtarzam, wszelkich środków.

Sprawy potoczyły się tak, że Rydell nie zdążył przywyknąć do Karen Mendelsohn, biletów pierwszej klasy ani innych takich rzeczy.

Karen mieszkała na n-tym piętrze Century City II, inaczej „Gluta”, które wyglądało jak wysmukły, półprzeźroczysty zielony cycek i było trzecią co do wysokości budowlą w LA. Przy odpowiednim oświetleniu można było niemal przejrzeć je na wylot i dostrzec trzy gigantyczne, podtrzymujące konstrukcję rozpory o tak ogromnej średnicy, że mógłbyś wepchnąć do niej zwykły wieżowiec i jeszcze zostałoby miejsce. Wewnątrz tego trójnoga znajdowały się szyby wind biegnące pod kątem; do tego Rydell także nie zdążył się przyzwyczaić. Cycek miał starannie skorodowany miedziany sutek, podobny do jednego z tych chińskich kapeluszy, którym można by nakryć kilka boisk piłkarskich. Tam znajdował się apartament Karen, tuż pod nim, razem z setką równie drogich mieszkań, klubem tenisowym, barami i restauracjami oraz centrum handlowym, do którego opłacało się wstęp przed dokonaniem zakupów. Mieszkała na samym skraju i miała wielkie wygięte okna osadzone w zielonej ścianie. Wszystko tam miało różne odcienie bieli, oprócz jej ubrań, które zawsze były czarne; walizek, również czarnych; oraz powiewnych szlafroków frotte w kolorze suchych płatków owsianych. Karen wyjaśniła, że to agresywne retro lat siedemdziesiątych, którym zaczyna być lekko znużona. Rydell doskonale ją rozumiał, ale uznał, że postąpiłby nieuprzejmie, gdyby o tym powiedział.

Sieć załatwiła mu pokój w hotelu „West Hollywood”, wyglądającym jak zwyczajny budynek mieszkalny, ale nie spędzał tam wiele czasu. Zanim wybuchła ta afera z zabójstwami w Pooky Bear w Ohio, przeważnie przebywał u Karen.

Odkrycie pierwszych z trzydziestu pięciu ofiar w Pooky Bear wywarło ogromny wpływ na karierę Rydella jako gliniarza w opałach. Bynajmniej nie pomogło mu to, że policjantki, które pierwsze przybyły na miejsce zbrodni, sierżant China Valdez i kapral Norma Pierce, były bodaj dwoma najładniejszymi kobietami w szeregach policji Cincinnati („cholernie telegeniczne” — powiedział jeden z asystentów reżysera, chociaż Rydell uznał, że w tych okolicznościach takie stwierdzenie brzmi trochę dziwnie). Potem ofiar zaczęło przybywać, aż w końcu zrobiło się ich więcej niż w przypadku jakichkolwiek zarejestrowanych dotychczas seryjnych zabójstw. Później ujawniono, że wszystkie ofiary były dziećmi. Wtedy sierżant Valdez pod wpływem szoku wkroczyła do knajpy w centrum miasta i przestrzeliła oba kolana znanemu pedofilowi — temu zdumiewająco odrażającemu facetowi noszącemu ksywę „Galareta”, który nie miał nic wspólnego z morderstwami w Pooky Bear.