— A skąd się wzięły te pozostałe imiona? — zapytał mimo woli Dirk. Opowieść Gwen zafascynowała go. Zdawała się rzucać nowe światło na to, co powiedział mu Jaan Vikary o świcie na dachu.
— Kiedy wzięliśmy ślub, zabrał mnie z sobą do Ironjade i automatycznie stał się związanym dumą, członkiem rady — mówiła. — To dodało „high” do jego nazwiska i dało mu prawo do posiadania prywatnej własności, odrębnej od własności schronienia, składania ofiar religijnych oraz dowodzenia swymi kethi, braćmi ze schronienia, podczas wojny. Kiedyś wszystkie te imiona były bardzo ważne. Teraz straciły na znaczeniu, ale stare zwyczaje nie znikają.
— Rozumiem — rzekł Dirk, choć właściwie nie rozumiał tego do końca. Wydawało się, że Kavalarzy przywiązują bardzo dużą wagę do małżeństwa. — A co to ma wspólnego z nami?
— Mnóstwo — odparła Gwen, znowu bardzo poważnym tonem. — Kiedy Jaan dotarł na Avalon i ludzie zaczęli mówić na niego Vikary, zmienił się. Rzeczywiście stał się Vikarym, hybrydą swych dwóch obrazoburczych bohaterów. Taka jest potęga imion, Dirk. I to właśnie stało się zgubą dla nas dwojga. Tak, kochałam cię. Bardzo. Kochałam ciebie, a ty kochałeś Jenny.
— Byłaś Jenny!
— Tak i nie. Twoja Jenny, twoja Guinevere. Powtarzałeś to raz po raz. Nazywałeś mnie tymi imionami tak samo często, jak nazywałeś mnie Gwen, ale miałeś rację. To były twoje imiona. Tak, podobało mi się to. Co mogłam wiedzieć o imionach i ich nadawaniu? Jenny brzmi ładnie, a Guinevere ma polor legendy. Co mogłam o tym wiedzieć? Ale z czasem się nauczyłam, nawet jeśli nie potrafiłam ubrać tego w słowa. Problem polegał na tym, że ty kochałeś Jenny, a ja nią nie byłam. Mogła mnie przypominać, ale pozostawała fantomem, życzeniem, marzeniem, które ukształtowałeś na własną rękę. Narzuciłeś mi ją i kochałeś nas obie. Z czasem zauważyłam, że staję się Jenny. Jeśli nada się czemuś imię, to coś zacznie istnieć. Imiona zawierają w sobie całą prawdę i wszystkie kłamstwa, gdyż nic nie zniekształca rzeczywistości skuteczniej niż fałszywe imię, które zmienia ją jednocześnie z jej obrazem. Chciałam, żebyś kochał mnie, a nie ją. Byłam Gwen Delvano i chciałam się stać tak dobrą Gwen Delvano, jak to tylko możliwe, ale pozostać sobą. Nie chciałam być Jenny, broniłam się przed tym, ale ty starałeś się ją zatrzymać i nic nie rozumiałeś. Dlatego właśnie cię opuściłam — dokończyła chłodnym, spokojnym głosem. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Potem znowu odwróciła od niego wzrok.
Dirk wreszcie wszystko pojął. Przez siedem lat nie potrafił tego rozgryźć, lecz teraz doznał przelotnego olśnienia. To dlatego odesłała mi szeptoklejnot, pomyślał. Nie po to, by przywołać mnie z powrotem, ale żeby wreszcie powiedzieć, dlaczego kazała mi odejść. To miało sens. Jego gniew ostygł, przechodząc w pełną znużenia melancholię. Przez jego palce przesypywał się zimny piasek, lecz on nie zwracał na to uwagi.
— Przykro mi, Dirk — powiedziała łagodniejszym tonem, gdy zauważyła jego minę. — Ale znowu nazwałeś mnie Jenny i musiałam powiedzieć ci prawdę. Nie zapomniałam o tobie i sądzę, że ty również o mnie nie zapomniałeś. Miałam czas przemyśleć to przez wszystkie te lata. Kiedy wszystko się układało, było nam naprawdę bardzo dobrze. Dlatego wciąż myślałam: jak coś takiego mogło się popsuć? To mnie przerażało, Dirk. Naprawdę przerażało. Powtarzałam sobie, że jeśli to, co było między mną a Dirkiem, mogło się popsuć, to na niczym nie można polegać. Ten lęk okaleczył mnie na całe dwa lata. Ale wreszcie, u boku Jaana, wszystko zrozumiałam. A teraz usłyszałeś odpowiedź, jaką znalazłam. Przykro mi, jeśli sprawia ci ona ból. Musiałeś się dowiedzieć.
— Miałem nadzieję…
— Nie rób tego — ostrzegła go. — Nie zaczynaj znowu, Dirk. Nawet nie próbuj. Między nami wszystko skończone. Pogódź się z tym. Jeśli spróbujemy znowu, to nas zabije.
Westchnął. Blokowała wszystkie jego ruchy. Przez całą tę długą rozmowę nie dotknął jej ani razu. Czuł się bezradny.
— Jak rozumiem, Jaan nie nazywa cię Jenny? — zapytał wreszcie z gorzkim uśmiechem.
Gwen roześmiała się.
— Nie nazywa. Jako kavalarska kobieta mam tajemne imię i nim właśnie się do mnie zwraca. Ale przyjęłam je, więc nie ma problemu. To moje imię.
Wzruszył tylko ramionami.
— To znaczy, że jesteś szczęśliwa?
Wstała, strzepując piasek z nóg.
— Jaan i ja… no cóż, wiele spraw trudno jest wytłumaczyć. Byłeś kiedyś moim przyjacielem, Dirk, być może najlepszym, jakiego miałam. Ale minęło wiele czasu. Nie naciskaj zbyt mocno. W tej chwili potrzebuję przyjaciela. Rozmawiam z Arkinem, a on mnie słucha i próbuje mi pomóc, ale nie na wiele się to zdaje. Jest zbyt w to zaangażowany, zanadto zaślepiony, gdy chodzi o Kavalarów i ich kulturę. To prawda, że Jaan, Garse i ja mamy problemy, jeśli o to pytasz. Ale trudno mi o tym mówić. Daj mi trochę czasu. Zaczekaj, jeśli chcesz, i znowu stań się moim przyjacielem.
Tafla jeziora była zupełnie nieruchoma w niezmiennym czerwono-szarym świetle zmierzchu. Przyglądając się pokrytej licznymi strupami grzyba wodzie, Dirk cofnął się w myślach do kanału na Braque. Wtedy myślał, że Gwen go potrzebuje. Być może nie wyglądało to tak, jak na to liczył, lecz nadal mógł jej coś dać. Uczepił się tej myśli. Chciał jej coś dać, musiał to zrobić.
— Jak sobie życzysz — powiedział, wstając. — Wielu spraw nie rozumiem, Gwen. Zbyt wielu. Wciąż sobie powtarzam, że połowa wczorajszej rozmowy toczyła się nad moją głową. Nawet nie wiem, jakie pytania powinienem ci zadać. Ale mogę spróbować. Pewnie jestem ci to winien. Coś z pewnością jestem ci winien.
— Zaczekasz?
— I wysłucham cię, gdy nadejdzie czas.