Выбрать главу

— Nie zawieziecie go do szpitala?

— Nie — odparł Fontaine. — Nie robimy tego, chyba że o to poproszą, albo gdy ktoś jest umierający. Wielu z nas ma powody, żeby nie pokazywać się w takich miejscach, gdzie można sprawdzić dane osobowe w komputerach.

— Aha — powiedział Yamazaki, mając nadzieję, że dostatecznie taktownie.

— Właśnie, „aha” — rzekł Fontaine. — Jakieś dzieciaki chyba znalazły go pierwsze i zabrały mu portfel, jeśli jakiś miał. Jednak to wielki, zdrowy koleś i w końcu ktoś go rozpozna. Trudno, żeby nie, z tym ryglem na ptaku.

— Tak — powiedział Yamazaki, nie zrozumiawszy ostatniej uwagi — a ja wciąż mam twój pistolet. — Fontaine rozejrzał się na boki.

— No cóż, jeśli już go nie potrzebujesz, to po prostu wyrzuć go. Jednak ten telefon będzie mi jeszcze potrzebny. A właściwie, jak długo zamierzasz tu zostać?

— Ja… nie wiem — odparł szczerze Yamazaki.

— Będziesz po południu na dole, na paradzie?

— Paradzie?

— Piętnasty listopada. Urodziny Shapely'ego. Warto zobaczyć. Coś w stylu Mardi Gras. Wielu młodych ludzi zdejmuje ubrania, ale nie wiem, czy dopisze pogoda. No, to na razie. Pozdrów Skinnera.

— Tak, pozdrowię — powiedział z uśmiechem Yamazaki, gdy Fontaine ruszył dalej, a tęczowy pompon jego włóczkowej czapeczki pojawiał się i znikał w tłumie.

Yamazaki poszedł w kierunku kramu z kawą, wspominając kondukt pogrzebowy, tańczącą szkarłatną postać z pomalowanym na czerwono pistoletem maszynowym. Symbol śmierci Shapely'ego.

Morderstwo albo — zdaniem niektórych — samoofiarowanie Shapely'ego miało miejsce w Salt Lake City. Siedmiu jego zabójców, uzbrojonych po zęby fundamentalistów, członków białej rasistowskiej sekty zdelegalizowanej w kilka miesięcy po tym zamachu, nadal odsiadywało w Utah, chociaż dwaj z nich umarli później na AIDS, którym prawdopodobnie zarazili się w więzieniu, uparcie odmawiając przyjęcia szczepu wirusa opatentowanego w imieniu Shapely'ego. Milczeli w trakcie procesu, jedynie ich przywódca oświadczył, iż choroba jest karą boską spadającą na grzeszników i nieczystych. Ci chudzi mężczyźni z ogolonymi głowami i pustymi, nieprzeniknionymi oczami byli wysłannikami Boga i jako tacy na zawsze pozostaną na taśmach historii.

Jednak Shapely umierał bogatszy, rozmyślał Yamazaki, stając w kolejce po kawę. Może nawet był szczęśliwy. Widział, jak produkt z jego krwi powstrzymuje pochód ciemności. Teraz pojawiły się nowe plagi, ale żywa szczepionka wyhodowana ze szczepu wirusa Shapely'ego ocaliła niezliczone miliony istnień.

Yamazaki obiecał sobie, że pójdzie obejrzeć paradę z okazji urodzin Shapely'ego. Musi pamiętać, że powinien zabrać notebook.

Stał, wdychając zapach świeżo zmielonej kawy, i czekał na swoją kolej.

Podziękowania

Specjalne podziękowania składam Paolo Polledriemu, kuratorowi Działu Architektury i Wzornictwa Muzeum Sztuki Współczesnej w San Francisco. W 1990 roku pan Polledri, z okazji wystawy pt. „Wizje San Francisco”, zamówił krótki utwór literacki, który zatytułowałem Pokój Skinnera, a także umożliwił mi nawiązanie współpracy z architektami — Ming Fungiem oraz Craigiem Hodgettsem, a z ich mapy miasta (przerysowanej przeze mnie jeszcze raz) zaczerpnąłem Skywalker Park, „Pułapkę” i wieżowce Sunflower. (Z innej pracy zamówionej na tę wystawę, wspaniałego eseju Richarda Rodriqueza Sodoma — refleksje o stereotypie, zaczerpnąłem wiktoriański wynajęty pokój Yamazakiego i melancholię.)

Określenia „światło wirtualne” użył naukowiec Stephen Beck, opisując rodzaj instrumentu wytwarzający „wrażenia optyczne zachodzące bezpośrednio w oku bez użycia fotonów” (Mondo 2000).

Przedstawiając Los Angeles Rydella, wykorzystałem opisy z przeczytanej przeze mnie City of Quartz Mike'a Davisa, a szczególnie jego obserwacje dotyczące prywatyzacji terenów będących własnością publiczną.

Jestem wdzięczny Markusowi, pseudo „Futro”, jednemu z redaktorów „Mercury Rising”, publikowanego dla i przez San Francisco Bike Messenger Association, który uprzejmie dostarczył mi kompletny zbiór wszystkich numerów czasopisma. Potem, przez prawie rok, nie dałem znaku życia, za co gorąco przepraszam. „Mercury Rising” powstał, by „informować, bawić, wkurzać i wszelkimi sposobami umacniać” środowisko posłańców. Pozwolił mi opisać miejsce pracy Chevette Washington oraz stworzyć jej charakterologiczną sylwetkę. Szczególne podziękowania kieruję do Steve'a Matthiassona, którego opowiadanie Man Over Marin zamieszczone w „Mercury Rising” było podstawą snu Chevette w rozdziale ósmym (chociaż przed ukazaniem się wydania książkowego nie rozumiałem, o co w nim chodzi).

Dziękuję także następującym osobom, którym wiele zawdzięczam — cenne merytoryczne uwagi lub wsparcie artystyczne w najważniejszych momentach pracy nad tą książką: Laurie Andersen, Cotty'emu Chubbowi, Samuelowi Delany'emu, Richardowi Dorsettowi, Brianowi Eno, Deborah Harry, Richardowi Kadreyowi, Markowi Lidlawowi, Tomowi Maddoxowi, Pat Murphy, Richardowi Piellischowi, Johnowi Shirleyowi, Chrisowi Steinowi, Bruce'owi Sterlingowi, Rogerowi Trillingowi, Bruce'owi Wagnerowi, Jackowi Womackowi.

Na specjalne podziękowania zasłużyła Martha Miliard, mój agent literacki, wykazując zrozumienie i cierpliwość dla mojej opieszałości, oraz Deb, Graeme i Claire, moi kochani, za to, że jakoś znieśli ten czas, który spędziłem w piwnicy.

Vancouver, B.C.

styczeń 1993